Wizyta w Canterbury

Wyobrażałam sobie, że Canterbury jest większe, ale mimo niewielkiego rozmiaru jest tam co robić. Pociąg z Londynu jedzie około godziny i kosztuje £37.00 o ile pamiętam. Tłumów wielkich nie było, większość turystów rzuciła się na bary, restauracje i sklepy. No i oczywiście do katedry, która jest od wieków celem pielgrzymek.

Jak zwykle wszystko zaczęło się od Rzymu, choć przedtem tereny ówczesnego Kentu zamieszkiwały celtyckie plemiona o nazwie Cantiaci. Rzymianie zbudowali miasto zgodnie z ichniejszymi zasadami urbanistyki, a więc z głową. Był tam amfiteatr, łaźnie publiczne, rynek czyli forum, a wszystko pięknie rozplanowane, z szerokimi ulicami i kanalizacją. Niestety nie miałyśmy czasu, by zajrzeć do Muzeum Rzymskiego, gdzie można podziwiać odnalezione podczas wykopalisk artefakty.

Rzymskie Canterbury

Kiedy Rzymianie wynieśli się około 407 wieku naszej ery, miasto opustoszało i popadło w ruinę na mniej więcej 100 lat. Potem stopniowo zaczęli się tam osiedlać Anglo – Saxoni. W owych czasach tereny Wielkiej Brytanii były zbiorowskiem różnych królestw, zanim się one w końcu zjednoczyły. Canterbury podlegało królestwu Kent. Między 589 a 616 rokiem naszej ery, królem Kentu był Æthelberht, którego żoną została Bertha, córka króla Franków. Æthelberht był poganinem, jego żona zaś Chrześcijanką. Ponoć miała ona na męża spory wpływ i usiłowała nawrócić go na swoją wiarę, co jej się w końcu udało.

Ale zostawmy na razie małżonków w spokoju i przenieśmy się do Rzymu, gdzie papieżem jest Grzegorz I zwany Wielkim. Ponoć pan ów w tłumie niewolników, młodych śniadych chłopców, wypatrzył anielskiego blondynka o błękitnych oczach. Zainteresowany niezwykłą urodą młodzieńca, papież spytał go, skąd pochodzi, na to ów rzekł, że z Anglii. Zainspirowało to papieża do wysłania mnicha Augustyna w tamte strony, by nawrócił ich mieszkańców.

Historię tę opowiedziała nam pani przewodnik podczas bardzo interesującej dwugodzinnej wycieczki po mieście, pokazując nam płaskorzeźbę upamiętniającą papieża i angielskiego niewolnika. Może jestem cyniczna, może się za bardzo nasłuchałam o molestowaniu przez księży, ale opowieść wydała mi się bardziej niż niepokojąca. Blondasek mu w oko wpadł… ponoć go kupił w celu wyedukowania na księdza. Bez komentarza. No ale wracając do Augustyna – mnich wylądował właśnie w Kent, bo doszły go słuchy, że jest tam już nieliczna społeczność chrześcijańska zgrupowana wokół Berthy i jej męża. I tak właśnie moi drodzy zaczęło się w Wielkiej Brytanii chrześcijaństwo na masową skalę.

Æthelberht podarował Augustynowi ziemię i kościół w Canterbury, przez co zaczęła się kariera miasta jako siedziby arcybiskupa. Niewielka osada zaczęła się rozrastać i rozwijać. Koło IX wieku to już było spore miasto, mające tylko jeden problem, a mianowicie Duńczyków (Wikingów) którzy dwukrotnie go najechali i splądrowali. W 1011 roku miasto zostało przez nich ponownie oblężone i zdobyte po 20 dniach. Zginęło wielu ludzi, między innymi arcybiskup, do tego spłonął kościół. Kiedy Anglię najechał Wilhelm Zdobywca, Canterbury nie miało już ani siły ani ochoty by się bronić i poddało się bez walki. Normanowie zaczęli odbudowę katedry, oficjalnie to 1070 rok. Po pewnych przebudówkach, dobudówkach i lekkim zniszczeniu podczas II wojny światowej, monumentalna budowla stoi i zachwyca do dziś.

Do ogromnej popularności katedry przyczyniła się śmierć ówczesnego arcypiskupa, Thomasa Becketa, w 1170 roku. Becket miał na pieńku z królem Henrykiem II, który pewnego razu w złości zakrzyknął: „Czy nikt nie uwolni mnie od tego księdza?” No coż, czterech rycerzy króla wzięło to dosłownie, zawinęli się do Canterbury i zamordowali Becketa w katedrze. Od tego czasu rzesze pielgrzymów zaczęły przybywać do miasta, a posadzka, gdzie miał dokonać żywota biskup, była ponoć cudami słynąca.

Między XIV a XVII wiekiem miasto, mające 10.000 mieszkańców, skurczyło się do 3.000. Przyczyniła się do tego epidemia czarnej śmierci, ale i Henryk VIII oraz jego rozwód z papieżem. Świątynia Thomasa Becketa została zniszczona, wszelkie złoto i inne kosztowności wywiezione do Tower of London, a wiele posągów i ozdób zniszczonych. Po śmierci króla, jego córka Mary, katoliczka, usiłowała naprawiać szkody wyrządzone przez ojca. Przy okazji spaliła też wielu protestantów właśnie w Canterbury.

Wydaje mi się, że potem historia miasta się jakoś ustabilizowała. Doprowadzono kolej, zaczęli się osiedlać nowi mieszkańcy, zaczęto remontować drogi i chodniki, ulice oświetliły elektryczne lampy i zbudowano szpital. Dwie kolejne wojny światowe spowodowały zniszczenia historycznych budynków i nasza przewodniczka pokazała nam, gdzie przebiega linia między oryginalną zabudową a nową, która czasem wygląda na średniowieczną dla zachowania charakteru miasta. Na chwilę obecną Canterbury żyje z turystyki, handlu i życia uniwersyteckiego.

Oczywiście poszłyśmy do katedry, której wnętrze robi ogromne wrażenie. Jako osoba niewierząca nie odczuwam żadnych duchowych przeżyć w tego typu przybytkach (czasem dziwię się, że aż takie sumy pochłonęło budowanie świątyni, zamiast je przeznaczyć na lepsze cele) ale nie można nie podziwiać majestatu strzelistych kolumn i piękna kopuły oraz witraży. Niestety wycieczka z przewodnikiem kolidowała z wycieczką pieszą po mieście, a szkoda, bo warto na pewno dopłacić pięć funtów by posłuchać o historii budowli. Katedra utrzymuje się sama, nie dostaje żadnych środków od państwa ani od kościoła. Potrzeba około 25.000 funtów dziennie na pokrycie kosztów jej prowadzenia. Jak w wielu tego typu miejscach, finanse bardzo ucierpiały z powodu covidowych ograniczeń. Z ciekawostek – zauważyłam, że w katedrze pochowany jest Edward Plantagenet, zwany Czarnym Księciem. Był on jednym z najlepszych rycerzy swoich czasów, nigdy nie przegrał żadnej bitwy a pierwszą dowodził już w wieku lat szesnastu. Przydomek Czarny pochodzi od koloru jego zbroi.

Głową katedry jest DEAN, to tytuł, który aktualnie dzierży Robert Willis. Podczas pandemii dean zaczął nagrywać modlitwy i krótkie kazania z ogródka przykatedralnego, które stały się swego rodzaju internetową sensacją, kiedy do księdza dołączyły mieszkające tam koty. Podczas jednego z nagrań jeden z nich wszedł księdzu pod sutannę, kiedy indziej kolejny kot wypił mu podstępnie mleko do kawy a jeszcze inny ukradł naleśnik. Kazania pana Willisa dotarły nagle do tysięcy ludzi, wierzących i niewierzących, którzy chcieli popatrzeć na sprytne kotki.

Z Canterbury pochodzi Christopher Marlowe, zwany Kitem. Jeśli interesujecie się życiem Williama Shakespeare’a, pewnie kojarzycie, że Marlowe był zarówno jego przyjacielem jak i rywalem. Według znawców, Marlowe przewyższał talentem Williama i często też podrzucał mu pomysły na sztuki. Sprawa z autentycznością sztuk Shakespeare’a i to, czy był on istotnie ich autorem, została przeze mnie opisana TU. Marlowe ponoć był szpiegiem królowej i zginął w bijatyce w pubie, dźgnięty nożem, w wieku zaledwie 29 lat. Niektórzy uważają, że Kit sfingował swoją śmierć w obawie przed wrogami, którym nie w smak była jego szpiegowska kariera, i potem tworzył sztuki, jakie przypisywał sobie dla niepoznaki Shakespeare.

Kiedy spacerowałyśmy z Kat po tym naprawdę uroczym miasteczku, wpadła mi w oko tablica na ścianie jednego z domów, upamiętniająca kogoś o zdecydowanie polskim nazwisku, mianowicie hrabiego Louisa Zborowskiego. Kiedyś interesowałam się polską szlachtą i od razu pomyślałam, że pan Zborowski był pewnie takim samym hrabią, jak hrabia Markiewicz, mąż irlandzkiej bojowniczki o niepodlegość Konstacji Markiewicz, czyli wymyślonym. Pogrzebałam w internecie i dowiedziałam się, że matka Louisa pochodziła z amerykańskiej rodziny milionerów o nazwisku Astor. Poślubiła niejakiego Elliota Zborowskiego, który po przyjeździe do Europy zaczął nazywać się hrabią. Rodzina osiedliła się niedaleko Canterbury. Louis interesował się samochodami i skonstruował kilka o nazwie Chitty Bangs Bangs. Niestety, zginął podczas wyścigów samochowych w w prowadzonym przez siebie aucie.

Mam lekki niedosyt Canterbury i kto wie, może tam jeszcze kiedyś pojadę. Pewnie wystraczyłoby nam czasu na zwiedzenie wszystkiego, gdyby atrakcje tak wcześnie się nie zamykały.

12 uwag do wpisu “Wizyta w Canterbury

  1. Na mordowanie irytujacych arcybiskupow byla jakas moda bo i w Krakowie mamy sw Stanislawa ubitego przez krola Boleslawa Szczodrego, i w katedrze praskiej jest sarkofag ze szczatkami ubitego przez owczesnego wladce klechy…Okrutne czasy. Myslisz ze Grzegorz skolonizowal Wyspy Brytyjskie mnichami zeby miec nieograniczony dostep do blondynkow z niebieskimi oczami ? Znajac ‚wyczyny’ kosciola w tej materii, wszystko mozliwe…

    Polubione przez 1 osoba

  2. Ultra

    Piękną wycieczkę odbyłam po Canterbury, zdobyłam wiedzę, ciekawą relację, więc czekam na dalsze oprowadzanie, gdyż perfekcyjnie potrafisz oprowadzać, przewodniczko…
    Zasyłam serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

  3. Dziękuję za kolejną fascynującą wycieczkę w moje ukochane rejony – jak też za dwie dodatkowe ciekawostki, w tym jedną do czteroczęściowego cyklu o relacjach wyspiarsko-watykańskich na przestrzeni wieków, nad którym sobie powoli pracuję 🙂

    O kotach dziekana już kiedyś słyszałem 😀

    Polubione przez 1 osoba

  4. Mistrzowie drugiego planu:) Albo i pierwszego, no bo coz, koty;)
    Dzieki za , jak zwykle, fantastyczna wycieczke, w koncu musimy sie za te Anglie wziac;)
    A odbiegajac od tematu (wysokiej kultury i schodzac na ten nizszej;)-kiecki z Oskarow beda?

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.