Przez Hollywood do Baltimore (i nie tylko).

Tytuł sugeruje że napodróżowałam się po Stanach ale oczywiście nie – z koleżankami nie tylko blogowymi Ditą z bloga Kat in the North i M. z bloga Out of Box jeździłyśmy po Irlandii, gdzie można znaleźć i Hollywood (Hrabstwo Wicklow) i Baltimore (Hrabstwo Cork). Dita niedawno przeprowadziła się do Chester z którego ma do mnie rzut beretem, skok przez wielką wodę i włala. Za każdym razem kiedy tu wpada staram się pokazać jej inną część mojego kochanego kraju, tym razem padło na Kinsale i nadalej wysunięty na południe punkt Mizen Head. Zanim jednak tam dotarłyśmy to właśnie przez Hollywood i przepiękne Wicklow i Sally Gap pojechałyśmy do miasteczka Bray po M. a później już we trzy skierowałyśmy się na południe, zaliczając po drodze Rock of Cashel i ogrody Lismore.

O Rock of Cashel pisałam już TUTAJ, nie zwiedzałyśmy tym razem ruin z przewodnikiem ale poszłyśmy tylko rozprostować nogi na spacerku do resztek będącego nieopodal opactwa Hore (wymawia się jak whore czyli prostytutka) w którym pod zachowanymi gotyckimi sklepieniami fruwają kruki. Wyobrażam sobie że w nocy musi tam być niesamowicie.

rock of cashel

Potem zboczyłyśmy do Zamku Lismore gdzie chciałam zobaczyć ogrody. Akurat trwał tam festiwal poświęcony książkom ukierunkowany na dzieci, dobrze że zachęca się je do czytania. Atmosfera była cudowna – typowo wakacyjna i relaksująca. Ogrody niewielkie ale ładne a sam budynek zamku prezentuje się zacnie – warto zahaczyć jak się ma gdzieś po drodze. Sam zamek zbudowany w 1185 miał kilku ciekawych właścicieli, na przykład takiego Sir Waltera Raleigh – pisarza, poety, odkrywcy, podróżnika i szpiega, znanego z tego że spopularyzował tytoń w Anglii oraz że był brany pod uwagę jako „prawdziwy Szekspir” (jestem zwolenniczką teorii że Will Szekspir to nie Will Szekspir o czym produkowałam się w TYM poście). Obecnie zamek jest w posiadaniu Williama Cavendisha, Earla Burlington, przedstawiającego się prostu jako Bill Cavendish. Hrabia ma na zamku apartament i oprócz hrabiowania zajmuje się fotografią.

lismore

Koło piątej dotarłyśmy do celu czyli B&B położonego 20 minut jazdy od Kinsale, gdzie przywitały nas bardzo przyjazne złote labradory (jeden z nich, wielbiciel bułek jak i M. która dzierżyła ich całą torbę bardzo usilnie domagał się choć jednej) oraz przemili właściciele (zapytane o nasze preferencje co do śniadania M powiedziała że jest weganką, ja że jestem wegetarianką a Dita że ona zje wszystko to czego my nie jemy).

Samo Kinsale jest niewielką mieścinką która zdobyła ogromną popularność dzięki malowniczej lokalizacji oraz jedzeniu – podobno tam są najlepsze restauracje w Irlandii i nie ma żadnego miejsca gdzie serwuje się niedobre żarcie. Najsławniejsza knajpa to Fishy Fishy ale my poszłyśmy do górującej ponad okolicą The Spaniard która z czystym sumieniem polecam, i dla wszystkożerców jak i wegan i wegetarian. Centrum Kinsale jest bardzo kolorowe i przeważnie pełne ludzi, jakoś w ten majowy weekend było zdumiewająco spokojnie.

kinsale

Wielbiciele historii i militariów przybywają tam z powodu Fortu Charles, najlepiej zachowanego fortu w kształcie gwiazdy. Kiedy byłam w Kinsale po raz pierwszy można było sobie po nim chodzić ale teraz dostępny jest tylko w opcji zwiedzanie z przewodnikiem.

Apropos gwiazd – miałyśmy do dyspozycji duży pokój rodzinny i dokładnie nad moim łóżkiem znajdowały się dwa dachowe okna przez które w nocy widać było rozgwieżdżone niebo. Gdybyście kiedyś szukali akomodacji w okolicy to polecam B&B Kilcatten.

Jadąc z B&B do Kinsale zauważyłyśmy po drodze ruiny zamku, właściwie to nawet nie ruiny jak się okazało po bliższych ogledzinach ale całkiem dobrze zachowany budynek. Brama prowadząca do niego była zachęcająco otwarta ale napis głosił by trzymać się z daleka bo teren jest w rękach prywatnych. Mimo to ostrożnie weszłyśmy poza bramę i zrobiłyśmy kilka zdjęć, postanawiając dowiedzieć się czegoś więcej o tym miescu. Już po powrocie z Kinsale i po wyguglowaniu okazało się że Zamek Kilbrittain jest najstarszym zamieszkanym zamkiem w Irlandii, zbudował go w 1035 podobno wnuk słynnego irlandzkiego króla Briana Boru. Przy okazji dowiedzialam się że mamy aż 30.000 zanków i ruin tychże…

kilbrittain

Następnego dnia rano pojechałyśmy zobaczyć Baltimore Beacon zwany przez Irlandczyków nie wiadomo dlaczego żoną Lota. Ta budowla wyglądająca trochę jak czopek służyła do celów nawigacyjnych.

baltimore beacon

Potem udałyśmy się na najledalej wysunięty na południe punkt – Mizen Head. Atrakcja jest płatna ale warto – dla samych widoków. Wkoło prowadzi kilka rożnych tras i można tam spędzić co najmniej godzinę spacerując. Podobno czasem pojawiają się tam delfiny i wieloryby.

mizen
ewa

Ostatni dzień długiego weekendu – poniedziałek – przeznaczony był na Dublin. Kocham Irlandię ale Dublin jest przebrzydki i tak szczerze nie ma tam żadnych wyjątkowych atrakcji. Bardzo nie lubie tam jeździć ale gość chciał to sie poświęciłam 😉 Po długiej nieobecności w stolicy zauważyłam niewielkie zmiany – na przykład tramwaje. Kiedyś mieliśmy 2 linie tramwajowe: czerwoną i zieloną. Niestety nie łączyły się więc ktoś kto chciał z jednego krańca stolicy przejchać na drugi, musiał środek miasta zaliczyć na piechotę. Teraz linie się łączą.

Powstało dużo nowych pułapek na turystów które zaczynają się od „experience” np whisky experience, jakieś nowe muzea – w jednym byłyśmy – no i zaczyna się upiększać wąskie uliczki w samym centrum gdzie przeważnie stoją ćpuny i śmierdzi szczynami. Ściany pokryto ciekawymi graffiti i przeciągnięto światełka i wstążki między budynkami ale szczynami śmierdzi nadal.

dublin

Poszłyśmy do Trinity College – uczelnie na której kształcili się między innymi Oscar Wilde i Samuel Beckett – gdzie do zwiedzania udostępnia się tzw Księgę z Kells. To jest nasz skarb narodowy – cztery ewangelie zostały spisane przez mnichów prawdopodobnie w 800 roku. Manuskrypt jest przepięknie zdobiony, niestety zdjęć robić nie wolno. Księga wystawiona jest za szklaną gablotą i co jakiś czas przerwaca się strony. Oprócz księgi zwiedzanie obejmuje też tzw Long Room czyli przepiękną bibliotekę o długości 65 metrów która pojawiła się w Gwiezdnych Wojnach. Znajduje się tam też 15 wieczna lira, jedna z najstarszych które się uchowały, symbol Irlandii.

long room
star wars

Niedaleko Trinity jest moja ulubiona część Dublina a więc Merrion Square z pomnikiem poświęconym wspaniałemu i uwielbianemu przeze mnie Oscarowi Wilde.

oscar

Zaszłyśmy też do bardzo reklamowanego Little Museum of Dublin mieszczącego się w oryginalnej gregoriańskiej kamienicy. Przyznam że mam mieszane uczucia co do tego miejsca – na dwóch poziomach przedstawiono historię Dublina w ostatnich 100 latach poprzez zdjęcia i artefakty podarowane przez mieszkańców miasta. Przez pół godziny przewodnik opowiada w dość zabawny sposób o anegdotach związanych z miastem i zgromadzonymi pamiątkami, ale jest to tylko „liźnięte” i w sumie aż tak dużo się nie dowiemy i dużo przeoczymy. Było zabawnie i nie żałuje że wydałam na bilet ale nie do końca polecam – no chyba że na własną odpowiedzialność.

A clue wypadu do Dublina było karmienie jeleni marchewkami w Phoenix Park 🙂

phoenix park

8 uwag do wpisu “Przez Hollywood do Baltimore (i nie tylko).

  1. Tessa

    Irlandia jak zwykle zachwyca:) Mielsmy szczęście w Rock od Cashel, bo była psychodeliczna pogoda, chmury w kilku kolorach szybko się przesuwające i przeblyskujace słońce, atmosfera niesamowita:) Dublin tylko liznelam, też uważam, że nie powala na kolana, ale do Trinity Collage chętnie się kiedyś wybiore. No i każde miejsce ma…ciekawe miejsca;)

    Polubione przez 1 osoba

  2. Dammar

    Wiele lat temu byla tzw noc muzeow. Nie pamietam dokladnej nazwy ale wszystkie atrakcje byly za darmo przez jeden wieczor. Bylam wtedy ze znajomymi i moja dwojka, wtedy malych dzieci. Udali nam sie wtedy zobaczyc Book of Kells, zdjec w ogole w tej bibliotece nie mozna bylo robic. Bylismy wtedy tez w fabryce Guinessa, stalismy na koncu potwornie dlugiej kolejki, w pewnym momencie podszedl do nas ochroniarz, myslalam ze z dziecmi nie mozna tam wejsc ale on nam powiedzial bysmy weszli bez kolejki bo sa male dzieci. To byla fajna wycieczka, moj starszy syn do tej pory ja pamieta. Zamierza tam zabrac swoja dziewczyne ktora za miesiac przylatuje do niego z Berlina.
    Dublin rzeczywiscie nie ma zbyt wielu fajnych miejsc do zwiedzania, wiekszosc jest typowo turystyczna, ale jak widac, ty zawsze znajdziesz jakies perelki.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.