Mój pierwszy pobyt w Londynie wypadł blado, absolutnie nie chciałam tam nigdy wracać. Drugi raz w 2018 roku zmienił moje nastawienie. Wizyta bowiem została zaplanowana (przez koleżankę), więc zamiast tłuc się busem hop on hop off, zaliczając bez sensu główne atrakcje, poznałam kilka zupełnie różnych dzielnic. Tym razem było jeszcze lepiej. Absolutnie nie chciałabym mieszkać w Londynie, jest on też dość tłoczny i męczący, ale jest tam mnóstwo naprawdę interesujących miejsc do zobaczenia, dużo do robienia i ogólnie dla każdego coś dobrego.
Razem z dwoma znajomymi nie tylko blogowymi (jak zwykle KAT czyli Dita z bloga Kat in the North i M.) zatrzymałyśmy się budżetowo w Travelodge koło Liverpool Street. Cen Travelodge nic nie przebije, trzeba tylko liczyć się z tym, że jak tanio to tanio. Odkurzone pośrodku, a po kątach kurz i brud się wala. Szampon i shower gel w jednym może spowodować wypadanie włosów i alergię, więc musiałyśmy kupić porządne kosmetyki. Ostatniego dnia nie dano nam papieru toaletowego. Koleżanka zeszła do recepcji by o niego poprosić, doniesiono – po powtórnym zejściu do recepcji – po około półtorej godziny. Całe szczęście, że nikt nie miał biegunki, bo trzeba by było prześcieradła drzeć.

Zresztą może panie pokojówki nas nie lubiły i stąd zemsta. Albowiem Dita przywiozła z sobą opakowanie Camemberta, które, ku jej niewiedzy, okazało się być otwarte. Wracając do pokoju po pierwszym dniu łażenia po Londynie, przywitał nas obezwładniający zapach będący czymś między wonią noszonych przez rok skarpet a wydzielinami z popsutych rur kanalizacyjnych. Nie zorientowałyśmy się skąd on, więc wywietrzyłyśmy pokój. Nazajutrz sytuacja się powtórzyła, ale odkryłam źródło „aromatu”. Od razu pomyślałam, że pokojówki pewnie losowały, która będzie nasz pokój sprzątać, po czym przegrana wchodziła do środka z klamerką na nosie. Nazwałyśmy pokój Camembert Suite, ale ser Dita zjadła i potem już było ok 😉
Co do Londynu – jeśli ktoś ma ochotę na zakupy w alternatywnych sklepach, vintage, street fashion, goth, designer clothes czy cokolwiek innego, to nic tylko tam jechać. Są całe masy odlotowych miejsc gdzie się można zgubić w ilości ciuchów. Do tego biżuteria, akcesoria, okulary przeciwsłoneczne (kupiłam dwie pary) buty, YOU NAME IT… Jeśli ktoś lubi street art i grafitti – są całe dzielnice z interesującymi muralami. Kina, tearty, musicale, koncerty, przeróżne formy rozrywki od muzeów poprzez skoki na trampolinie czy selfie factory, do MAMMA MIA experience – w każdą pogodę i w każdym sezonie jest co robić. „Jeśli jesteś znudzony Londynem, jesteś znudzony życiem” – powiedział pisarz Samuel Johnson i zapewne miał rację.

Wychodziłyśmy prawie 60 km, przemieszczałyśmy się też metrem, pociągiem, kolejką linową i uber boatem. Odwiedziłyśmy słynny Barbican, czyli przykład architektury brutalistycznej, mekkę instagramerów – zrujnowany podczas wojny kościół St Dunstan in the East, Shoreditch, Brick Lane, Camden Town, Soho, Chinatown, Greenwich, Covent Garden i okolice nad Tamizą. Zajrzałyśmy do O2, gdzie robiłyśmy sobie sesje zdjęciowe w tzw Selfie Factory. W jednym ze sklepów z bardzo podejrzaną obsługą, gdzie kupiłam lizaki z marihuaną, subiekt zaproponował, że może nam sprzedać „inny” towar. Mogłyśmy też pomóc w ujęciu przestępcy, gdybyśmy miały lepszy refleks. Otoż spacerując wzdłuż rzeki, znalazłyśmy się na drodze uciekającemu policji czarnoskóremu kryminaliście. Prawie dobił do Dity, niestety ja za pózno zajarzyłam, że to uciekinier a nie jogger, nie podstawiłam mu więc nogi. A szkoda, bo mogłybyśmy być bohaterkami 😉 Mężczyzna zbiegł, a policja szukała czegoś po koszach na śmieci i pod ławkami. Oceniałyśmy prezencję przechodzących panów („stary, ale 7 na 10”), machałyśmy do turystów w rikszach, wieczorami zaś oglądałyśmy Netfix i piłyśmy wino lub cydr. Ogólnie – było extra 🙂

Na pewno będe jeszcze w Londynie nie raz. Może już w lutym przyszłego roku. Mam sporą listę do zrobienia, między innymi: chodzenie po dachu O2, sesja zdjęciowa w stroju wiktoriańskim, muzea, wirtualna rzeczywistość i odkrywanie miejsc, które znam z fimów takich jak Last Christmas, cocktail bary na wysokościach i ghost tours. Kolejny zagraniczny kierunek – Amsterdam 🙂
Więcej zdjęć na INSTAGRAMIE.
Przepraszam za camembert 🙂 Tez kiedys nie lubilam Londynu jak lazilam bez planu. Plan to absolutna podstawa. Teraz zwiedzam swiadomie i z glowa. Ciesze sie ze Ci sie podobaly trasy i destynacje, nastepnym razem pomyslimy o wypadzie poza Londyn.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale, dzieki camembertowi bylo jeszcze weselej;)
PolubieniePolubienie
Super miałyście wypad dziewczyny:) Ogolnie w takich duzych miastach trzeba miec plan, szczególnie jeśli nie jest się za długo, bo inaczej albo sie zwiedza, to co wszyscy, albo tuła bez sensu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda:)
PolubieniePolubienie
Wiesz, jak to jest? Jak sie jest turysta, to sie zwiedza i sie duzo wie. A jak sie gdzies mieszka, to dupa! Ja Londyn to zwiedzam tylko jak moi znajomi przyjezdzaja, a to i wtedy musze atrakcji szukac! Ty wiecej widzialas chyba Londynu niz ja, ktora mieszka pol godziny pociagiem od…
Nastepnym razem jak bedziesz przyjezdzala odezwij sie, moze sie uda spotkac!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Odezwe sie 🙂 mysle ze przyjade dopiero we wrzesniu na Patryka, tak od 17 do 20 marca powinnam byc 🙂 byloby milo sie spotkac!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W ubieglym tygodniu ogladalam Maklowicza w Londynie. Byl w roznych dzielnicach. Nawet w polskiej restauracji ktora nazywa sie The Knajpa.
Fajnie, ze spedzilyscie tak wesolo czas. A ten ser, rozlozyl mnie na lopatki 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
The Knajpa, swietna nazwa:)
PolubieniePolubienie
no ,no niezła przygoda …a wątek z serem mnie rozbawił …XD, ale faktycznie jak dowiaduje się po komentarzach ,,Londyn trzeba zwiedzać z planem” przynajmniej będę wiedzieć jak się tam kiedy wybiorę 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trzeba z planem:) man nadzieje ze moj marcowy wyjazd dojdzie do skutku, bedziemy chodzic po dachu areny O2 🙂
PolubieniePolubienie