Londyn i Galeria Portretów

Tak się złożyło, że poprzedni piątek miałam wolny, wykorzystując ostatni dzień zaległego urlopu. Nie chciałam tylko siedzieć w domu, więc na spontanie zarezerwowałam bilet na lot do Londynu. Wylot z rana, powrót w nocy. Chciałam zmienić scenerię, a Londyn zawsze ma coś do pokazania i inspiruje.

Nie wiem, czy już kiedyś o tym pisałam, ale lecąc z Irlandii wchodzi się na Stansted osobnym, trochę zakamuflowanym wejściem, przeznaczonym dla tych, którym nie sprawdza się paszportu w ramach CTA czyli Common Travel Area. Jest to przywilej, ale mnie się zawsze kojarzy z wejściem dla służby na tyłach budynku 😀 Po wejściu na terminal, przy kilku automatach do sprzedaży biletów na Stansted Express (pociąg do Londynu) ustawiają się długie kolejki. Osobiście patrzę na to z pobłażaniem, bo wystarczy przejść na drugą stronę, albo zejść na dworzec, żeby bez żadnego stania spokojnie zakupić bilet.

Dla szukających świątecznej atmosfery od razu piszę – to nie jest miasto na zanurzenie się w owej. Owszem, są dekoracje świąteczne na ulicach, po których jeżdzą obwieszone lampkami riksze dla turystów, grające przez głośniki świąteczne hity (ostatni singiel Cher jest teraz na topie). Jest ciepło, widoki jesienne a nędzna porcja grzanego wina w plastikowym kubku kosztuje 7 funtów 🙂 Ale ja oczywiście nie poleciałam tam dla ŚWIĄTECZNEJ atmosfery 🙂

Przede wszystkim chciałam odwiedzić Św Magnusa, o którym pisałam w londyńskich postach. Jako osoba niewierząca, lubię jednak znajdować uosobienia Wszechswiata a ten niezwykle pociągający wiking w hełmie z rogami jakoś bardzo do mnie przemawia 🙂 Jak do tej pory każda prośba do Magnusa, przypieczętowana zapaleniem świeczki i ofiarą pieniężną, ziściła się. Zresztą kościół jest piękny. Tym razem trafiłam tam przed samym zamknięciem, kiedy było prawie całkiem ciemno w środku i byłam sama. Pogadałam sobie z Magnusem i pogłaskałam go po ręce. Do rogów nie mogłam sięgnąć, a nigdzie nie było drabiny.

Poszłam do National Portrait Gallery, w której mieszczą się prawie wszystkie znane nam z Wikipedii czy innych źródeł wizerunki władców, ówczesnych celebrytów czy innych znaczących osobistości. Niektóre portrety zwróciły moją szczególną uwagę, głównie urodą modeli, ale o tym później. W galerii jest słynny portret Shakespeare’a, jedyny wykonany za jego życia. Może dlatego odwiedziłam potem replikę jego teatru.

Ponieważ ciągle szukam jakichś interesujących perfum, wybrałam się do Selfridges na Oxford Street. Nie był to dobry pomysł, bo w środku kłębiły się tłumy, a ja mam awersję do tłumów. Przeważały panie w hijabach, ale było też sporo nastolatek, których raczej nie byłoby stać na flakon 100 ml za 360 funtów. Między klientami przemykali się pracownicy, usiłujący pryskać klientów testerami. Bardzo przypominało mi to Joeya z Przyjaciół, kiedy pracował on dorywczo w domu handlowym: Bijan for men?

Wracając jednak do Galerii Portretów – jest tam oczywiście mnóstwo obrazów przedstawiających władców Anglii, z przewagą Henryka VIII i Elżbiety I. Moda z tamtych czasów jest naprawdę zadziwiająca i wszelkie pokazy haute couture mogą się schować przy tym czymś, w czym wtedy paradowały obie płcie. Serio współczuję. A wszystkie osoby wyśmiewające outfity Harry’ego Styles czy Timothy Chalamet jako niemęskie, powinny się przypatrzyć modzie sprzed XX wieku.

Kilka portretów, jak już pisałam, zainteresowało mnie szczególnie. Na przykład ten pan poniżej, odmiana po bardzo brzydkich męskich okazach z obrzmiałymi powiekami i siną cerą. Philip Sydney był poetą i żołnierzem, nade wszystko jednak tzw courtier – nie wiem, jak to tłumaczy się na polski. W czasach panowania Elżbiety I duże znaczenie miało kręcenie się wokół niej na dworze, miała ona wielu pupilków i doradców. Otaczała się mężczyznami, którzy w zamian za swe zasługi i oddanie dostawali różne przywileje, choć raczej nie przywilej seksu z królową, która ponoć zmarła dziewicą.

Philip oznaczał się urodą i urokiem. Arystokrata kształcony w Oxfordzie, już jako osiemnastolatek parał się dyplomacją, biorąc udział w negocjacjach w sprawie małżeństwa królowej Elżbiety z hrabią Anjou. W tej sprawie wszedł w konfikt z Edwadem de Vere, może pamiętacie z mojego posta o Szekspirze, że de Vere miał ponoć być prawdziwym autorem sztuk. Między panami omal nie doszło do pojedynku, ale zabroniła go sama królowa. Sidney podróżował po Europie, zawitał też do Polski. Był politykiem i członkiem parlamentu, zdołał się też ożenić i spłodzić córkę, zanim zmarł w wyniku rany odniesionej w bitwie przeciw Hiszpanom.

Jego śmierć była wynikiem bądź heroizmu, bądź głupoty. Podczas walk Sydney użyczył bowiem swej zbroi innemu żołnierzowi. Nieosłonięty, został ranny w udo. W ranę wdała się gangrena i tak piękny Philip zmarł w wieku zaledwie 31 lat. Jego odejście wywołało żałobę w kraju a w pogrzebie uczestniczyły tłumy. Uważa się go za przykład idealnego przedstawiciela swej epoki – wykształconego, obytego arystokraty, oddanego protestanta, dzielnego żołnierza, ulubieńca królowej.

Inna era, inna królowa, ale równie przystojny młodzieniec, który jednak dożył starości. To urodzony w Edynburgu Henry Brougham, 1st Baron Brougham i Vaux. Henry zasłynął dzięki dwóm rzeczom – po pierwsze, reprezentował królową Caroline, kiedy jej mąż George IV oskarżył ją o cudzołóstwo i próbował anulować małżeństwo. Przyganiał kocioł garnkowi… król miał kochanki i dzieci z nieprawego łoża. Sprawa została wygrana i Henry triumfował. Druga rzecz to jego niestrudzone poparcie dla abolicjonizmu oraz wprowadzenie aktu zniesienia niewolnictwa we wszystkich brytyjskich koloniach.

Jak tylko zobaczyłam zalotną minę tej pani, pomyślałam: trouble, trouble, trouble…Frances Carr, hrabina Somerset, była bohaterką skandalu obyczajowego podczas rządów króla Jamesa I. Frances została poślubiona w wieku 14 lat 13 letniemu Robertem Devereux, 3 hrabiemu Essex. Para oczywiście nie zamieszkała razem, oczekując pełnoletności. Kiedy oboje małżonkowie spotkali się ponownie po kilku latach okazało się, że Frances nie cierpi męża i absolutnie nie ma ochoty na żadne fiku miku. Podczas pobytu na dworze spotkała Roberta Carra, 1go hrabiego Somerset. Zakochała się z wzajemnością i rozpoczęła kroki do anulowania małżeństwa.

Powodem anulowania był brak konsumpcji związku. Frances oskarżyła męża, że próbowała wszystkiego, ale mu nie staje. Na to ów postanowił udowodnić, że to nieprawda, więc przy jakiejś publicznej okazji podniósł koszulę, ukazując penisa we wzwodzie. Frances poddała się sprawdzeniu przez cztery osoby, czy jej błona dziewicza ciągle jest na miejscu i była. Tylko że ponoć w badaniu wzięła udział córka krewnego Frances. Trudno było to udowodnić, bo kobieta podczas egzaminacji miała na twarzy welon. Publika domyślała się, co jest grane i o Frances śpiewano po gospodach sprośne piosenki.

Ale to nie koniec. Król wmieszał się w sprawę i zgodził na anulowanie związku Frances z Essexem. Frances poślubiła Somerseta. Jednakże wkrótce oboje świeżo poślubionych małżonków oskarżono o morderstwo niejakiego Thomasa Overbury, krewnego Roberta Carra, który namawiał go do porzucenia Frances. W wyniku śledztwa Frances przyznała się do podania poprzez służącą trucizny swej ofierze. Została skazana na śmierć za morderstwo, a jej nowy mąż za współuczestnictwo. James I miał chyba jakąś słabość do Frances, bo małżonkowie zamiast na stryczku wylądowali w Tower of London, a po kilku latach zostali wypuszczeni.

Na nazwisko Frances Burney (zwaną też Fanny) natknęłam się kiedyś, robiąc research o kobietach pisarkach przed Jane Austen. Życie tej kobiety to temat nie tylko na osobnego posta, ale pewnie na całą książkę. Napiszę więc w skrócie, że Frances była uznaną za swego życia autorką. Napisała cztery niezwykle popularne powieści: Evelyna, Cecilia, Camilla i The Wanderer‚ a także kilka sztuk teatralnych. Pierwsza książka ukazała się pod pseudonimem, ale szybko jej prawdziwa tożsamość wyszła na jaw. Frances pozostawiła po sobie również mnóstwo listów, zapisków i pamiętników, które historycy uważają za niesamowicie bogate źródło wiadomości o życiu w XVII wieku. Jane Austen czytała jej powieści a cytat z jednej z nich zainspirował ją do tytułu swojej: „If to pride and prejudice you owe your miseries, so wonderfully is good and evil balanced, that to pride and prejudice you will also owe their termination.”

Frances wyszła za mąż bardzo późno jak na owe czasy, bo mając 41 lat, urodziła jednego syna (którego zresztą przeżyła). Mając 57 lat, pisarka zaczęła odczuwać bóle, których przyczynę doktorzy sklasyfikowali jako raka piersi. Pamiętajmy, był rok 1810. Siedmiu lekarzy zdecydowało się przeprowadzić mastektomię, którą Frances nie tylko przeżyła, ale i dokładnie opisała swoją chorobę oraz operację. Nie wiadomo, czy był to rak czy nie i czy operacja była konieczna, ale kobieta jak na owe czasy żyła bardzo długo i bez większych problemów po tym zabiegu. Ostatnie lata spędziła w Bath i tam też jest pochowana.

W galerii można się załapać na darmowy tour z kustoszem, więc kilka razy podpięłam się pod grupkę starszych pań z przewodnikiem. Ku swojej ogromnej satysfakcji dałam popis wiedzy, kiedy pani kustosz wskazała na portret mężczyzny, który był ubrany w kobiecy strój i spytała, czy ktoś wie, kto to. Na to ja od razu wyskoczyłam: czy to jest Chevalier d’Eon? Przewodniczka była wyraźnie pod wrażeniem, jak i zresztą słuchaczki 😉 Wyjaśniłam, że o tym panu/pani usłyszałam w muzeum masonów i pokrótce opowiedziałam, co wiem o tej niezwykłej osobie. Może pamiętacie z mojego posta, że to był szpieg, dyplomata i żołnierz, żyjący czasem jako kobieta, czasem jako mężczyzna. Swój mini wykład zakończyłam stwierdzeniem, że chodziły zakłady o to, czy Chevalier ma męskie czy żeńskie narządy. Szala przechylała się ku żeńskim, jednak po śmierci d’Eona okazało się, że miał on penisa i to dość sporego.

Kitty Fisher to celebrytka z XVIII wieku. Nic specjalnego nie robiła, nic nie osiągnęła, mimo to była po prostu sławna. Kopiowano jej suknie, fryzury i cytowano powiedzonka. Kitty była też kurtyzaną, czyli high class escort, jakbyśmy to dziś nazwali. Podziwiano jej niezwykłą jak na owe czasy urodę, którą w swych listach opisywał sam Giacomo Casanova. Na portrecie jest pokazana z kotem łowiącym rybki, co jest humorystycznym nawiazaniem do jej imienia i nazwiska: Kitty to kociak, kotek, a Fisher pochodzi od słowa fish czyli ryba. Złośliwi twierdzili, że panna Fisher łowi bogatych facetów. Kitty zmarła bardzo młodo, prawdopodobnie wskutek zatrucia ołowiem, który był składnikiem popularnego wtedy pudru wybiejącego twarz.

Przeskakujemy do lat 1857 – 1911. Kolejna przepiękna kobieta na obrazie to Gertrude Elizabeth, Lady Colin Campbell. Niezwykle utalentowana: pisała artykuły do gazet, śpiewała, znała kilka języków, była świetną szpadzistką. Była też jedną z pierwszych kobiet redaktorów gazet nie przeznaczonych głównie dla pań. Ale to jej szeroko komentowane małżeństwo i sprawa rozwodowa zapadły publice najbardziej w pamięć.

Gertrude Elizabeth urodziła się w Dublinie, w rodzinie właściciela ziemskiego. Ojciec był Anglikiem a matka Irlandką, która przez ten mariaż odbiła się w statusie oczko wyżej. Ambicją było wydanie przepięknej córki za kogoś o jeszcze wyższej pozycji. Podczas pobytu u znajomych w Szkocji dziewczyna poznała Lorda Colina Campbella, który oświadczył się w przeciągu kilku dni, mimo protestów swego ojca. Ślub przekładano dwa razy z powodu tajemniczej choroby pana młodego, który zawarł w intercyzie paragraf, że małżeństwo zostanie skonsumowane dopiero wtedy, gdy owa choroba całkiem minie. Ojciec Gertrude podejrzewał, że chodzi o jakąś chorobę weneryczną, czemu przyszły zięć zaprzeczył.

Okazało się potem, że Lord istotnie miał syfilis, czym zaraził żonę. Ta wniosła pozew o rozwód z powodu zatajenia tego faktu i zarażenia jej celowo. Lord wytoczył ciężkie działa kontr oskarżając żonę o zdrady z czterema nazwanymi z imienia panami. Sprawa była głośna i spowodowała skandal w kręgach arystokracji. Ilustratorzy na procesie mieli ręce pełne roboty, a przeciw pani Campbell zeznawała służba, między innymi lokaj, który ponoć obserwował jej zdrady przez dziurkę od klucza…

Arystokratki w swych artykułach broniły kobiety, między innymi znana sufrażystka Christabel Pankhurst, która pisała, że to jawna niesprawiedliwość, iż kobieta mając kochanka jest potępiona, a mężczyzna jest usprawiedliwiony swą naturą i społecznym przyzwoleniem posiadając rzesze kochanek. W każdym razie państwo Campbell rozwodu nie otrzymali i Gertrude została Lady aż do czasu śmierci jej męża. Dosięgnął ją ostracyzm w jej własnych sferach, za to z radością przyjął ją do swego grona świat artystyczny. Sam George Bernard Shaw nazywał ją boginią. Zmarła w wieku zaledwie 51 lat, najprawdopodobniej z powodu syfilisu.

Dla tych, którzy uważają, że w epoce georgiańskiej nie było kolorowych osób w Anglii, galeria przedstawia portrety Jema Whartona i Iry Aldridge’a. Jem Wharton był sławnym bokserem, którego kariera trwała pomiędzy rokiem 1830 i 1840. Odszedł na emeryturę niepokonany i otworzył własny klub bokserski w Liverpoolu. Ira Aldridge (1807 – 1857) to pierwszy czarnoskóry aktor, który odnosił globalne sukcesy, grając głównie w sztukach Szekspira. Zmarł niespodziewanie podczas występów w Łodzi, gdzie jest pochowany.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was do końca tymi historiami 🙂 o każdym z portretów wystawionych w galerii możnaby długo pisać, bo życie każdej osoby jest w jakiś sposób interesujące. Tak samo, jak i historia teatru i ludzi z nim związanych, o czym napiszę przy okazji postu o wizycie w teatrze Globe.

Ada Lovelace – matematyk i programistka; Któlowa Charlotte; Królowa Elżbieta I
Rodzina George’a V; Lord Byron
Daniel O’Connell, Shakespeare, Beatrix Potter, Królowa Elżbieta


4 uwagi do wpisu “Londyn i Galeria Portretów

  1. Ciesze sie ze polecone przeze mnie muzeum przypadlo Ci do gustu. Kto by pomyslal ze Galeria Portretu bedzie tak ciekawa 🙂 Teraz czas na skarby British Museum – tam tez sa ok 45 minutowe oprowadzanki tematyczne, ja sie zalapalam na Mezopotamie bo te wystawe uwielbiam.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dla mnie kazda galeria jest ciekawa, kocham sztuke 🙂 wlasnie mysle, ze kolejne wypady musze zrobic pod katem galerii. Wzielo mnie na Klimta, ktorego obrazy sa w Wiedniu w kilku muzeach, slynny Kiss w Belvedere. No I jak bede w Warszawie to koniecznie Muzeum Narodowe 🙂

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Kat Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.