Doczekalam sie wreszcie nowej zabawki, a raczej miliona czesci i srubek w paczce ktore w niecala godzine sama – tymi recami ;)- zlozylam w air elliptical trainer. I teraz sobie uprawiam jogging w domu ogladajac juz szosty sezon Gilmorow.

To drugi przypadek kiedy podoba mi sie serial choc wiekszosc glownych postaci mnie irytuje (pierwszy to Ally McBeal). Lorelai owszem ladna babka ale strasznie wkur…aca, z tym jej niedojrzalym zachowaniem i dziwna maniera mowienia. Rory z kolei ma tak monotonny glos ze po paru slowach mam zamiar ja puscic na szybkie albo wolne obroty, by cos sie dzialo. Luke… o co chodzi z ta odwrocona czapka z daszkiem w ktorej ten pan juz szosty sezon paraduje, tak jak i w jednej i tej samej koszuli flanelowej i zielonej kurtce? A kiedy juz wlozy garnitur to wyglada jak przedsiebiorca pogrzebowy.
Nieprawdopodobne wydaje sie ze taka niezla laska jak Lorelai mogla sie z nim zwiazac. Facet sprawia wrazenie strasznego niechluja a jak ja zaczyna calowac to tak jakby sie z niedzwiedziem bral za bary. Zreszta spece od castingu sie w ogole nie popisali bo wczesniej skazali dziewczyne na wielkoglowego Maxa Medine oraz na wspolnika jej ojca , pucolowatego i z brzusiem oraz malym noskiem i smiesznym zarostem.
Wazna bohaterka drugoplanowa jest szef kuchni Sookie a jednym z watkow zalozenie i prowadzenie pensjonatu przez obie panie. I wtedy sie zrobilo ciekawie bo Sookie w miedzyczasie sie rozmnozyla i z calkiej milej choc roztrzepanej babki przemienila sie w mamuske wypisz wymaluj jak wiele innych z ktorymi i ja, i KMZ, i nasi znajomi stykaja sie non stop.
Ten typ mamuski nazywamy roboczo BIHAB jako skrot od „But I Have A Baby!”
Oto w jednym z odcinkow Lorelai, ktora z powodu ciazy i macierzynstwa wspolniczki zajmuje sie wszystkim sama by pensjonat otworzyc, raz jeden potrzebuje jej pomocy. Trzeba odebrac zamowiony z Kanady zlew. Sookie zgadza sie to zrobic po czym owego dnia Lorelai zostaje poinformowana ze nikt sie nie zjawil a przeslylka wraca do dostawcy. Lorelai dzwoni do Sookie i slyszy te oto profesjonalna poczte glosowa, jakze pasujaca do businesswoman ktora moze sie w koncu spodziewac sluzbowych telefonow od kontrahentow i klientow.
“Hi, this is Sookie. And Jackson. And Davey. And Davey wants to say hello, too. Go ahead, Davey, say hello. Come on, say hi. Say hi. Oh, he’s licking the phone. Don’t lick the phone. Little peepers. Little peepers, does the phone taste good? “
Oczywiscie wszystko nagrane wysokim glosikiem jakim sie mowi do dzieci.
Lorelai jedzie do wspolniczki ktora zaspana otwiera drzwi z mina „o so chozi”.
-Sookie, obiecalas ze spotkasz sie z facetem od zlewu.
-Tak???
-Tak.
– A nie mogl tego zrobic kto inny?
-Nie mogl bo sama chcialas go zobaczyc i zaaprobowac przed zainstalowaniem.
-Oj, to zadzwon do nich niech przyjada jutro.
-Nie moga przyjechac jutro bo wyslali to juz z powrotem do Kanady.
-A dlaczego tak?
(Lorelai wkurzona) – Bo tam mieszka mama zlewu.
-Przepraszam ale Davy nie spal cala noc, potem ja zasnelam i musialam nie slyszec budzika.
Lorelai zaczyna mowic jak to od dluzszego czasu zalatwia wszystko sama, biega tam i z powrotem, nie ma sekundy dla siebie a kiedy raz jeden prosi o cos co zreszta Sookie i tak chciala zrobic, ona ja wystawia do wiatru.
-Przeciez powiedzialam ze przepraszam ……BUT I HAVE A BABY!
-Slyszalam to juz wczesniej. Ja nie chce zebys przepraszala, chce zebys mi czasem w czyms pomogla.
– What do you want me to do? I have a baby.
Podczas jednego z naszych czwartkowych spotkan omawialysmy temat Bihabow z kolezankami z pracy. Polowa z nich ma dzieci w wieku 2-10 lat wiec to nie jest tak ze jakies bezdzietne sobie siedzia i wygaduja na te dzietne. Matki okazaly sie byc poirytowane tym ze one nie wykorzystywaly nigdy faktu MANIA bejbisa by miec przywileje w pracy, moc sie beztrosko spozniac, unikac niektorych zmian, nie zostawac po godzinach kiedy trzeba – a teraz widza jak inne to robia i utrudniaja zycie wspolpracwonikom. Ale jak w dziale awansuje sie faceta to zaraz krzyk ze dyskryminacja.
Dopoki praca nie jest specjalnie wymagajca przewaznie wszystko jest ok, problemy zaczynaja sie na wyzszych stanowiskach gdzie od pracownika wymaga sie wiecej, chocby dyspozycyjnosci. Jest takie zjawisko nazwane szklanym sufitem – niby nic nie przeszkadza kobiecie osiagac najwyzszych stanowisk a jednak wciaz jest ich tam malo. I z jednej strony trudno sie dziwic bo awansowanie pracownika to rowniez inwestowanie w niego, bycie mentorem, przyuczanie, wiazanie przyszlosci z ta osoba. No i co kiedy nagle taki ktos zamieni sie w BIHABA?
A zeby zakonczyc optymistycznym akcentem – moze i najlepsze kasztany sa na placu Pigalle ale najlepsze ciacha przesiaduja w Starbucksie. Chyba zaczne pic wiecej kawy na miescie 😉