Makijaż staje się ostatnio powodem dyskusji. Niektóre feministki twierdzą że jest to kolejny wyraz opresji kobiet które nie dość że zmuszone są poprzez straszne normy golić sobie nogi i inne „zbędne owłosienie”, być wiecznie młode, pociągające i bez zmarszczek, do tego szczupłe, to jeszcze nie mogą pokazać się bez makijażu bo zaraz ludzie pytają się czy nie są aby chore.
Denerwuje mnie takie czepianie się makijażu, bo po pierwsze to kobiety w latach dwudziestych ubiegłego wieku musiały sobie wywalczyć prawo do noszenia go bez bycia posądzoną o zajmowanie się prostytucją, i wtedy czerwona szminka i podkreślone oczy miały mówić – mam wolny wybór, mogę się malować (bardzo dobrze jest to pokazane np w serialu Mr Selfridge)a po drugie feminizm to walka o równe prawa obu płci, a nie o to że mam chodzić owłosiona jak szympansica i saute.

Słynny makijaż sylwestrowy zaprezentowany w Pytaniu na Śniadanie z którego się przez rok śmiano.
Przy okazji denerwuje mnie też czepianie się tego że kobiety w reklamach sa piękne i szczupłe, oczywiście czepiają się inne kobiety choć jakoś nie zauważyłam by któraś miała za złe że Bossa reklamuje Gerald Butler a nie np Danny de Vito. Nigdy też nie słyszałam by mężczyźni się skarżyli na to że męscy modele są przystojni. Przeczytałam ostatnio tekst że nie ma się co cieszyć z faktu iż film Wonder Woman odniósł taki sukces bo co to za feministyczna bohaterka która tak wygląda, chodzi po wyspie z gładko ogolonymi nogami (mimo że tam nie ma facetów!) a jak już z niej się wydostanie to się od razu zakocha (kobieta to napisała). Czy jakaś pani kiedykolwiek zasugerowała by Superman miał 150 wzrostu w kapeluszu, włochate plecy i piwny brzuch? I dlaczego niby Wonder Woman jako bohaterka feministek nie ma się zakochać?
Ale odeszłam od makijażu – jak pewnie wiecie Alicia Keys porzuciła malowanie twarzy i to jest jej sprawa. Jak ktoś nie chce to niech tego nie robi, a jak ktoś chce to niech robi i naprawdę nie widzę w tym fakcie żadnych deklaracji ani opowiadania się za feminizmem lub przeciw.

Tygrys czyli konturowanie twarzy
Moja własna opinia co do make-upu: przeznaczam na niego 10 minut. Niespecjalnie rozumiem kobiety które wysiadują dwie godziny bądź wiecej przy lusterku by nałożyć kilkanaście specyfików jeden po drugim i chodzić w takiej masce, ale jak komuś się chce to ich sprawa. Mocne makijaże i takie właśnie maski osobiście nie podobają mi się, raz miałam taki zrobiony profesjonalnie i przemykałam się kanałami do domu żeby go jak najszybciej zeskrobać bo wyglądałam jak figura woskowa Madame Tussaud.
Nie za bardzo też ogarniam zachwyt na metamorfozami pokazywanymi często w mediach, gdzie makijaż zmienia twarz kompletnie robiąc z normalnej kobiety wypacykowaną lalę, bo przecież to kiedyś się zetrze a pod spodem ta sama facjata 😉

Nie wiem jak Wam ale mnie się dużo bardziej ta pani podoba bez makijażu
Zdarza mi się gdzieś iść bez make-upu, nigdy bym go nie robiła w weekend gdy jestem w domu lub przy okazji pójścia do sklepu albo na spacer. Do tego moje sympatie do minimalizmu powodują że nie wyobrażam sobie posiadania kilkunastu pędzli, szminek, podkładów, podkładów pod podkład, rozjasniaczy, blenderów, palet z setką cieni itp. Mam dosłownie kilka kosmetyków do twarzy, zarówno do makijażu jak i do pielęgnacji.

Tym się smaruję. Krem Nivea na noc – głównie dzięki niemu mimo 47 lat nadal nie mam żadnych głębokich zmarszczek. Czasem zastępuje go oliwa z oliwek. Dobry krem nawilżający na dzień – ten ze zdjęcia jest świetny. Krem Ziaja pod oczy, dwa razy w tygodniu maseczka. Jedyny drogi kosmetyk to Night Repair Estee Lauder ale buteleczka wystarcza na około rok.

Tym się pacykuję. Podkład Clinique nie wysusza i broń boże nie zmienia koloru twarzy. Puder w kamieniu tej samej firmy, puder rozświetlający mam bo mnie namówiła sprzedawczyni w Douglasie 🙂 Mascara – akurat ostatnio fioletowa. Ciemno złoty eyeliner. 12 cieni, błyszczyk (który się zaraz zjada więc usta mam błyszczace przez minut pięć)

Tak wyglądam rano z twarzą gołą i nakremowaną 🙂

Tak wyglądam 15 minut później. Około 7-min zajmuje mi make up, około 7 podsuszenie włosów i minutę podziwanie coraz większej ilośći srebrnych nitek 🙂
Nieważne czy się malujemy czy nie. Ważne by się dobrze z tym czuć.