Lista pana Malcolma

Książki, filmy i seriale z akcją osadzoną w epoce regencji trzymają się na rynku mocno. Niestety, Jane Austen napisała tylko 7 powieści (osiem, jeśli uwzględnić niedokończone Sandition), więc trzeba się posiłkować przeróżnymi naśladowcami płci obojga, choć to jednak panie specjalizują się w tego typu literaturze. Jak dotąd nie natrafiłam na godną następczynię/następcę panny Austen, ale od czasu do czasu próbuję. Dlatego wysłuchałam audiobooka Lista pana Malcolma, autorstwa Susanne Allain. Ostrzegam od razu – nie jest to warte Waszego czasu. Taki sobie romansik, może i z ciekawym pomysłem, ale mam wrażenie, że CzatGPT (z którym ostatnio konwersuję i testuję) napisałby coś dużo lepszego. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam informację o filmie powstałym na podstawie tej książki. Czasem ekranizacja świetnej powieści może być fatalna, jak to jest z Netflixowskimi Perswazjami, ale może być i tak, że z kiepskiego materiału wyjściowego można stworzyć coś dużo lepszego. Podczas ostatniego weekendu, siedząc w hot tub na glampingu w górach Galtee, odpaliłam więc film Mr Malcolm’s List, który jest dostępny w streamingu na Amazon Prime.

O dziwo, kiepściutka ta i nudna jak flaki z olejem produkcja sprowokowała pewne przemyślenia, ale o tym później. Najpierw o samym filmie. Bohaterką jest Julia Thistlewaite, panna na wydaniu, która ma chętkę ucapić bardzo pożądanego kawalera, Jeremy’ego Malcolma. Pan Malcolm jest przystojny i zamożny, ale też niesamowicie wybredny gdy chodzi o przyszłą żonę. Julia dowiaduje się od swego kuzyna, że Malcolm posiada listę cech, jakie musi posiadać ewentualna wybranka. Ponieważ sama ich nie spełnia i została przez kawalera odrzucona, postanawia się zemścić. Ściąga do Londynu swą dawną przyjaciólkę Selenę, by uczynić z niej na pozór idealną partię dla pana Malcolma. Kiedy ten się zakocha, Selena odrzuci go mowiąc, że nie spełnia on warunków zawartych na jej liście. Oczywiście wiecie, jak się to skończy – ślubem pary po kilku prostych perypetiach. Jedyną interesującą postacią wydał mi się rywal pana Malcolma o uczucia Seleny, niejaki kapitan Ossory. Aktor go grający skradł zresztą cały show. Gdyby za scenariusz wzięła się Emma Thompson, coś fajnego mogłoby z tego wyjść. Ale się nie wzięła i tak mamy gniota tylko ciut lepszego niż wspomniane Perswazje.

Jednakże co do przemyśleń na tematy zgoła inne niż perypetie matrymonialne w epoce regencji – może pamiętacie z poprzednich postów moją opinię o tzw colour blind casting, czyli zatrudnianiu aktorów do konkretnych ról nie bacząc na ich dopasowanie pod kątem koloru skóry. Absolutnie nie mam nic przeciwko czarnoskórym elfom czy eksplozji róźnych typów etnicznych w Bridgerton, Enoli Holmes itp. Kiedy oglądałam rom com Last Christmas, za wielki plus uznałam, że bohater, obiekt zainteresowania białej dziewczyny, jest Azjatą. W multikulturalnym społeczeństwie, w jakim żyjemy, nie jest to przecież nic dziwnego. Wiele seriali i filmów toczących się w czasach współczesnych pokazuje otoczenie takim, jakie jest, czyli jest miejsce dla aktorów i aktorki różnych ras, wieku, aparycji itp. Ale jednak podczas seansu Listy pana Malcolma (w której to ekranizacji główny bohater jest czarnoskórym XIX wiecznym gentlemanem, Julia jest grana przez Mulatkę, Selena przez Hinduskę, inna poboczna postać przez Azjatkę, a na ścianach rezydencji Malcolma wiszą obrazy przedstawiające jego ciemnoskórych przodków, poprzez poprzednie stulecia, w eleganckich ubraniach, na koniach, w pałacach i tym podobnych okolicznościach przyrody) naszła mnie taka refleksja – czy w przypadku fimów i seriali historycznych taki colour blind casting przynosi więcej pożytku, czy szkody?

Nie sądze, że gdybym była osobą czarnoskórą, ucieszyłoby mnie oglądanie bogatej czarnoskórej arystokracji brylującej na brytyjskim (czy innym) dworze. Bo to nie byłaby część mojej historii! To tak, jakby niewolnictwo i rasizm chciano wymazać z przeszłości, kreując jakąś alternatywną rzeczywistość, której nie było. Ja wiem, że niby mamy nie zwracać uwagi na kolor, o to chodzi w końcu w colour blind casting, ale nie oszukujmy się, w produkacjach osadzonych w jakiejś konkretnej rzeczywistości, zwracamy. Czy mamy iść na całość i kręcić nową wersję Korzeni z białymi aktorami w rolach niewolników? To jest takie leniwe podejście do tematu inkluzywności i równych praw. Kiedyś było dużo gadania o tym, że nie powstaje wystarczająco dużo filmów z kobiecymi głównymi postaciami, więc co zaczęto robić? Przerabiać filmy z bohaterami męskimi, zastępując je kobiecymi. I powstały gnioty typu Ghostbusters z 2016, Oceans 8, What men want, The Hustle. Czy kobiety nie zasługują na napisanie nowych historii? Oryginalnych historii, przez świetnych scenarzystów, w które zainwestują wytwórnie. Tak samo z osobami nie-białymi – przecież mamy przykład choćby na podstawie Everything everywhere all at once, Parasite, Crazy Rich Asians, BlackPanther, że jest miejsce i dla nagród, i dla osiągnięć kasowych dla filmów z nie tylko białymi bohaterami.

Może zamiast zatrudniania jakby na siłę (takie mam bowiem wrażenie) nie-białych aktorów do ról białych osób w serialach i fimach historycznych, dlaczego nie stworzyć produkcji o prawdziwym życiu mniejszości etnicznych w dawnych czasach? Ja na przykład bardzo chętnie zobaczyłabym serial o czasach regencji, którego bohaterem jest George Africanus (1763-1834), pierwszy w Anglii czarnoskóry businesman. Przywieziony do kraju z Sierra Leone, był niewolnikiem i darem dla bogatego arystokraty. Zdobył edukację i pierwszą pracę dzięki swym „właścicielom”, a później założył własną agencję pracy dla ciemnoskórych obywateli oraz prowadził kilka innych dochodowych interesów. Albo o Josephie Emidy (1775-1835), senegalskim niewolniku, który w XIX Kornwalii stał się nie tylko wolnym człowiekiem, ale i znanym kompozytorem, skrzypkiem i kierownikiem orkiestry. Albo o Sarze Forbes Benetta, afrykańskiej księżniczce, której pogmatwane losy od niewolnicy do podopiecznej królowej Wiktorii na pewno byłyby ciekawe. W czasach regencji w Londynie mieszkało około 20.000 ciemnoskórych osób, większość z nich była w służbie lub pracowała fizycznie chociaży w fabrykach, ale taki los dzieliły też tysiące białych. Bardzo podoba mi się ukazanie czarnoskórej społeczności w The Gilded Age. Nie ma tam colour blind casting, ale jest świetny wątek o afroamerykańskiej dziewczynie, dzięki której poznajemy to, czego nam nie da na przykład The age of Innocence – świat zamożnych, wykształconych nie-białych ludzi, którzy funkcjonowali jakby obok, ale w tym samym czasie co nowojorska biała arystokracja.

Kiedy Ke Huy Quan odbierał swoje nagrody za rolę w Everything, Everywhere All at Once, wspominał, że po jego roli w Indianie Jones, kiedy był jeszcze dzieckiem, nie było dla niego miejsca w świecie fimu, bo nie było ról dla Azjatów. Mówił też, że na szczęście dokonują się zmiany i to go cieszy, ale nie sądzę, by chodziło mu o to, że ma szansę zagrać pana Darcy w Dumie i Uprzedzeniu ale o to, że wreszcie kręci się filmy i seriale z dobrze napisanymi rolami dla każdej nacji. I naprawdę, color blind casting nie przeszkadza mi ani nie decyduje o mojej opinii o danym filmie czy serialu. Lista Pana Malcolma to byłby film tak samo nudny i nie warty zobaczenia, gdyby rolę tytułową zagrał (jak to było w planie) Sam Heughan (Outlander) a obsada byłaby biała jak śnieg. Jednak, o ile nie są to historie czysto fantastyczne jak np Bridgerton, to bardzo po łebkach naprawiany „white guilt” i po łebkach pokazywanie, jacy to jesteśmy teraz fair wobec wszystkich (swoją drogą, ciekawe, co by się działo, gdyby np Hitlera zagrał ciemnoskóry aktor).

Kiedyś aktorki narzekały, że nie ma ról dla kobiet po czterdziestce, a już po piędziesiątce to z górki. Jednak nikt nie stwierdził, że w takim razie zrobimy age blind casting i Julię w Romeo I Julii będzie grać pięćdzisięciolatka. Jak idę na Magic Mike’a to też oczekuję, że zobaczę wysportowanych facetów o pięknych ciałach, a nie aktorów wybranych przez body blind casting. A jednak powstają świetne produkcje z rolami zarówno dla aktorów/aktorek w każdym wieku jak i z różnym wyglądem czy urodą. Rozmaici ludzie są wśród nas i mam nadzieję, że będzie to też coraz lepiej odzwierciedlane w kinie i telewizji.

7 uwag do wpisu “Lista pana Malcolma

  1. Dammar

    Zgadzam sie z toba. Ja tez uwazam ze filmy historyczne powinny pokazywac swiat, taki jakim byl a nie takim jakim ktos chce go widziec teraz. Ja tez zastanawialam sie, co by sie stalo, gdyby niewolnikow na plantacjach, grali biali.
    I jeszcze raz sie zgadzam, ze kobiety zasluguja na nowe historie. Chyba, ze nikt nie ma pomyslu jak ta nowa historia mialaby wygladac.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Można (idąc tym tokiem myślenia) nakręcić Przeminęło z Wiatrem, w którym to filmie Scarlett gra ciemnoskóra aktorka, a jej służące byłyby biale;) Nie przeszkadza mi absolutnie takie postawienie sprawy we współczesnych filmach, ale wybielanie, czy raczej zaczernianie w tym przypadku;) historii, to bzdura. Dlatego wolę Django;)
      W ogóle pewne rzeczy idą w stronę absurdu, ostatnio od osoby aplikującej o pracę na państwowej posadzie usłyszałam, że zarzucono mu za malo “genderowania” w rozmowie kwalifikacyjnej. W Niemczech wygląda to tak, że zwracając się lub mówiąc o grupach np.zawodowych dodaje się gwiazdkę i żeński sufiks “innen”. Przyklad: “koleżanki i koledzy” to Kolleg*innen. I najgorsze, że to się nie tylko pisze, ale zaczyna też wymagać, żeby tak mówić. Brzmi, jakby ktoś dostał czkawki;) H. ze mną na ten temat dużo rozmawia, był ciekawy, jakie mam na ten temat zdanie, jako feministka;) Bardzo mu się spodoba moja odpowiedz, że pierdole, nie mam ochoty być zredukowana do gwiazdki i 4 liter. Jeśli ktoś chce okazać szacunek, solidarność, czy co tam (wg.mnie to powinno być normą), to powinno tego wystarczyć na cały, pełnoprawny wyraz. Naprawdę aż taki wysiłek jest potrzebny i aż tyle czasu więcej potrzeba, żeby powiedzieć: “Kolleginen und Kollegen”? A to genderowanie za pomocą gwizdki i 4 liter jest promowane tak nachalnie, że niedobrze się robi, większość się z tego po cichu nabija (z różnych powodow), ale głośno nikt nie protestuje.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Jest „quota” niewazne czy film o regencji czy o prehistorii i tworcy sie musza dostosowac i wepchac rasy, pary jednoplciowe itd do filmow i seriali, niewazne czy ma to znaczenie dla scenariusza czy nie. A prawdziwy rasism czy homofobia trzyma sie swietnie.

    Polubione przez 1 osoba

  3. W sumie, to powinno być 5 *, prawie, jak *** *****;)

    Uważam, że takie absurdalne zabiegi tylko pogarszają sprawę, bo prowokują do zrobienia z tych grup oszołomów , fanatatykow/fanatyczki, grupy uprzywilejowane itp.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.