Pisałam niedawno o Galerii Narodowej w Londynie, pora więc wspomnieć o naszej w Dublinie. Oczywiście nie jest ona tak okazała i nie ma aż tak spektakularnej kolekcji. Wśród prac, oprócz głównie irlandzkich i angielskich artystów, posiadamy jednego Degas, Caravaggia, Pisassa, Goyę, kilka Rembrandtów, Moneta ,Velasqueza i Woman Writing a Letter, with her Maid, autorstwa Vermeera (który obecnie znajduje się w Rijksmuseum w Amsterdamie). Galeria bardzo dużo zawdzięcza właścicielom Russborough House, o którym pisałam TU. Russborough należało najpierw do Earlów Miltown, którzy od pokoleń kolekcjonowali sztukę. Kiedy kolejny z earlów zmarł bezpotomnie, majątek miał przypaść pierwszemu w linii męskiemu krewnemu. Wdowa była tym tak niepocieszona, że prawie całą kolekcję obrazów (ponad 200), mebli i innnych okazów oddała w prezencie galerii. Jakiś czas potem kolejni właściciele Russborough, lady i lord Beit, podarowali galerii co prawda tylko 17 obrazów, ale za to niezwykle cennych (wśród nich był Vermeer). Na pewno podyktowane to było dobrocią serca, ale i koniecznością – obrazy zostały dwukrotnie skradzione z rezydencji ( i na szczęście odzyskane). Było więc bezpieczniej umieścić je w galerii.

Wstęp do galerii jest darmowy, a dwa razy dziennie można się załapać na również bezpłatne wycieczki z kustoszem, który/która oprowadza po wnętrzu i opowiada o najciekawszych obrazach. Jest tam też naprawdę warty odwiedzenia gift shop i całkiem przyjemna kawiarnia. Kiedy byłam tam ostatnio, natknęłam się na grupkę uczniów, którzy mieli tam zorganizowaną szkolną wycieczkę. Podsłuchałam, jak przed jednym z obrazów przedstawiającym dzieci w marnym odzieniu i bez butów, nauczycielka pytała: Jak myślicie, czemu te dzieci są bose? Padały odpowiedzi: bo jest lato, bo jest gorąco. Nikt nie powiedział: bo rodzice byli za biedni, żeby kupić buty. Wyjaśniła to dopiero nauczycielka. Tak dobrze ma teraz młode pokolenie, że nawet im do głowy nie przyjdzie, że można było nie mieć kasy na obuwie. A mój ojciec, urodzony w 1945 roku, też pierwsze buty dostał, jak szedł do komunii.
Zaprezentuję Wam obrazy, które lubię, lub które zwróciły moją szczególną uwagę. Na pierwszy ogień idzie mój absolutnie ukochany obraz, którego reprodukcja wisi w moim pokoju: The Meeting on the Turret Stairs Frederica Williama Burtona. Można go oglądać jedynie przez godzinę w czwartki i niedziele, a także w Walentynki. Płótno było świadkiem wielu oświadczyn! Malarz przedstawił moment z legendy duńskiej o księżniczce Hellelil, która zakochała się (z wzajemnością) w swoim ochroniarzu Hildebrandzie. Nie ona pierwsza, nie ostatnia, i Madonnie się to przydarzyło i księżniczce Monaco. Ale ani tatuś Hellelil, ani jej bracia, nie byli tym faktem zachwyceni. Siódemka rodzeństwa zaczaiła się na rycerza, o czym on wiedział. Scena na obrazie przestawia Hildebranda idącego na spotkanie przeznaczenia, całującego ramię swej smutnej ukochanej. Mężczyzna zabił sześciu braci, a na prośbę księżniczki ocalił ostatniego. Sam zmarł od zadanych ran, a ocalony brat najpierw uwięził siostrę, a potem sprzedał w niewolę. Wniosek z tego – nie użalaj się nad nikim.

Kolejny obraz wydał mi się ogromnie podobny do wspomnianego Vermeera, a jest to Woman Reading a Letter, autorstwa Gabriela Metsu. Ten holenderski malarz był za życia dużo sławniejszy niż Vermeer, którego podziwiał i na którym się wzorował. Obraz przedstawia kobietę czytającą list, który trzyma tak, by służąca go nie podejrzała. Malowanie scen z pozoru nudnych, odgrywających się we wnętrzach domów, które tak naprawdę ukrywają „małe dramaty” i sekrety, było specjalnością Vermeera i najwyraźniej też Metsu, a także wielu innych malarzy holenderskich z tego samego okresu. Służąca zapewne z nudów odsłania kotarę, za którą znajduje się obraz – wtedy był to częsty sposób na chronienie dzieł przez kurzem – przedstawiający sztorm na morzu, jakże kontrastujący ze spokojem tego, co dzieje się w pokoju. Ma to znaczenie symboliczne, bo ilustruje powiedzenie, że miłość jest burzliwa jak morze podczas burzy. Pies spaniel jest odzwierciedleniem lojalności i przywiązania, natomiast według niektórych ekspertów but ma konotacje erotyczne. Służąca trzyma w ręku list adresowany do Mr Metsu, co ma być humorystycznym sposobem autora na podpisanie swego dzieła.

Niejako do pary, ten sam artysta namalował obraz A man writing a letter, również będący w posiadaniu galerii. Trudno powiedzieć, czy to właśnie ten sam list czyta kobieta. Mężczyna najwyraźniej jest zamożny, a w rogu widzimy globus, symbol edukacji, eksploracji i ciekawości świata. Pisanie listów to kiedyś była codzienna czynność, tak jak teraz wysyłanie sobie wiadomości przez messenger 😉 Osobiście uważam, że jest coś specjalnego w słowie pisanym, wyrazach przelanych na papier zamiast wystukanych na telefonie. Uwielbiam czytać opublikowane listy znanych i mniej znanych ludzi. Ciekawe, co ów młodzieniec z takim romantycznym wyrazem na twarzy wypisywał do swej ukochanej, która z takim przejęciem to czytała 😉

Kolejny malarz, William John Leech, zafascynowany był impresjonistami. Irlandczyk z pochodzenia, dość dużo podróżował po Europie, by w końcu osiąść w Anglii. Malował sporo, ale borykał się z trudnościami finansowymi przez całe życie, nawet sam robił ramy do swych obrazów, bo nie było go stać na kupne. Jedno z jego najbardziej znanych dzieł to Convent Gardent, do którego pozowała pierwsza żona. Przedstawia on młodą kobietę w tradycyjnej koszuli bretońskiej, która odkryła powołanie i ma zamiar złożyć śluby. Na jej twarzy gości zadowolenie i spokój, wygląda prawie jak anioł. Obraz sprawia wrażenie skąpanego w słońcu i kiedy się go ogląda, faktycznie to słońce i widać, i czuć.

Najnowszym nabytkiem galerii jest Sunday Evening, Place du Combat, Paris, autorstwa Harry’ego Kernoffa. Malarz urodził się w Londynie, ale razem z rodzicami przeniósł się do Dublina i stał się jednym z najbardziej znanych artystów, ukazujących życie Dublińczyków, zarówno od strony pubów i rozrywki, jak i biedy i bezrobocia. Jako ciekawostkę podam, że jego obraz A Bird Never Flew on One Wing najprawdopodobniej stał się inspiracją dla uszów Spocka, postaci ze Star Trek. Sunday Evening przedstawia zwyczajną scenkę z życia kawiarnianego Paryża, a szklaneczka na pierwszym planie sugeruje, że jest ona widziana oczami autora siedzącego przy stoliku i szkicującego to, co widzi. Ogromnie mi się ten obraz podoba, bo jest taki radosny i letni, do tego ten pudelek!

Kolejne ukochane przez Irlandczyków (i mnie) dzieło to monumentalny obraz Daniela Maclise: The Marriage of Strongbow and Aoife, o wymiarach 315 x 513 cm. Wspomniałam o nim przy okazji mojego wpisu o Brehon Law. Aoife była córką Dermota McMurrough, który podobnie jak Konrad Mazowicki sprowadził do Polski Krzyżaków, sprowadził do Irlandii Normanów. To zapoczątkowało trwającą ponad 700 lat zależność (ja to nazywam okupacją) od Anglii. Kiedy byłam z koleżanką w galerii na oprowadzaniu z kustoszem, wspomniała ona o tym fakcie. Jakiś oburzony Anglik spoza naszej grupy wtrącił się chamsko, że Normanie byli Francuzami i że ona fałszuje historię. No cóż, nie od dziś wiadomo, że Anglicy w szkołach prawdy się nie uczą, a my byliśmy pod supremacją Anglii, a potem Wielkiej Brytanii przez 700 lat, nie pod panowaniem Francji. Owszem, Normanowie byli Francuzami, ale też i władcami Anglii. No ale wracając do obrazu, jak już wiemy po wpisie o Brehan Law, Aoife nie musiała się zgodzić na ślub z normańskim rycerzem, ale to zrobiła. Dzieło ukazuje pogrom irlandzkiej kultury i narodowości poprzez symboliczne zdeptanie celtyckiego krzyża przez Strongbowa. Ale malarz przez usportretowanie Irlandczyków jako osoby nie pokonane, ale jedynie uśpione, czekające na przebudzenie, ukrył przesłanie o pragnieniu niepodległości i nadziei na powstanie. Oczywiście Anglicy tego nie zrozumieli, przez co obraz wisiał sobie przez lata w brytyjskim parlamencie.

Ta piękna pani poniżej przypomniała mi o obrazie, o którym pisałam w poście o galerii w Londynie, mianowicie o portrecie Manon Baletti, kochanki Casanowy. Obie kobiety prezentują identyczny typ urody, będący zapewne kanonem piękności w tamtych czasach – małe, wydatne usta, różane policzki i mleczny dekolt. Bohaterką obrazu Matthew Williama Petersa jest Sylvia, kurtyzana. William Peters był synem Anglika i wraz z rodziną przeprowadził się do Dublina. Wykazywał takie uzdolnienia do malarstwa, że zasponsorowano mu studia we Włoszech. Nabył tam specyficznej maniery, kojarzącej się z artystami włoskimi, w związku z czym ówcześni nazywali go najbardziej włoskim z angielskich artystów. Zasłynął erotyzującymi obrazami kobiet w negliżu, czego się potem bardzo wstydził, bo porzucił malarstwo dla kleru i został pastorem.

Kolejny w dziesiejszym wpisie jest A Banquet-piece Willema Claesza Hedy. I choć nie cierpię tak zwanej martwej natury, zwłaszcza jedzenia (szczególnie jako wegetarianka mięsa) to nie sposób nie być zafascynowaną tym, jak realistycznie wygląda ta scena. Niewiele różni się od zdjęcia. Nie wiem, kto o zdrowych zmysłach chciałby sobie wieszać na ścianie sztuki mięsa, martwe zające i tak dalej, a jednak martwa natura była swego czasu niezwykle popularna i chodliwa. Zdecydowanie wolę roznegliżowane panie.

A na koniec obraz współczesnego artysty Toma McLeana Cocoon, namalowanego w 2022 roku. Zrobił na mnie duże wrażenie, bo przedstawia znienawidzony przez mnie okres pandemii. Przedstawia kobietę, która podczas izolacji stworzyła sobie własną strefę komfortu. gdzie myśli o tym, kiedy się to skończy. Podoba mi się kolorystyka – ciepłe kolory pośrodku i zimne niebieskości na zewnątrz.

Wszystkie piekne. Kocham takie morskie niebieskosci jak na ostatnim obrazie. Jak bede kiedys w Dublinie to na pewno zajrze do tej Galerii.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Warto 🙂
PolubieniePolubienie
Drugi raz byłam w zeszłym roku, gdy teściowa do nas wpadła. Przyjrzeliśmy się wówczas bliżej Burtonowi, bo akurat można było go zobaczyć. Obraz jest pokazywany w taki specyficzny sposób, ponieważ nie jest to w zasadzie płótno, ale akwarela na papierze (a wcale na to nie wygląda).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A’propos tego, co mówisz o listach – czytałaś listy Tolkiena? Jeśli nie, gorąco polecam 🙂 W książce „Tolkien i pierwsza wojna światowa” też pełno cytatów z jego listów do przyjaciół na froncie.
To trochę niepokojące, że dopiero kustosz w muzeum na wycieczce szkolnej musi dzieciakom tłumaczyć takie rzeczy, jak to o butach. Im lepiej mają obecne pokolenia, tym przeważnie gorzej ma każde poprzednie, bo pamięć o nich i ich przeżyciach ginie. A trzeba, żeby takie rzeczy przetrwały.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam sie, pamiec o trudnych czasach I wiedza historyczna to podstawa. Nie czytalam ale dzieki za polecenie, uwielbiam Tolkiena 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piekne:)
Ja bym powiedziala, ze sluzaca jest zaufana, a list jest trzymany pod tym katem ze wzgledu na swiatlo od okna…;)
A tak w ogole-zmieniam prace:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tessa, ja dzis zaczelam nowa 🙂 moze byc I z powodu swiatla 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Powodzenia:) U mnie ostatnie docieranie;)
Kiecki beda?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Beda:) tylko nie wiem kiedy bo nie dosc ze nowa praca to jeszcze w pt lece do Sztokholmu
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To ja wole sztuke miesa niz motywy katolickie i chrzescijanskie na plotnach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Haha no w sumie;)
PolubieniePolubienie