Podróż do Bari to moja kolejna „revenge travel” a więc wyjazd, który odłożyłam z powodu koronaświrusa. Pierwszy skasowany, bo planowany był na marzec 2020. Apulię już zwiedzałam, ale nie Bari, które fascynowało mnie głównie powiązaniami z królową Boną. Jest to przede wszystkim świetna baza wypadowa, jeśli nie wynajmuje się samochodu. Z dużego i nowoczesnego dworca (który jednak trzeba opanować) można szybko dostać się do wielu miast i miasteczek nie tylko Pugli (Apulii), ale i Basilicaty i dalej. Lotnisko oddalone jest tylko o pół godziny jazdy autobusem (można też wziąć pociąg).
Wielkim plusem regionu jest to, że wciąż nie jest tam specjalnie „turystycznie”. Są tego wady – na przykład opisy atrakcji tylko po włosku i w ogóle niewielki odsetek ludzi mówiących po angielsku (nawet na dworcach czy lotnisku) ale więcej zalet – czyli brak tłumu. Miasta i miasteczka Apulii nie są skansenami, żyją tam i pracują ludzie, a ponieważ nie ma tłoku, można się spokojnie pałętać po pustych zaułkach. Jedynym tłoczniejszym miejscem jest Polignano a Mare, ale i to tylko na głównych placach i na plaży.

Nie obyło się bez problemów z wylotem do Dublina- zaplanowany na 21.45 nie odbył się, ponoć z powodu strajków we Francji nastąpiło opóźnienie, potem wystąpiły jakieś problemy techniczne. Samolot wystartował dopiero przed pierwszą w nocy, w domu byłam o czwartej nad ranem czasu irlandzkiego. Na miejscu jedyne, z czym miałam dość zabawne przejścia, to właśnie szukanie peronów, stacji i przystanków autobusowych. Pierwszego dnia po przyjeździe jechałam do Matery, na szczęście wyszłam z apartementu wcześnie, przewidując problemy ze zlokalizowaniem busa. Przystanek (niespecjalnie oznaczony) był po drugiej stronie stacji, ale ani w ząb nie mogłam się połapać, jak przez nią przejść i gdzie mam iść. Kolejnego dnia znów zorientowałam się, że są jakby dwa dworce, z których jeżdża różne pociągi. No ale, Włoch jaki jest taki jest, ale nie zostawi kobiety na pastwę losu. Jak już się przekonałam podczas wcześniejszych wizyt w Italii, jak nie potrafią po angielsku, to będą „navigare” czyli zaprowadzą na miejsce.

Ku rozrywce opowiem też, jak było z mieszkaniem, które wynajęłam przez booking.com. Położenie było super, 20 min od dworca, 10 od starego miasta. Obok dwa duże sklepy i kilka mniejszych (otwartych podczas sjesty), duża przestrzeń (aż echo szło) i cicho w środku. Niewiele światła wewnątrz, bo mieszkanie było długie, z małym oknem po jednej stronie w sypialni i balkonowym na przeciwległym końcu, od kuchni. Na balkonie złowrogo leżał martwy gołąb. Tak czy siak nie siedziałam tam, bo wychodził na podwórze (balkon, nie gołąb). Ale uprzedzam fakty – wróćmy do początku. Według opisu na booking.com, ktoś miał tam czekać na mnie. Wysłałam numer lotu i czas przyjazdu. Po wylądowaniu w Bari dostałam wiadomość na whats up od właścicielki, żebym dała jej znać, kiedy będę pod drzwiami budynku, to telefonem otworzy główne drzwi, a klucz do mieszkania jest w wazie przy wejściu do samego mieszkania. Ok. Odpisałam, że wylądowałam, jestem na przystanku, autobus wyjeżdża o tej i o tej i planowo będę na miejscu. Ta wiadomość nie została odczytana.

Budynek znalazłam bez problemu, stanęłam pod drzwiami i napisałam jej, że jestem. Nic. Czekam pięć minut, dzwonię. Nic. Na szczęście ktoś wychodził ze środka i tak weszłam, bo inaczej mogłabym czekać do us.anej śmierci. Jak ja bym miała gościa, który do tego powiedział mi, o której mniej więcej będzie na miejscu, to bym patrzyła na telefon jak sroka w gnat, żeby tę osobę wpuścić do środka i żeby nie czekała. Po około pół godzinie od momentu, kiedy już byłam w mieszkaniu, przyszła wiadomość: are you there? Odpisałam, że jestem już w mieszkaniu i że bezskutecznie szukam hasła do wi fi. Wiecie, normalnie są w wynajmowanych turystom mieszkaniach postawowe rzeczy typu: hasło do wi fi, mapka, jakieś ulotki i ważne informacje np odnośnie segregacji śmieci czy jak się reguluje ogrzewanie. Pani wysłała mi zdjęcie routera, gdzie było haslo do wi fi. I tu się zaczęła zabawa, bo hasło miało kilka znaków, które mogły być albo liczbą 0 albo dużą literą O, albo cyfrą 1,albo dużą literą I albo mała l (jak lalka).

Zajęło mi ponad pół godziny rozpracowanie, który znak jest czym, bo właścicielka nie wiedziała. A potem patrzę: jest ekspress do kawy. Ale nie ma kaspułek. Za to jest też kawa rozpuszczalna i słodzik. Ale nie ma elektrycznego (ani innego) czajnika. Ponieważ cierpię na przypadłość, jaką ponoć ma tylko 8% ludzi w ogóle, a mianowice selektywne widzenie (po prostu nie dostrzegam pewnych rzeczy nawet mając je w pobliżu latami) to zajęło mi znów trochę czasu, zanim upewniłam się na 99%, że czajnika faktycznie nie ma. Napisałam do właścicielki, czy on może jest gdzieś schowany, na co zaproponowała, że doniesie go następnego dnia. Co nie nastąpiło w ogóle, jak się potem okazało. Ok, mogłam sobie wodę zagotować w garnku. Poszłam do kuchni, grzebię po szafkach, a tam tylko jeden WIELKI gar, ale taki jak dla wojska. Jeden ogromny gar. Stanęło na tym, że grzałam wodę w mikrofali.

W mieszkaniu był też korkociąg do wina, a jakże, ale nie kieliszki. Oczywiście te wszystkie rzeczy nie miały wpływu na mój pobyt, bardziej mnie to rozbawiło, a wino się już piło z kubków do kawy a w razie co można i z butelki. Tylko że ja nie rozumiem takiej niedbałości o szczegóły. Przeważnie w miejscach, które wynajmuję przez booking.com czy airbnb widać, że ktoś się postarał, by turysta miał łatwe życie i fajny bezproblemowy pobyt. Czasem to naprawdę aż byłam zdziwiona, bo na przykład w mojej ulubione miejscówce w Katowicach to i awaryjna pasta do zębów była, waciki, apteczka i tampony. No ale cóż, nieważne. Nie sprawdziłam, czy telewizor działał, bo nie używałam.
I tak się rozpisałam o pierdołach, a miało być o Bari i Apulii, więc trzeba czekać na następny post 🙂

To sa kluczowe sprawy, nie szczegoly 🙂 Nieprofesjonalni wynajmujacy i tyle. Ze tez akurat mikrofale mieli; z moich ostatnich pobytow to w Bath, Wenecji, Lublinie nie bylo i tutaj w Szczawnicy tez nie ma…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie kluczowe sprawy to np ciepla woda w mieszkaniu 😉 znasz mnie, nie jestem przesadnie fussy, zaplacilam 180 euro bodajze za 3 noce wiec nie spodziewalam sie niczego extra, ale z drugiej strony takie wlasnie niby drobiazgi robia caly pobyt. No, byla zmywarka do naczyn ale nie bylo tostera czy czajnika, byl bidet w kiblu ale nie bylo shower gel, byla ogromna lodowka ale to ogromna, ale nie bylo hasla do wifi 😉 mapke znalazlam ale przez przypadek, chyba ktos zostawil ksiazke tam, chlopca w pasiastej pizamie, w srodku byla mapa.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Niewazne czy placimy 60 czy 6, nawet w hostelach masz czajniki 😏 Ja pije cieple napoje wiadrami wiec bym nie mogla tego zaakceptowac. Napiszesz o tym w review?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Standard mimo braku czajnika byl nieporownywanie wyzszy od hostelu 🙂 ja nie jestem tak krytyczna w reviews, ogolnie mialam bardzo przyjemny pobyt, wiec nie rzucalam sie w recenzji o czajnik 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No to miałaś i przygody i świetny temat 👍do napisania. Pozdrawiam cieplutko😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, zawsze jak sie cos takiego zdarza, to mysle tylko jak Barney Stinson z How I met your mother: „It’s so going on my blog” 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dowcipnie napisałaś, ale faktycznie do śmiechu nie było, bo to drobizgi składają się na nasze samopoczucie. Myślę, że piękno Apulii rekompensowało te wkurzające braki.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz co, jak jestem na urlopie to zawsze zaczynam od podziekowan dla Wszechswiata, ze tam jestem ze moge chodzic, ze widze I slysze 🙂 nie kazdego stac, nie kazdy ma mozliwosci, niektorym zdrowie nie pozwala I tak dalej. Glupi czajnik I brak mydla nie psuja mi nigdy samopoczucia 🙂 na chwile sie czlowiek wkurzy, potem wykombinuje cos, a mydlo kupilam w sklepie:)
PolubieniePolubienie
Niby drobiazgi, ale jednak wazne, z tego wszystkiego bnajbardziej brakowaloby mi czajnika ew. kapsulek (albo jedno, albo drugie), bo dzien zaczyna sie u mnie kawa;) No i wifi, reszta faktycznie, niewazna;) Ale czekanie tez by mnie wkurzylo, bo po przylocie chce sie od razu rzucic walizy, odswiezyc, a nie czakac;) Ale to sa zrczy, ktore na urlopie wkurzaja na chwile, mnie tez szybko przechodzi, jak juz problem jest zazegnany;)
W tym roku, pomijajac urolp Wielkanocny, musze wszystkie inne zreorganizowac, ze wzgledu na nowa prace:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja mysle ze Wlosi wychodza z zalozenia, ze kawe sie pije na miescie, tam co dwa kroki sa bary:) ale z drugiej strony turysci sa miedzynarodowi I do tego co w takim razie za sens trzymania w mieszkaniu ekspresu bez kapsulek albo kawy I herbaty bez czajnika:D Ja nie mam nic buknietego na druga polowe roku jeszcze… tez czesciowo z powodu pracy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To fakt, we Wloszech pic kawe rozuszczalna, czy z kapsulek, to grzech wielki;):)
Zmieniam prace po raz pierszy od dlugiego czasu i jestem mega nakrecona;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tessa ja pracuje teraz z domu dla miedzynarodowej grupy, mam w portfolio 8-12 hoteli, robie on boarding dla nowych hoteli w Saudii Arabia, rozmawiajac z Mekka prawie codziennie, plus robie rozeznanie na rynku w Kazachstanie I Kirgizstanie dla nowo powstajacych hoteli a zaczelam niecale 2 miesiace temu 😀
PolubieniePolubienie