No i piątka z przodu 🙂 50-te urodziny obchodziłam nie planowo w Amsterdamie, ale w Brugii. Na niecały tydzień przed moim wyjazdem Holandia zarządziła lockdown. Dalej można było tam podróżować, ale po co? Zmieniłam więc lot na Brukselę i zarezerwowałam ten sam apartament, w którym zatrzymałam się w 2015 roku. Niestety, nie obyło się bez perturbacji z powrotem. Na dzień przed wylotem zrobiliśmy test antygenowy, zgodnie w niedawno wprowadzonymi zmianami w Irlandii. Ja miałam negatywny, a C. pozytywny (oboje nie mamy żadnych objawów i czujemy się świetnie). C. został więc w Brugii na 10 kolejnych dni, a ja wróciłam. Z powodu durnych przepisów dotyczących tzw close contact, muszę siedzieć w domu 5 dni, mimo że jestem zdrowa (mam już za sobą 2 testy, oba negatywne) i jestem po 3 dawkach szczepionki. Jaki w tym sens? Tym bardziej, że nowy wirus jest jak przeziębienie i raczej każdy go albo już ma, albo będzie mieć, albo jak ja jest już uodporniony. Ale dość rantu, trzeba to jakoś przejść. Mam nadzieję, że to już końcówka.

Brugia jest przepięknym miastem, z niesamowitą atmosferą. Czuje się to zwłaszcza wieczorem i w nocy (lub jeszcze przed świtem) chodząc po pustych, średniowiecznych uliczkach, spoglądając na budynki pamiętające nawet XI wiek. Jeśli jednak szukacie typowo bożonarodzeniowej, zimowej atmosfery (na czym mi akurat nie zależało) to raczej nie tam. Owszem, wszędzie były przepiękne ozdoby, światła, Mikołaje, kiermasze z grzanym winem itp, ale grudzień jest z reguły deszczowy i kolory są typowo późno jesienne. Ponieważ ograniczenia covidowe są do wytrzymania, w odróżnieniu od Holandii, praktycznie co drugi samochód z tych parkowanych na ulicach miał holenderską rejestrację (granica znajduje się około 40 km od Brugii).



Trochę historii – Brugia została założona przez wikingów, im też zawdzięcza swoją nazwę. Kanały, dzięki którym miasto jest nazywane Wencją Północy, powstały przez powodzie, a ponieważ wówczas Brugia miała dostęp do morza (teraz też ma, ale dopiero po wybudowaniu sztucznego kanału w 1907 roku) to oczywiście zaczął tam kwitnąć handel. Okres między XII a XIV wiekiem to Złota Era, czyli ogromny rozkwit Brugii, która otrzymała prawa miejskie w 1128 roku. Rozbudowano kanały i port, kupcy zjeżdżali się z każdych stron, sprzedając sukno, wino, przyprawy, koronki i wełnę. W jednej z kamienic powstała pierwsza na świecie giełda, rozwijała się bankowość. Wyobraźcie sobie, jaka niesamowita atmosfera musiała wtedy panować w mieście, tak bogatym i dobrze prosperującym, kiedy na ulicach słychać było przeróżne języki i gościli tam ludzie z wielu zakątków Europy.


Nie było to w smak królowi francuskiemu Filipowi Pięknemu (to ten, który wykończył Templariuszy), który zażądał od Flandrii daniny, udziału w dochodach. Nie spodobało się to mieszkańcomm Flandrii, a zwłaszcza kupcom i rzemieślnikom z Brugii. Postanowili wzniecić bunt i wymordować wszystkich mieszkających w mieście Francuzów. 18 maja 1302 roku, po zmroku, zaczęła się jatka. Jak rozpoznać kto Francuz, a kto nie? Francuzi zawsze byli kiepscy w nauce języków obcych. Pukano więc do drzwi domów, każąc gospodarzom wymówić „schild en vriend” (shield and friend), co jest ponoć bardzo trudne w dokładnym powtórzeniu przez Francuzów. Około 2000 osób zabito, a garstka zdołała zbiec.


Do powstania przyłączyły się inne miasta flandryjskie, na co Francja odpowiedziała zwołaniem bitwy pod Courtrai, do której doszło 11 lipca 1302 roku. Francuzi byli pewni wygranej, bo nie przypuszczali, by świetnie wyszkolony i uzbrojony kwiat rycerstwa został pokonany przez mieszczan z widłami, toporami i pikami. Nie przewidzieli jednak, że teren wokół Courtrai jest podmokły i zabagniony. Konie pod ciężarem zakutych w żelazne zbroje rycerzy dosłownie grzęzły po kolana. Szybka i dobrze zorganizowana piechota flandryjska nie miała żadnego problemu z rozgromieniem Francuzów. Po bitwie zwycięzcy zebrali na polu walki ponad 700 złotych ostróg, tak też często nazywane jest to wydarzenie (The battle of the golden spurs). Brugijczycy są bardzo dumni z tej daty i z ogromną satysfakcją wspominają, jak złoili skórę Francuzom.


W XV wieku Filip III Dobry (wg mnie powinien mieć przydomek Płodny, bo dorobił się około trzydziestki dzieci, w tym tylko troje z żoną), ustanowił w Brugii swój dwór, co oczywiście przyciągnęło arystokrację, malarzy i artystów. Niestety około 1500 roku kanał prowadzący do morza zaczął się zamulać, co było końcem świetności miasta. Upadek Brugii trwał do początku XIX wieku, kiedy to odkryli ją zamożni turyści. Być może przyczyniła się do tego książka Bruges-la-Morte, Martwa Brugia, z umieszczonymi w niej zdjęciami zabytkowych budowli. Na szczęście podczas dwóch światowych wojen miasto ani trochę nie ucierpiało. XX i XXI wiek to rozkwit turystyki na całego. Porównując obrazy i stare zdjęcia widać, że miasto się niewiele zmieniło, choć nie wszystko, co się wydaje średniowieczne, takie istotnie jest. Po prostu Brugia stara się dopasować nowe budowle do stylu. No a „średniowieczny” bruk pokrywający praktycznie całą starą część, to robota jednego z burmistrzów, który wymyślił sobie, że to będzie bardzo „średniowiecznie” wyglądać. No i wygląda lepiej niż klepisko, tylko rowerzyści i panie na obcasach narzekają 😉

A w 2008 roku miał swą premierę film In Bruges, wielokrotnie nagradzany i popularny, którego akcja dzieje się w całości w Brugii i pięknie pokazuje jej uroki. Spowodowało to jeszcze większy napływ turystów, mimo iż główny bohater uważa miasto za shithole 😉 Ja też zjawiłam się tam po raz pierwszy po zobaczeniu filmu.


Mimo, że Brugia jest niewielka i teoretycznie można spędzić tam tylko dzień, to ja osobiście mogę się po niej włóczyć i włóczyć 😉 Najchętniej, jak już wspomniałam, przed świtem i po zmroku, zwłaszcza przy lekkiej mgiełce. Nawet nie wiedziałam, że w czasie świąt miasto organizuje tzw winter glow, jest to trasa przy której można podziwiać pięknie iluminowane światłem budowle i kanały, kończąc w bajecznie oświetlonym parku ze sztucznym lodowiskiem i barem, gdzie pogają najlepsze grzane wino z dodatkiem amaretto.


Polecam też walking tour Tell me stories about Bruges, który można zarezerwować przez Airbnb. Dwie godziny interesujących opowieści i anegdot o Brugii, zarówno średniowiecznej jak i ówczesnej. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, między innymi skąd wzięło się słowo bankruptcy – bankructwo, dlaczego w średniowieczu golibrodzi wystawiali w oknach garnki z krwią i dlaczego mówi się o bardzo bogatych „stinking rich” czyli że śmierdzi pieniędzmi… Oczywiście płynęliśmy łodzią po kanałach, zjedliśmy gofra i frytki (typowe belgijskie przysmaki) i piliśmy kilka z 500 rodzajów piwa w knajpie Beerwall.


Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zawitam w Brugii, raczej nie, bo w końcu jest wiele pięknych miejsc, w których jeszcze nie byłam. Ale mam do tego miasta naprawdę duży sentyment. TU moje sprawozdanie z pierwszej wizyty.

Strasznie urzekła mnie Brugia. Byłem tam raz przez zaledwie kilka godzin i cały czas mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kilka godzin to owszem, troche za krotko:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiem. Po tej wizycie pozostał niedosyt i tęsknota.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sto lat!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieki:) ale sto to nie chce 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Poczekaj aż będziesz miała 99, wtedy pogadamy… :]
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, nie bede miala 99 ;)))
PolubieniePolubienie
Ja bym im kazala wymowic ‚squirrel’ – to u Francuzow zawsze konczy sie sromotna porazka 🙂
Chetnie bym wyskoczyla do Brugii na dluzszy weekend (Easter?) W czasach przedcovidowych mozna bylo tam pojechac prosto z London Victoria, jest tez Eurostar z przesiadka w Brukseli ale najwygodniej jednak samolotem i omijajac Francje i jej restrykcje bardzo szerokim lukiem…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mam nadzieje ze w Ester to juz omicron bedzie wspomnieniem, albo czyms tak rzadkim I normally ze sie nikt nie bedzie tym przejmowac.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dawno tam byłam, z 40 lat temu. Nic już nie pamiętam. A szkoda. Bo pewnie już tam nie będę. Dzięki za wpis,
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤👍
PolubieniePolubienie
Moj syn studiuje w Holandii, wrocil na swieta do domu I stwierdzil ze pomimo obostrzen w NL tu jest gorzej. Tu ludzie chodza w maskach, czuje sie jakby Gestapo pilnowalo czy wszyscy sie stosuja. ( jego slowa) Mowil ze Belgia nie ma takich ograniczen, bo czesto tam jezdza. On studiuje w Bredzie.
Za to w Belgii za intership nie placa, a w Irlandii tak, dlatego po egzaminach w styczniu wraca do IE na intership.
Ja bardzo lubie Belgie, w Brugii nie bylam, ale lubie belgijskie czekoladki.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dammar, mnie maski nie przeszkadzaja ani rzeczy typu trzymanie distansu od innych. W Belgii sprawdzano nasz covid pass wszedzie a na zewnatrz w okreslonych godzinach trzeba miec maski.
PolubieniePolubienie
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin (no wiem trochę spóźnione życzenia). Nie wiedziałam że istnieje takie cudne miejsce . Dzięki za pokazanie go , być może będę też tam kiedyś,kierowała swoje podróżnicze plany.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieki I polecam Brugie:)
PolubieniePolubienie
Piekne miasto, bardzo mi sie tam podobalo, choc bylo wtedy mase turystow tam, bo czasy przedkowidowe;)
My mielismy opoznienia na samolot w obie strony, co nam zamienilo podroz w taka z przygodami, jak w komediach swiatecznych, ale do smiechu nam nie bylo momentami, juz mam dosc. My juz tez po 3-ciej dawce, mam wrazenie, ze jest coraz gorzej I ze sie to nigdy nie skonczy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Skonczy sie, skonczy.
PolubieniePolubienie
Dzieki za tyle ciekawostek z podrozy .Malowniczo I interesujaco !Bardzo bym chciala odwiedzic .
Happy Birthday Ewciu Jeszcze raz !
Zawirowania mieliscie z tymi testami ,tego sie obawiam wlasnie teraz .
My lecimy za tydzien I Oby testy byly ok Bo ja chora (zwykle “ przeziebienie ha ha -Czy jeszcze takie jest 🙈😂)
Serdecznie Pozdrawiam !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Irlandia wlasnie zniosla testy, no coz, podroze to zawsze jakies ryzyko jest w tych czasach, ale ja wole zyc niebezpiecznie niz gnusniec w domu 😉
PolubieniePolubienie