Az trudno uwierzyc ze Brugia, ktora prawa miejskie otrzymala w 1128 roku, miala kiedys bezposredni dostep do morza. Stopniowe zamulanie spowodowalo jego utrate – tak stalo sie rowniez z Piza. W roku 1134 potezny sztorm utworzyl naturalny kanal dzieki ktoremu miasto znow polaczylo sie z morzem i odzyskalo znaczenie w handlu. Przyprawy, zboze, sukno, wino – to wszystko przechodzilo przez port w Brugii. Miasto sie bogacilo, rozwijala sie bankowosc i inne uslugi finansowe (np lichwiarstwo). Zamozni kupcy budowali okazale kamienice i sponsorowali sztuke. Wyczytalam ze kobiety mialy tam duzo wiecej praw niz w inych krajach – dziedziczyly majatki, prowadzily przedsiebiorstwa, obracaly wielkimi pieniedzmi.
W XV w ksiaze Burgundii Filip III Dobry ustanowil tam swoj dwor co przyciagalo wybitne osobistosci. Przebywali tam na wygnaniu krolowie Edward IV i Ryszard III. Oprocz handlu i rynku pienieznego Brugia wiodla rej zakresie sztuk pieknych i rzemiosla. Byla kolebka tzw szkoly flamandzkiej czyli techniki malowania olejem, na pewno znacie nazwisko wybitnego malarza ktory tam zyl i tworzyl – Jan Van Eyck.
A pozniej kanal znow zaczal sie zamulac, tym razem na dobre, i Brugia stracila swe znaczenie na korzysc Antwerpii. Mimo wysilkow by utrzymac swa swietnosc miasto niestety wyraznie zubozalo i podupadlo. Slunny belgijski nowelista Georges Rodenback nazwal ja „Bruges La Morte” – Martwa Brugia. Dopiero w polowie XIX wieku turystyka zaczela wyciagac miasto z zapasci a potem bylo juz tylko lepiej. I trudno sie dziwic bo starowka jest unikalna i w prawie nienaruszonym stanie od momentu budowy (tylko po liftingu), co sie rzadko zdarza (chocby w Dubrowniku prawie wszystko co widzimy zostalo odbudowane po trzesieniu ziemi).


Obecnie Brugia jest odchuchana, czysciutka, zadbana, nie uswiadczysz zadnej odpadajacej farby od sciany czy odstajacej dachowki oprocz doslownie kilku opuszczonych domow przy kanale, a i one nie sa w stanie ruiny;) Ulice pachna przyjemnie czekolada i nalesnikami (crepes). Czekoladki, pralinki i nugat w przeroznych ksztaltach i kolorach to chyba najczesciej kupowany na prezenty produkt. Popularne sa tez koronki wytwarzane recznie unikalna metoda klockowa – wystarczy poprosic pania w sklepie by zademonstrowala: szok! Oczywiscie takie wyroby sa drogie ale mozna tez kupic tansze wykonanie maszynowo. Piwo to najbardziej popularny trunek wystepujacy w przeroznych odmianach i smakach. Kokosowe? Wisniowe? Orzechowe? Cokolwiek nie wymyslisz – dostaniesz.


Turystow jest dosc sporo przewaznie na dwoch glownych placach: Markt i Burg. Markt ma powierzchnie hektara i jego najbardziej charakterystyczna budowla jest XII wieczna Belfry czyli dzwonnica. Tylko 366 dzieli nas od platformy widokowej z ktorej rozciaga sie piekny widok na stare miasto i okolice, choc troche rozczarowujacy jest fakt ze niestety widok jest za siatka o dosc malych oczkach, nawet obiektyw aparatu miesci sie tam z trudem. Dodatkowo ktos nizszy bedzie miec problem z zobaczeniem samego rynku z gory po parapet jest wysoko i przydalby sie jakis stopien czy podest. Siatki nie bylo w filmie In Bruges i ciekawa jestem czy ja na potrzeby filmu zdjeli czy zamontowali pozniej. Ale i tak warto wspiac sie w gore. Do Belfry jest kolejka wiec najlepiej przyjsc zaraz z rana (otwiera sie o 9.30) bo trzeba swoje odstac, tym bardziej ze na gorze przebywac moze tylko ograniczona ilosc osob.



Na Burg square z kolei wyroznia sie Town Hall – Ratusz. A tazke spory i zapachany Irish Pub 🙂
Oczywiscie place, uliczki i typowe flamandzkie kamienice z charakterystycznymi dachami sa piekne ale czy Brugia bylaby tak urocza bez kanalow? Chyba nie 🙂 Cos ma w sobie woda przeplywajaca przez miasto ze dodaje tego czegos 😉 Wybralysmy sie na wycieczke po nich motorowka a pozniej staralysmy sie zrobic te sama trase juz po ladzie. Wszystko wyglada inaczej widziane z tych dwoch roznych perspektyw.




Najatrakcyjniejsze chyba miejsce w Brugii – taka zywa pocztowka – to Rozenhoedkaai, rozlewisko kanalow ktore wyglada jak male jeziorko na ktorym plywaja labedzie, z widokiem na urocze budynki miedzy innymi hotel ktory wystapil we wspomnianym filmie. W tle widac tez sylwetke Belfry. Pieknie w dzien, pieknie w nocy 🙂


Wloczylysmy sie troche bez planu i tak chyba najlepiej zlapac atmosfere tego miejsca bo praktycznie gdzie sie czlowiek nie odwroci tam jest cos ciekawego. Zawedrowalysmy do otaczajacych stare miasto bram i do wiatrakow, tam juz turystow prawie nie ma za to mieszkancy biegaja po wytyczonych sciezkach. Cichy i nie tloczny jest rowniez Beguinage – miejsce zamieszkania wspolnoty kobiet zwanych beginkami. To taki charakterysztyczny dla Belgi, Holandii i Niemiec pol-zakon do ktorego nalezaly panie niezamezne, slubujace czystosc i ubostwo, ale ktory mogly w kazdej chwili z niego odejsc. Nie tak dawno bo w 2005 roku zmarla w Belgii ostatnia beginka i tak skonczyla sie ta ponad osiemsetletnia tracycja.




Mam ochote na wiecej Belgii i juz planuje wielkanocna wyprawe do Ghent ktora reklamuje sie jako „Brugia lecz bez turystow” 😉 Ciekawa jestem co by bylo gdyby zamiast filmu „In Bruges” powstal „In Ghent” 😉



Pingback: Urodziny w Brugii – Dublinia pisze