Są filmy tak złe, że aż dobre. I oglądając je można się na przykład pośmiać (patrz: 365 dni Ten dzień). A adaptacje książek bywają kiepskie, ale od biedy można zobaczyć. Najnowszy film Netflixa Perswazje, to adaptacja tak ZŁA, że autorka obraca się w grobie jak wirnik a fani pisarki zdzierają zęby ze zgrzytania. Jest to także film tak koszmarny, że ma wielkie szanse na paździerz roku (a zauważcie, że widziałam wspomniane 365 dni).
Moda na regencję i wszelkiego rodzaju dzieła osadzone w tamtej epoce trwa od bardzo dawna. Conajmniej od 1995 roku, kiedy to BBC wypuściło 6-odcinkowy serial Duma i Uprzedzenie z Colinem Firthem – arcydzieło, które moim zdaniem nie ma sobie równych jeśli chodzi o adaptacje prozy Austen. Liczba książkowych romansów inspirowanych Jane Austen lub dziejących się w epoce regencji może i przewyższa liczbę romansów ze Szkotami w kiltach. A już kiedy Netflix pokazał regency fantasy – erotyzowany przebój Bridgerton, świat ponownie oszalał na punkcie odcinanych pod biustem zwiewnych sukien, dopasowanych męskich fraków i przydługich płaszczy.
Nie mam nic przeciw korzystaniu z utworów Austen i przenoszeniu ich na inny grunt. Taka zabawa sprawdziła się świetnie w przypadku Clueless, inspirowanego Emmą, gdzie akcja dzieje się w XX wieku w szkole dla zamożnych dzieciaków z Kalifornii. Bride and Prejudice to bollywodzka wersja Rozważnej i Romantycznej, a na przykład Lost in Austen to serial o nastolatce, która przenosi się do książkowej rzeczywistości Dumy i Uprzedzenia i strasznie tam miesza. Mimo przeniesienia postaci w XX wiek, bohaterka Clueless jest tak samo arogancka jak Emma, tak samo też chce ingerować w życie innych. W filmie From Prada to Nada, dwie siostry mają cechy charakteru podobne do Eleanory i Marianne z Rozważnej i Romantycznej, mimo iż są Latynoskami żyjącymi współcześnie w Los Angeles. Ale Netflixowe Perswazje idą dalej – owszem, uwspółcześnijmy język i historię, ale zostawmy ją w czasach regencji. I zmieńmy bohaterce charakter. Będzie git. Ale nie jest.
Może gdyby Netflix zdecydował się popastwić nad Emmą, albo nad Northanger Abbey, które są powieściami dość zabawnymi i satyrycznymi, a bohaterki robią mnóstwo głupiutkich rzeczy, nie wyszłoby aż tak źle. Ale nie – Netflix wziął na tapetę Perswazje czyli najbardziej poważną książkę Austen, której heroina jest cicha i przygaszona, usuwająca się w cień. Anne Elliot to córka zadufanego w sobie ojca, nie mającego o niej wysokiego mniemania, stara panna, która kiedyś odrzuciła wskutek perswazji bliskich jedynego mężczyznę, którego kochała, bo nie miał wystarczającego majątku ani pozycji w świecie. Po siedmiu latach ów konkurent, teraz zamożny kapitan, wraca do jej okolic i Anne musi w milczeniu patrzeć, jak mężczyzna, którego wciąż skrycie kocha, jej wobec niej obojętny i staje się obiektem zalotów innej kobiety.
Tak więc mamy bohaterkę, która jest przygaszona przez swoją rodzinę – uważającego ją za szarą myszkę ojca i dwie pewne siebie, piękniejsze siostry. Annę, której dobroć i poczucie niższości są wykorzystywane przez innych, która jest pasywna i cierpi w milczeniu, kiedy ukochany mężczyzna po raz drugi może zniknąć z jej życia. A teraz przechodzimy do Anny, jaką zaprezentował nam Netflix, a raczej twórcy tego gniota. Oczami wyobraźni widzę, jak to mogło wyglądać. Zafascynowani sukcesem Bridgerton oraz ciągłym i niesłabnącym fandomem Jane Austeen, producent pomyślał, że przecież jeszcze Fleabag jest bardzo popularnym serialem, nie mówiąc już o Bridget Jones. Mimo, że Bridget to historia sprzed 20 lat, są tacy, którzy ciągle wyobrażają sobie, że kobieta – bohaterka współczesnej komedii romnantycznej – musi pić, nie być specjalnie inteligentna, powielać gafę za gafą i przewracać się. Tak więc Netflixowa Anne to hybryda między Fleabag (z powodu gadania do kamery i mrugania do widza) a Bridget, bo chleje wino praktycznie od rana do wieczora, co niestety afektuje jej durne przemowy i głupie żarty. Wywraca oczami, ma ciężki makijaż, potyka się, pada na twarz i sika pod drzewami w parku.
Specjalista od kostiumów dodał jeszcze coś od siebie, a mianowicie inspirowany Sharon Stone ałtfit złożony z koszuli męskiej i długiej spódnicy, oraz zerżnięty z Emily in Paris francuski beret. Mimo, iż inne osoby są ubrane raczej w zgodzie z ówczesną modą. Oczywiście Anne ma też rozpuszczone, pofalowane włosy z zadziorną grzywką. Naprawdę tylko tatuażu na łopatce i kolczyków Swarovskiego mi brakowało. Język został poddany gwałtowej modernizacji. „If you are 5 in London, you are 10 in Bath„. „We are worse than friends, we are exes„. „How do you dance to Bethoven? In my room, with a bottle of red„. Kiedy Anne nazwała spis klasycznych utworów, rekomendowanych przez ukochanego „playlist”, myślałam, że spadnę z krzesła. Prawie ponownie spadłam, kiedy Lady Russell rzuciła, że na europejskie wakacje jeździ często w poszukaniu męskiego towarzystwa.

Wydawało mi się, że lubimy oglądać filmy i seriale z epoki regencji właśnie dla języka i tego, jakie wtedy wszystko było inne. Niuanse w zachowaniu, układy towarzyskie, flirty z podtekstem. Nawet, jeśli było wiele niesprawiedliwości w tym, jak kobiety były traktowane i jak niewiele znaczyły bez korzystnego mariażu. Humor i satyra w książkach Jane są subtelne, ale o tę subtelność chodzi nam, czytelnikom i widzom, nie o zapodawanie nam zapijaczonej bohaterki z jej playlistą, żalącej się na swoich eks, zastanawiających się, czy są piątką w Londynie czy dziesiątką w Bath!
Co do aktorów – Dakota Johnson mogłaby być całkiem dobrą Anne, w innej adaptacji. Może jest trochę za ładna ale też potrafi zagrać kobietę niepewną siebie, nieśmiałą, nie zwracającą zbyt wielkiej uwagi. Ojca Anne gra Richard E Grant, świetny aktor, pasujący tu jak ulał. Ale np ukochany Anne czyli kapitan Wenworth to facet tak nijaki i nieatrakcyjny, o obliczu boksera, który ma za sobą za wiele nokautów, absolutnie mnie nie przekonuje.To już czarny charakter czyli pan Elliot, grany przez Malezyjczyka Henry’ego Gouldinga, jest zdecydowanie atrakcyjniejszy i charyzmatyczny. Dodam, że mamy tu znów tzw colour blind casting, czyli aktorzy są wszelakich kolorów i pochodzenia etnicznego, co mi osobiście nie przeszkadza.

Nawet odrywając film od Jane Austen i zakładając, że z Perswazjami nie ma nic wspólnego (oprócz imion bohaterów) to i tak jest to ZŁY FILM. Od czasu Bridget Jones w komedii romantycznej (i nie tylko) upopularnił się typ singielki, która jest alkoholizującym się pustakiem, imprezującym ze znajomymi (bądź samotnie z butelką wina), nie mającą zbyt wielkiem inteligencji i co krok robiącej jakieś głupie rzeczy. Choć nawet lubię serię o Bridget, to zawsze zastanawiałam się, co ten Mark Darcy, przystojny, wykszatłcony prawnik widział w Bridget, ośmieszającej go na każdym kroku. I niestety, w tym Netflixowym tworze mamy taką panienkę, tylko w epoce regencji.
Panienka opowiada widzowi wiele rzeczy, bo po co się martwić wprowadzaniem treści akcją i scenariuszem, skoro Anne może wszystko objaśnić w swych monologach. Postacie mają po jednej lub dwóch cechach: Anne jest starą panną i pije po kątach, kapitan jest teraz bogaty i włóczy się na ekranie z głupawą miną, jedna siostra jest hipochondryczką, druga zapatrzoną w siebie laluną, towarzyszka rodziny ma wielkie cycki i adoruje ojca Anne. Kapitan niby to interesuje się inną panienką, Louisą, ale pod koniec filmu w liście wyznaje Anne swoją miłość (mimo wcześniejszego dania jej do zrozumienia, że mogą być tylko przyjaciółmi). Ot cała historia podana tak nudno, że w trakcie pogrywałam sobie w candy crush na telefonie. Tylko ten Henry Goulding przynosi jakieś zainteresowanie i jak pojawia się na ekranie to faktycznie, człowiek się budzi z odrętwienia.

Netflixie, ja nie chcę kolejnej głupawej komedyjki z popijającej wino singielką. Dlatego oglądam ekranizacje słynnych powieści o miłości i czuję się osobiście oszukana, że przerobiłeś jedną z nich na głupawą komedyjkę o popijającej wino singielce. No. A teraz pooglądam sobie Perswazje z 2007 roku, żeby sobie oczyścić kubki smakowe.
Sikanie pod drzewami…hmm, czasem naprawde nie ma innego wyjscia 😉 Dakota nie jest taka zla aktorka, jak sie ja dobrze podprowadzi. Bardzo lubie adaptacje z C. Firthem, ale audiobook Pride & Prejudice (unabridged, wiec 100% zgodny z oryginalem) czytany przez Rosamund Pike zarzucilam po tym jak caly dlugasny rozdzial glowna bohaterka obserwuje jak Darcy udaje ze pisze list, oboje rzucaja sobie jakis prztyczki – doceniam piekny jezyk itd ale dla osoby nie lubiacej fikcji literackiej to jest naprawde nudne. Tym gorzej ze Netflix spieprzyl ten film bo obejrzalabym chetnie, jako ze po wersje ksiazkowa nie siegne.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Moze sprobuj polskiej wersji, ja sluchalam angielskiej I jest ciezka dla ucha. Rozumiem ze nie kazdy musi lubic ten typ powiesci. Co do pana Darcy piszacego list, w ksiazce jest wiele podtekstow ktore eksperci od Austen uznali za erotyczne, np rozmowa o ostrzeniu piora. Panna Bingley mowi do pana Darcy: obawiam sie ze pana pioro zaczyna zle pisac. Prosze mi pozwolic je naostrzyc. Potrafie znakomicie ostrzyc piora. A on: dziekuje, ale zawsze robie to sam. Powiesci Austen maja mnostwo warstw, niestety wiele osob widzi tylko te o malzenstwach:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A tego to nie wiedzialam. Mimo wszystko te salonowe konwersacje o ostrzeniu pior prawdziwych badz aluzyjnych sa nie do przejscia dla mnie. Kochanka Lady Chatterley za to przesluchalam w trymiga mimo ze jezyk jeszcze bardziej archaiczny. North & South rowniez. Ale i tak wole filmy badz seriale, byle dobrze zrobione.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 to chociaz zobacz serial Duma I uprzedzenie z Firthem, jest na netflixie. Ja bym mogla sluchac takich konwersacji godzinami.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No to dam sobie spokoj
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sprobuj 🙂 zawsze mozna wylaczyc po kilkunastu minutach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No juz trailer do mnie nie przemowil, chyba sobie odpuszcze, albo zostawie do takich czynnosci, jak przegladanie dokumentow;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
👍😁
PolubieniePolubienie