Czasem wsiadam w samochod i jade do nikad i z powrotem. Przewaznie odkrywam wtedy ciekawe miejsca ktorych nie odnalazlabym gdybym jechala do jakiegos konkretnego celu.
Wczoraj na przyklad obralam z grubsza kierunek (w prawo 😉 i w droge. I tak znalazlam sie w Hollywood.

Przyjezdzajacych wita replika slynnego napisu ktory widnieje na wzgorzach ponad amerykanska fabryka snow, i wielu turystow chetnie go fotografuje, pewnie nie zdajac sobie sprawy ze to Hollywood z USA wzielo nazwe od tej miesciny w Wicklow (a nie odwrotnie).
Miescinka prawdopodobnie zawdziecza swe imie slowom Holly Wood – swiety las, gdyz tam odprawial modly Sw Kevin. Miedzy 1845 a 1850 rokiem jeden z mieszkancow, Matthew Guirk, wyemigrowal do Californii gdzie dorobil sie toru wyscigowego wokol ktorego powstala osada, nazwana przez niego wlasnie Hollywood. Taka przynajmniej wersje zna kazdy z okolo 80 mieszkancow (bo tylu mniej wiecej liczy sobie Swiety Las). Raz w roku odbywa sie tu festyn trwajacy prawie caly tydzien podczas ktorego osada cofa sie do lat piecdziesiatych XX wieku – wszyscy ubieraja stosowne stroje, na ulicy pojawiaja sie stare samochody, furmanki i inne pojazdy rolnicze uzywane w tamtym czasach. Mozna podpatrzec jak wytwarzalo sie kiedys maslo i sery, posluchac lokalnych grajkow i oczywiscie napic sie Guinessa w pubie Hollywood Inn. Akurat jak przejezdzalam trwaly przygotowania do przedostatniego dnia festiwalu ktory przypadl na 12-16 sierpnia.

Mieszkancy lubia ptaki 🙂
Z Hollywood skierowalam sie w kierunku miasteczka Rathdrum i co za zaskoczenie – pare kilometrow za nim na drodze pojawil sie przepiekny tunel z drzew. Niestety zatrzymac sie nie sposob, dojechalam do konca, zawrocilam i przejechalam jeszcze raz robiac zdjecia poprzez szybe samochodu w ruchu.


W okolicy Avoca mignely mi na wgorzu ruiny. Choc z daleka wygladaly jak resztki jakiegos opactwa i okraglej wiezy, to jak sie okazalo po poszukiwaniach w necie pozostalosci starej kopalni miedzi.

A takie drzwi do stodoly maja niektorzy okoliczni mieszkancy – klasa!

Pingback: Przedziwne irlandzkie festiwale – Dublinia pisze