In Bruges

Zanim zobaczylam film „In Bruges” (polski tytul „Najpierw strzelaj potem zwiedzaj”) Belgia kojarzyla mi sie tylko z Herculesem Poirot ktory zawsze oburzal sie kiedy go brano za Francuza. „In Bruges” niespecjalnie mi sie spodobal ale miasto gdzie dziala sie akcja – wrecz przeciwnie. I tak narodzil sie pomysl by Brugie odwiedzic choc nie wiem czemu zajelo mi tak duzo czasu by tam w koncu pojechac.

Zakochalam sie w Brugii. To miasto dostojne, pelne zabytkow, a jednak nie ponure jak np.Toledo. Romantyzmu dodaja mu malownicze kanaly w ktorych wodach odbijaja sie charakterystyczne dla gotyku flamandzkiego domy z czerwonej cegly. Piekna zlocista jesien jeszcze bardziej podbila wyjatkowa urode tego miejsca. 

Informacje praktyczne:

Ladowalysmy ( z kolezanka blogowa Irolka) na lotnisku narodowym z ktorego mozna sie dostac pociagiem bezposrednio do Brugii w okolo 1,5 godziny. Mozna tez pojechac do dworca Brugia Poludniowa (Brugge Zeid/Midi) i stamtad przesiasc sie na pociag jadacy w kierunku Ostende. Bilet kosztowal o ile pamietam niecale 20 euro.

Z dworca w Brugii mozna dojsc do starego centrum na piechote ale my wzielysmy taksowke – okolo 7 euro. 

Nocowalysmy w Apart Hotel Bonobo ktory pragne goraco polecic. Rezerwujac apartament nie spodziewalam sie ze bedzie az tak dobrze, dopiero po powrocie sprawdzilam ze Bonobo jest na 2 miejscu wsrod wszystkich hoteli w miescie w rankingu serwisu Tripadvisor. Lokalizacja jest swietna – samo stare centrum, mniej wiecej piec minut spacerem od rynku, a jednak cicho i spokojnie. Wlasciciel Hans jest przesympatyczny i i widac ze kocha to co robi. Z tego co widzialam na zdjeciach kazdy apartament jest nieco inny, nasz byl polozony na parterze. Mialysmy wlasny taras ze stoliczkiem, krzeslami i parasolem, kuchnie polaczona z salonem, a na pieterku lazienke i sypialnie. Wszystko nowe, czyste, funkcjonalne i estetyczne. Oczywiscie darmowy bezprzewodowy internet i tv z kilkudziesiecioma kanalami – ale kto by tam w Brugii ogladal telewizje 🙂 Podobal mi sie swietnie przygotowany folder ze wszystkimi informacjami o miescie jakie tylko moglyby byc potrzebne turyscie oraz mapy i przewodniki.

Do tego cena w porownaniu do jakosci naprawde niska – za 3 noclegi zaplacilysmy 288.00 euro (radze bukowac z wyprzedzeniem tak jak my to zrobilysmy). 

Klimat w Belgii jest podobny do irlandzkiego – lagodne zimy, chlodne lata i duzo opadow (yes! 🙂 dlatego zaskoczylo mnie to ze Belgowie to takie zmarzlaki 😉 Bylo okolo 12 stopni ciepla kiedy przyjechalysmy, bez wiatru, bardzo przyjemnie. A pani taksowkarz od razu zaczela rozmowe od tego ze tak strasznie zimno…a w apartamencie ogrzewanie bylo wlaczone na full. Powylaczalysmy wszystkie kaloryfery i spalysmy przy otwartym oknie. Na ulicach tez ludzie chodzili w puchowych kurtkach i szalikach a przeciez w dzien bylo okolo 15 stopni i w sloncu naprawde goraco.

Zaskoczeniem bylo rowniez to jak dobrze Belgowie wladaja angielskim. Wspomnialysmy o tym Hansowi krory powiedzial ze prawie kazdy obywatel tego kraju posluguje sie plynnie co najmniej 3 jezykami. Oczywiscie ich jezyk narodowy to flamandzki ktory podobno jest podobny do dutch – holenderskiego – wiec tez moga sie dogadac. W wieku 7 lat w szkole zaczyna sie nauka francuskiego, w wieku 12 lat dochodzi angielski. A pozniej w klasach wyzszych dodatkowo do wyboru hiszpanski albo niemiecki. Hans powiedzial ze on i jego syn mowia w pieciu jezykach ale zona tylko w czterech. Leniuszek 😉 

Jesli przybedziecie do centrum Brugii pozniej niz osma wieczorem bedzie problem z zaopatrzeniem sie w srodki spozywcze 🙂 Alkohol, papierosy, cygara, czekolada – prosze bardzo. Ale „normalne” sklepy sa pozamykane. Zreszta w scislym  centrum jest ich bardzo niewiele i tak naprawde to natknelysmy sie tylko na Carrefour. Za to troche dalej jest nawet i polski sklep. 

Ceny sa podobne do dublinskich choc alkohol w sklepach jest tanszy. Ja zawsze porownuje ceny Malibu bo to jest najczesciej kupowany przeze mnie trunek – w Dublinie cena za 1,5 l to okolo 20-22 euro a w Brugii tylko 13.00 😦

Brugia sprawia bardzo bezpieczne wrazenie – nie widzialam zadnych narkomanow, pijakow, podejrzanie wygladajacych typkow na ulicach. Podobno grasuja kieszonkowcy ale to chyba normalne w miejscach pelnych turystow i trzeba po prostu uwazac.

Niestety czaja sie inne nieprzyjemne niespodzianki w postaci tzw „tourist traps” czyli pulapek na turystow – niewartych swej ceny „atrakcji” czyli rozmaite quasi muzea. My nadzialysmy sie na „Diamond museum” – muzeum diamentow, ale bez zadnych diamentow. Jest to pomieszczenie obwieszone roznymi zdjeciami pod ktorymi sa informacje o historii tych kamieni – cos co mozna sobie poczytac w internecie. Do tego odbywa sie „pokaz” szlifowania diamentow – wlasciwie to jest pani ktora opowiada przez jakies 15 min jak sie to robi i pokazuje pare przyrzadow. Hans powiedzial nam pozniej ze jedna osoba kupila kilka budynkow i urzadzila podobne „muzea” – oprocz tego z diamentami jest muzeum frytek, Historium i cos jeszcze. Tak wiec jesli bedziecie w Brugii z luznym czasem i kasa to radze zamiast takich atrakcji isc do fajnego baru z widokiem na kanal by poprobowac przeroznych piw o niesamowitych i zaskakujacych smakach. Np do Beerwall zaraz obok hotelu w ktorym nocowali bohaterowie „In Bruges”.

Wiecej bedzie w kolejnym poscie a na razie troche zdjec:

Slynne belgijskie czekoladki mozna kupic w roznych ksztaltach:

„Nie kradnij! Rzad nie lubi konkurencji” – napis na scianie sklepu.

Niemcy maja krasnale ogrodowe a Belgowie maja krasnale okienne:

Brugia tez ma swoja syrenke:

 Ale to mis jest maskotka Brugii (rowniez w herbie)

Mieszkancy sa szczesliwi i czasu nie mierza a niepotrzebne zegary trzymaja w siatce 😉 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.