Kiedy siedziałam sobie na trawie w Princess Gardens w Edynburgu, napawając się piękną pogodą i tym, że wreszcie jestem ponownie za granicą, uszłyszałam, jak przechodzący obok Amerykanin mówi do swojego towarzysza: I have to say, this is the most beautiful city in the world! Edynburg ma wszystko, co czyni go wspaniałym. Niewielki rozmiar – wszędzie blisko. Bajeczna architektura. Mnóstwo zieleni i tras spacerowych w samym środku miasta. Rozbrzmiewające wokół szkockie dudy i panowie w kiltach. Zamek i wulkan. Dzielnice wyglądające jak osobne, czarujące wioski. Historia, czarownice, duchy. Dużo miejsc do shoppingu i przeróżne knajpy, bary i restauracje. Dwie najpiękniejsze ulice w całej Szkocji i nie tylko: Circus Lane i Victoria Street. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.

To był mój piąty pobyt w Edynburgu. Znam to miasto już tak dobrze, że w zasadzie nic mnie już tam nie zadziwi, no, może oprócz nowego centrum handlowego w kształcie obierki z jabłka albo po prostu kupy… Mimo to uwielbiam tam być, tak po prostu. Chodzenie znajomymi uliczkami sprawia mi ogromną przyjemność. To chyba jedyne miejsce, które mi się nigdy nie znudzi i do którego będę wracać. No właśnie, chodzenie. Byłam na nogach praktycznie bez przerwy przez około 6 godzin, potem powrót do B&B i przerwa, a potem znów wyjście na jakieś parę godzin. Sprawdziły się nowe buty kupione w Regatta.
Ponieważ pisałam już sporo o tym mieście, to zamiast się powtarzać, odeślę Was do moich poprzednich postów.
Tu dowiecie się o moich wrażeniach podczas pierwszego pobytu. TU przeczytacie, jak spędzaliśmy tam z C. jego urodziny. TUTAJ mój pobyt z koleżankami, kiedy to na przemian było gorąco i padał śnieg. A TU o moim weekendzie w lipcu 2019.

Miło było zobaczyć falę ludzi idących wzdłuż Royal Mile od zamku do Holyrood. Turystyka wraca! Normalne życie wraca! A tym, którzy narzekają na tłumy (choć sami podrożują i są tego tłumu częścią) to od razu mówię – Edynburg jest tłoczny tylko na Królewskiej Mili, koło zamku i na Grassmarket, często też przy pomniku Greyfriars Bobby i na Princess Street. To wszystko. Ale nawet boczne zakamarki od Królewskiej Mili są praktycznie puste. Wystarczy wskoczyć w Dunbar Close do ukrytego niewielkiego ogrodu, by być albo samemu, albo tylko w towarzystwie czytających książki pań. Albo wejść do White Horse Close, gdzie znajduje się piękne podwórko z kolekcją eklektycznych domków. Te domki były niegdyś zrujnowanym siedliskiem biedoty, dopóki miasto nie zaczęło odbudowywać się i bogacić. Jest tam taki domek obrośnięty zielenią, któremu zawsze robię zdjęcie. Jaka była moja radość, kiedy wyszła z niego starsza kobieta i zaczęła ze mną miłą rozmowę. To była właścicielka, Niemka, która dawno temu kupiła dom za grosze. Teraz jest on warty około 350.000 funtów. To nie jest dużo, bo najdroższe posesje w Edynburgu chodzą po około półtora miliona.

Równie pusto (przed pandemią też tak było) jest w uroczej Dean Village, do której można dojść w 15 min z centrum. A od niej wzdłuż rzeczki przejść do Stockbridge, gdzie mieściło się moje B&B. Po drodze napotkałam tylko spacerujących lub biegających lokalsów. Słynna Circus Lane, czyli uliczka będąca kiedyś zapleczem dla służby i koni dla rzędu gregoriańskich posiadłości które ją całkiem zasłaniają – też pusta. A byłam tam z 10 razy o różnych porach dnia. W Stockbridge chodziłam sobie bez ładu i składu, podziwiając przepiękne domy z wymanikiurowanymi ogrodami – widać, że mieszka tam klas średnia.
Miłośnikom spacerów, którzy tak jak ja lubią chodzić, ale nie pod górę, polecam zamiast wspinać się na Arthur’s Seat, obejsć go po prawej stronie, by po około 40 min znaleźć się w historycznej Duddingston, gdzie mieszkał (i w gospodzie jadał) sam Bonnie Prince Charlie. Tam też turystów jak na lekarstwo, no chyba, że paru się kręci po ogrodzie Dr Neil Garden.

W Edynburgu mieszka 11 milionerów i jeden miliarder, ale z bezdomnością wciąż problemy, choć nie widziałam aż tylu bezdomnych jak w 2019 roku. Po mieście błądzą też dziwni osobnicy, chyba bardzo upaleni narkomani. Ale jest ich naprawdę niewielu a Edynburg uchodzi za bardzo bezpieczne miejsce. Jeszcze nie wszystko było otwarte na full, niektóre mniejsze muzea zamknięte a Scottish Gallery na pół gwizdka. Mimo to poszłam tam – wstęp jest darmowy ale trzeba rezerwować wejście. Bardzo rozbawił mnie fakt, że jeden z moich ulubionych Fiołków „Zmarnowałeś mi życie…”(strona Sztuczne Fiołki na FB) to obraz wiszący właśnie w tej galerii. Niestety zapomniałam, że chciałam odwiedzić Chihuahua Cafe, gdzie można się bawić z tymi pieskami. Następnym razem.
Tona zdjęć na moim instagramie, a wirtualne podroże po Edynburgu z Paulem (którego spotkałam na Królewskiej Mili) TUTAJ.

Uwielbiam to niesamowite miasto
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To kiedy jedziemy ponownie ? Mam ochote w te pedy wskoczyc w pociag z London Euston, to tylko 5 godzin.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zapraszalam to nie chcialas 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ten mem bawi mnie za kazdym razem tak samo;)
Podróże wracaja:) Ja wiedziałam, że mi ich brakuje, ale tego JAK BARDZO, przekonalam się na eyjezdzie bedac, padlo na Baden-Baden, bo tylko tam byla ladna pogoda, a jakos, choc w sumie nie tak daleko, nigdy noe byliśmy. H.twierdzil, ze to Schickimicki (czyli posh;) muasto, ale okazalo się badzo przyjemne:)
A Edynburg jest na mojej liscie:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękny Edynburg 🙂 Byłam dawno temu, nic już nie pamiętam 🙂 Muszę kiedyś wrócić koniecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, koniecznie:)
PolubieniePolubienie