Zaczelo sie od tego ze z okazji urodzin C. postanowilam go zaprosic na obiad. Do Edynburga.
Wylecielismy w piatek bladym switem i wrocilismy w niedziele. Swoja pierwsza wizyte w tym miescie opisalam tu i tu, i ponownie stwierdzam ze to wspaniale miejsce i jedyne gdzie moglabym mieszkac oprocz Dublina, choc oczywiscie Dublin uroda i atmosfera mu do piet nie dorasta.
Po starej czesci moglabym sie wloczyc codziennie. Uwielbiam te wszystkie male sklepiki z craftem i pamiatkami oraz z interesujaca, niebanalna odzieza i smiesznymi t-shirtami. Ludzie sa serdeczni, weseli, kocham ich akcent i to ze wielu panow chodzi w kilcie na co dzien 🙂 Pogoda taka jaka lubie – czasem slonce czasem deszcz, nie goraco, nie zimno. Ach co tu duzo pisac, pieknie jest i choc tyle ze tylko 35 minut lotu stad. Postaram sie tam bywac jak sie czesto da.
Mieszkalismy w hoteliku na Haymarket, okolo 15 min na piechote do zamku, na slicznej dlugiej lekko wygietej ulicy gdzie po obu stronach stoja takie same dostojne szare domy jak w Bath. Zostawilismy walizki i od razu ruszylismy na Krolewska Mile do Camera Obscura bo na to czailam sie juz poprzednio. Sama camera obscura mi nie dziwna, widzialam juz te w Jerez de la Frontera, ale caly pieciopietrowy budynek pelen jest atrakcji ktore – wierzcie mi – wcale nie sa tylko dla dzieci jak sadza niektorzy. Zreszta jakies 90% zwiedzajacych z nami to byli dorosli.
Nie sposob opisac wszystkiego wiec polecam zajrzec na strone internetowa TU, ja sie najlepiej bawilam przy wszystkich optycznych iluzjach i ogromne wrazenie zrobila na mnie kolekcja hologramow, a takze tunel juz na samym koncu. Chetnie bym sie tam jeszcze kiedys wybrala.
Oczywiscie potem wloczylismy sie po calej Royal Mile, po Grassmarket i mojej ulubionej Victoria Street, kupilismy mase t-shirtow ze smiesznymi napisami i obrazkami i co chwila wstepowalismy do jakiegos baru na whisky. Urodzinowy obiad jedlismy w The Atelier Restaurant na Haymarket, okupujacej pierwsze miejsce na liscie wszystkich restauracji w Edunburgu na Trip Advisor ktora goraco polecam.
Kolejny dzien to praktycznie ten sam scenariusz czyli spacery i upajanie sie piekna jesienia, hop off hop on bus, wiecej barow i whisky 🙂 A takze podziwianie ulicznych performerow takich jak TEN, niestety za pozno zaczelam filmowac i opuscilam caly wstep kiedy ten pan uczy ochotnikow jak mu maja podawac pochodnie. Dlatego to robilili wlasnie w ten sposob 😉
Zajrzelismy tez do podobno najstarszego pubu w Edynburgu – The White Hart, i do najmniejszego The Wee Pub.
Wszedzie bylo szczegolnie z powodu halloweenowych dekoracji, wiadomo – pajecze sieci, kosciotrupy, dynie i czarne koty. Ach, oby do nastepnego razu 🙂
PS: Kitty usilowala przez te 2 dni zjesc Ciocie M. ktora sie nie opiekowala, a przynajmniej odgryzc jej paluszki, ale Ciocia sie nie dala 😉





Pingback: Edynburg po raz czwarty. – Dublinia pisze
Pingback: Trzy dni na Isle of Skye – Dublinia pisze
Pingback: Edynburg po raz piąty. – Dublinia pisze