365 dni – ten dzień

Miałam pisać o mojej ostatniej wizycie w Windsorze, ale to może poczekać, albowiem aż mnie ręce świerzbią, żeby podzielić się z Wami moją opinią o najnowszym polskim hicie 365 dni – TEN DZIEŃ. Oglądnęłam go razem z KAT (vel Ditą) podczas naszego pierwszego wieczoru w Windsorze i naprawdę tak bardzo to się obie nie śmiałyśmy od dłuższego czasu. A potem ponownie z recenzji, jakie pojawiły się na You Tube. Do tej pory mnie mięśnie brzucha bolą – lepsze to niż ćwiczenia. Ogólnie śmiech to zdrowie, gimnastyka twarzy, dotlenienie organizmu, wytwarzanie się pozytywnych hormonów, więc ja proszę o WINCYJ, WINCYJ! Na szczęście kolejna, ostatnia część TRYLOGII (czytaj mokregu snu) Blanki Lipińskiej już niedługo.

O pierwszej części książki pisałam TU. Film na jej podstawie był zdecydowanie bardziej kontrowersyjny i szkodliwy niż odsłona druga, bo ogólnie chodziło o to, że porwanie, groźby, przetrzymywanie wbrew czyjejś woli i wymuszanie czynności seksualnych to jest fajna sprawa, o ile mężczyzna jest przystojny i bogaty. Nawet wielka miłość z tego może być! Ponieważ główny bohater, niejaki Massimo, był mafiozem, to życie jego i jego bliskich było ciągle w niebezpieczeństwie. Film kończył się sceną, w której już zakochana w gangsterze Laura, wjeżdża do tunelu, gdzie czeka na nią zasadzka i prawdopodobnie śmierć.

Co mogę powiedzieć o części drugiej? Że bardzo przypomina samego aktora, Michele Morrone, na polskiej premierze. Niby ma być sexy, prowokująco i światowo, a jest coś jak z literatury klasy C dla napalonych kasjerek z Lidla (nie obrażając kasjerek z Lidla, bo żadna praca nie hańbi). Ach, jak ten Michele odpychająco prezentował się na ściance. Prezentował się to chyba za wielkie słowo. Wśród dość nieciekawie, ale wieczorowo ubranego zespołu wyglądał jak prowincjonalny gigolo, z lekka albo naćpany, albo ululany, z miną (jak to jakiś youtuber zauważył) zbitego włoskiego psa. Zresztą na insta aktora widać, że najwidoczniej uważa on taką minę plus otwarte usta za coś niezmiernie seksownego. Do tego pan Michele obłapiał biedną Annę Marię Sieklucką i przylepiał się do niej jak jakiś glon, co naprawdę było BLEH.

How you doin’ 😀

No ale wracając do filmu – nie jest to w sumie film, ale mieszanka długiego teledysku, kadrów jak z reklam samochodów czy perfum, ruchania prawie non stop – to pierwsza połowa, oraz parodii Oja Chrzestnego i Tarantino w drugiej. Cokolwiek by mówić o poprzednim seansie, to był tam jakiś dialog i jakaś historia. Michele coś mówił (głównie: are you lost baby girl) i pojawiał się niespodziewanie za plecami Laury jak duch, wyglądał też lepiej w scenach seksu. Teraz głównie niewyraźnie chrumkał i ugniatał ciasto.

Wyrabianie ciasta nie jest sztuką, a jedynie techniką, której może się nauczyć każdy przy odrobinie cierpliwości.

Teraz spojlery, a właściwie streszczenie. Film zaczyna się od logicznej kontynuacji części pierwszej, a więc po wjeździe Laury do tunelu pułapki mamy – ślub Laury i Massima. Po co tracić kasę na kręcenie jakichś niepotrzebnych scen, kiedy wystarczy, że usłyszymy od bohaterki, co się stało. A stało się, że Laura omal nie zginęła, straciła ciążę, i zapomnijmy o całym zdarzeniu. Massimo o ciąży nie wie. A potem w miarę oglądania okazuje się, że „tfurcy” zastosowali taki myk – o ile w części poprzedniej Laura była ofiarą, a on ZŁOLEM, to teraz Laura jest ZŁOLEM, a biedny Massimo ofiarą. Bo oto Laura okazuje się być nimfomanką w stopniu bardzo zaawansowanym, a do tego osobą bardzo wymagającą i kontrolującą.

Biedny chłop musi się wykazywać non stop, w przeciągu, w pociągu, na drągu… Ma ochotę na jazdę konną, ale Laura mu przerywa i ma być seks. Chce sobie pospać – Laura już majstruje przy jego przyrodzeniu. Chce pograć w golfa – małżonka zastępuje – dosłownie – dołek. Chce iść na przyjęcie i pogadać z innymi mafiozami o interesach – kobita już nie zadowolona i patrzy bykiem. Massimo wpadł na pomysł, by kupić jej na gwiazdkę firmę modową, żeby się czymś zajęła (on w prezencie dostał – więcej seksu). Ale Laura i jej psiapsiółka (która też podłapała mafioza) tylko pójdą tam na przymierzanki ciuchów i na tym się skończy. Laura zaczyna się więc nudzić… Mimo, że Massimo nadal ugniata ciasto, to czegoś jej brakuje.

Zagniatać ciasto trzeba w miarę szybko, dzięki czemu można się „wyżyć” na cieście (bardzo uspokaja, jeśli jest się zdenerwowanym).

I wtedy pojawia się hiszpański ogrodnik Macho Nacho 😉 Wygląda, jak przecietny ogrodnik, czyli wysoki, świetnie zbudowany, w tatuażach i o powłóczystym błękitnym spojrzeniu. Laura od razu mu się spowiada, że się nudzi. I to by było na tyle, Nacho pojawi się jednak potem. No i właśnie potem mamy CLUE bo na jakimś przyjęciu Massimo gdzieś idzie, ciągnięty po schodach przed swoją dawną flamę, graną przez Nataszę Urbańską. Laura podąża za nimi pustymi, ciemnymi korytarzami jak z horroru, otwiera drzwi – a tam jej mąż chędoży Nataszę od tyłu. Laura zagniewana wypada z budynku i kto się tam nagle pojawia? Ogrodnik w wypasionym aucie. Ach, zabierz mnie stąd, mówi Laura, co on robi, i odjeżdżają w siną dal.

A twój ogrodnik jak wygląda?

Nie będę Was trzymać w napięciu – Massimo ma brata bliźniaka! Ale myk, co??? Ale ta Blanka sprytna. Brat wygląda tak samo, ale jeszcze bardziej niewyraźnie chrumka, robi miny takie, jakby piana się mu miała zaraz toczyć z pyska, i w ogóle trochę sprawia wrażenie jak ktoś specjalnej troski. Intryga się taka nawiązuje – Nacho to nie jest ogrodnik, ale syn konkurującego z Massimem mafioza, który zresztą stara się być jak Marlon Brando. Ten ala brando chce Massima wyeliminować z gry, a na jego miejsce wstawić bliźniaka specjalnej troski. Urbańska się w to wmieszała, bo zawsze była zazdrosna o Laurę. Massimo pojawia się w kwaterze ojca chrzestnego i pyta, gdzie żona? A, zapomniałam że Laura przez ten czas sobie baraszkowała z Nachem na snowboardach i miała o nim erotyczne sny. On się zaczął w niej podkochiwać ale do niczego nie doszło, oprócz powłóczystych spojrzeń, jedzenia spaghetti i bodajże pocałunku.

Ojciec chrzestny mówi, że Laura jest bezpieczna, jakiś jego człowiek ją gdzieś zabrał, na co Nacho wtrąca się – ale jak to, tatusiu, przecież ona pojechała z kimś innym. I oto dochodzi do nich straszna prawda – Laura została uprowadzona gdzieś w siną dal. I wtedy mamy Tarantino i oboje Nacho i Massimo idą obok siebie w zwolniooooonym teeeempie, w pięknych garniturach, i tak IDĄAAAAĄ i IDĄĄAAĄ , przeładowywują broń W TYM SAMYM CZASIE, i tak idą… I okazuje się że Laura nie została zabrana w siną dal, ale do jakiejś katedry pustej, gdzie jest brat bliźniak, Natasza, a wkrótce dołączą do nich Massimo i Nacho, no bo pewnie wpisali w nawigacji: miejce, gdzie złole zabierają porwane kobiety – i się wyświetliło i znaleźli.

No i mamy ostatnią scenę w której brat bliźniak robi takie miny, jakby coś gorzkiego przeżuwał i miał to zaraz wypluć, Natasza w kombizonie mierzy z broni, Nacho i Massimo mierzą z broni, bełkoczący bliźniak mierzy z broni. Już nawet nie wiem kto odpalił i w jakiej konfiguracji te kule poszły, ale Natasza padła, bliźniak też a Laura dostała postrzał w bok i też padła. Kończy się tak, że NAcho odchodzi a MAssimo klęczy przy nieprzytomnej żonie. Założę się, że część trzecia zacznie się od jakiejś imprezy, może ślubu koleżanki Laury, i od ugniatania ciasta. Ktoś nam opowie, jak kobieta wyszła z tego postrzału i już.

Na koniec powiem, że aktorstwo nie porywa, w zasadzie go nie ma. Ja wiem, że Michele miał taką wymagającą PODWÓJNĄ rolę i może liczy na jakieś nagrody, do tego pewnie ktoś mu naopowiadał, że Oscara dostaje się często za granie osoby albo niepełnosprawnej, albo upośledzonej, więc taki miał pomysł na tego brata. Straszny angielski akcent kłuje po uszach – ja wiem, że sama mam akcent z naleciałościami, ale się do filmu nie pcham. Czytałam mnóstwo komentarzy i recenzji i widzę, że publiczoność robi bekę z tego dzieła i oglądanie głównie powoduje po prostu checheszki. Są takie filmy czy seriale, które ogląda się dla jaj. Ale oczywiście zdarzają się i fani na serio, pytający na forach: oh, is LAURA DEAD??? Oh I can’t wait for the next part. Are you guys #teammassimo or #teamnacho

Naprawdę z czystym sumieniem polecam. Przygotujcie sobie chusteczki do wycierania łez i jakieś drinki, bo na trzeźwo się gorzej ogląda.

13 uwag do wpisu “365 dni – ten dzień

    1. Facetka

      Jakie to zaskakujące, że nimfomanka Laura, po ucieczce od mistrza ugniatania, stała się straszną cnotką.
      Ale z tego filmu zapamiętałam najbardziej jak koleżanka laury krzyczała i się wkurzała i powiedziała wtedy coś w stylu, że się nie może uspokoić, bo jest z Polski! Oł Yeah!

      Polubione przez 1 osoba

  1. 🤣🤣🤣 jeszcze nie ogladalam, zostawie sobie na wypadek zlego humoru, zeby go sobie poprawic;) A co do #ktoryteam, to poczekam do trzecuej czesci, wedlug schematu musi pojawic sie ktos nowy;)

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pingback: Co mam biedna zrobić, podoba mi się dwóch czyli Kolejne 365 dni – Dublinia pisze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.