Co słychać :)

Przyszedł czas na mały apdejt związany z moim życiem zawodowym.
Jak może pamiętacie z TEGO postu, hotel w którym pracowałam zamknął się pod koniec sierpnia zeszłego roku. Do samego końca byłam tam zatrudniona na pełen etat i bez żadnych cięć wynagrodzenia, co stało się udziałem wielu osób z mojego sektora. Dostałam sporą odprawę i we wrześniu stanęłam przed pytaniem – co robić? Dostałam od razu propozycję pracy w hotelu obok, gdzie moja znajoma szła akurat na urlop macierzyński. Ponieważ nie zapowiadało się na to, że sytuacja covidowa zmieni się na lepsze szybciej, niż w lecie tego roku, wiedziałam, że nie byłoby to nic satysfakcjonującego. Do tego od razu powiedziano mi, że z powodu odesłania znacznej części stafu na tzw lay off, no i z braku gości, miałabym robić wszystko, a więc być na recepcji, robić zmiany, może nawet noce, zastępować czasem menadżera on duty. Inny hotel z kolei zaproponował mi pracę Front Office Manager, czyli kilka kroków w tył w mojej karierze.

Nie jestem obibokiem i pracowałam od 19go roku życia, bez żadnych przerw oprócz wakacji i z dwoma dniami na chorobowym podczas całej mojej trzydziestoletniej kariery. Nie wyobrażałam sobie, żeby nie pracować, ale nagle doznałam jakiegoś olśnienia i stwierdziłam, że nie ma co brać jakiejś beznadziejnej pracy tylko na przeczekanie. Postanowiłam więc dać sobie spokój do wiosny, mając nadzieję, że z wiosną wszystko się zacznie poprawiać.
Pojawiła się co prawda ciekawa oferta we wrześniu, ale w hrabstwie oddalonym ode mnie o 3 godz jazdy. Musiałabym więc wynająć tam pokój albo mieszkanie, i przyjeżdżać do domu na weekendy. Nawet się nad tym zastanawiałam, ale na szczęście zdrowy rozsądek zwyciężył. Byłoby to bardzo nieprofesjonalne, by przyjmować ofertę i w głębi duszy wiedząc, że jak tylko trafi się coś bliżej, to rzucę ją w mgnieniu oka. Dodatkowo jakoś nie mogłam sobie wyobrazić siebie dzielącej mieszkanie z jakimiś nieznanymi osoabami. Takie rzeczy są może fajne, jak się jest studentem.

Z pełną śwadomością postanowiłam więc, że skoro płaciłam spore podatki przez 15 lat, to teraz mogę przez jakiś czas dostawać tzw zasiłek pandemiczny czyli PUP. Dupy nie urywał, ale nie musiałam naruszać oszczędności i mogłam sobie spokojnie przeczekać. Przez ten czas zajęłam się poważniej tarotem, napisałam książkę, zrobiłam kurs payrolla i półroczny Human Resources Advanced Management Diploma, zakończony z wyróżnieniem. Miałam dużo czasu na spacery, czytanie, relaks z kotami i wirtualne wycieczki z Heygo, podczas gdy w kraju trwały kolejne lockdowny i turystyka siadła zupełnie.

Kurs HR dał mi bardzo dużo, a mianowicie przekonanie, że nie chcę robić niczego innego niż to, co wcześniej robiłam. Nie chcę tracić 15 lat doświadczenia, w tym dziewięciu lat jako revenue manager, żeby zaczynać coś od początku. Wszystko inne wydaje mi się nudne, jestem bardzo dobra w swoim zawodzie i tego się mam zamiar trzymać. Przyszedł luty, pokazało się ogloszenie w sprawie pracy w historycznej atrakcji – domu i ogrodach, które znałam jako gość. Pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną z czystej ciekawości, niestety praca okazała się bardziej w stronę sales and marketing, dodatkowo kiepsko płatna i z bardzo nieciekawymi godzinami i dniami. Gdyby mi ją zaoferowano, musiałabym odrzucić. Ale nie zrobiono tego, pracę dostała dziewczyna, która zmęczona niepełnymi godzinami i całym cyrkiem związanym z covidem, zrezygnowała z posady reservations and revenue manager w hotelu i przyjeła tę. A ja zaaplikowałam na zwolnione stanowisko i zostałam przyjęta z pocałowaniem ręki. Dopiero potem oczywiście dowiedziałam się, że poprzednia manager poszła tam, gdzie ja aplikowałam. Długo tam nie popracowała, bo wymagania w stosunku do płacy były ogromne. Poszła więc gdzieś do biura, skąd odeszła po trzech dniach. Teraz pracuje w innym hotelu jako reservations agent, a więc bardzo zjechała w dół. A wiem to wszystko, bo koleżanki z biura się z nią przyjaźnią.

Tak więc zaczełam pracę pod koniec lutego. Dojeżdżam tam w 50 minut, drogą pośród łak, lasów, rzek i wzgórz. Nie ma na tej drodze żadnych innych samochodów, tylko jelenie, sarny i lisy, oraz okazjonalnie zające i bażanty. Hotel mieści się nad morzem i oczywiście nie zajęło mi zbyt dużo czasu, by być nową gwiazdą na firmamencie. Od kiedy otworzyliśmy się na początku czerwca, już wszystkie budżety i forecasty są przekroczone, a średnia rata za pokój w sezonie przekroczyła tą z czasów przed covida. Kiedy sprzedałam kilka pokoi w bank holiday weekend za 300 euro, mój GM omal nie zemdlał z wrażenia. Pracuję z fajnymi osobami, choć mam zamiar wrócić na dubliński rynek, jak tylko ten się zreaktywuje. Nie nastąpi to wcześniej niż w przyszłym roku.

A jeśli mieszkacie w Irlandii i macie zamiar korzystać z otwarcia, i spędzić jakiś czas w hotelach lub w barach czy restauracjach, i kiedy coś będzie nie tak, na przykład obsługa wolna albo kurz na ramie okna, to zanim zaczniecie skrobać skargi na Trip advisorze, to poczytajcie dalej. Hotele i restauracje były zamknięte przez 11 miesięcy od tamtego marca. Zero dochodu, same wydatki. Koszt otwarcia na nowo jest ogromny. Dodatkowo największym ostatnio problemem – oprócz braku dosłownie wszystkiego, od indentyfikatorów, mebli ogrodowych, części do przyszniców czy zwykłego mięsa z kurczaka – jest problem z pracownikami.

Wiele osób z hotelarstwa odeszło i już nie ma zamiaru wrócić. Kadra wykwalifikowanych menadżerów, jak na przykład ja, trzyma się branży. Ale osoby wykonujące prace na niższych szczeblach, np recepcjoniści czy kelnerzy, dostali inne posady w sklepach czy biurach. Wielu moich dawnych kolegów pracuje teraz w fabrykach, w budowlance, na poczcie, dostarcza żarcie vanem itp. Wielu obcokrajowców wyjechało. Nie ma zagranicznych studentów szukających pracy na part time, najchętniej na zmiany i w weekendy. No a część siedzi na PUP i nie ma zamiaru iść do pracy, skoro dostaje 350 euro na tydzień bez problemu. Są hotele, które otworzyły się tylko częściowo, albo sprzedają tylko połowę pokoi, bo nie ma kto pracować. Są hotele, które z braku szefa kuchni proponują pracę ludziom, którzy gotują hobbistycznie w domu. U nas w restauracji na jedną osobę z doświadczeniem przypada pięc zielonych młodziaków prosto po szkole. W poprzedni weekend do pracy nie przyszło siedem pokojówek. Od miesiąca usiłujemy zrekrutować dwie recepcjonistki, duty managera i barmana. I tak mamy szczęście, bo nie jest jeszcze aż tak źle jak gdzie indziej.

Musimy przetrwać to lato, które jest dla wielu hoteli i restauracji nadzieją na przypływ gotówki i na to, że zamykania i otwierania już nie nastąpią. Niestety, wiele pubów i restauracji może czekać kolejny cios, a mianowicie przedłużenie otwarcia indoor dining, które miało nastąpić piątego lipca. Wiele lokali już zainwestowało pieniądze w towar i rekrutację. Wyobraźcie sobie, jakie to będą straty, kiedy pieprzony rząd przesunie otwarcie o 3 tygodnie. A wszystko z powodu wariantu Delta, który co prawda powoduje wzrost przypadków, ale wśród młodych ludzi, którym nie grozi szpital ani śmierć. Wszystkie starsze osoby i te z chorobami zostały zaszczepione (te które chciały oczywiście, ale odsetek anti vaxerów jest tu minimalny) i rezultaty widać w malejącej liczbie chorych w szpitalach. Do tego jaka różnica jest między restauracją hotelową (te są otwarte dla rezydentów od początku czerwca), a restauracją nie hotelową?

Wczoraj po raz pierwszy od nie wiem kiedy, chyba od grudnia 2019, byłam w pubie – tzw outdoor dining jest już możliwy od kilku tygodni. Zamówiłam u miłego pana – chyba właściciela – Bailey’s coffee. Z przerażeniem w oczach odparł , że zrobi co może, ale ostatną Bailey’s coffee robił w marcu zeszłego roku. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Kawa była rewelacyjna, ale nawet gdyby nie, nawet bym nie narzekała. C był u fryzjera, któremu nożyczki zjechały i zrobił się taki ząbek na włosach 😉 Każdy traci wprawę po miesiącach nie pracowania nie z własnej winy. Bądźmy wyrozumiali dla ludzi 🙂

A tak apropos C, to też ma inną pracę. Jest menadżerem obiektu będącego połączeniem bakery, artisan food, pastry, take away i cateringu, a po koniec lata też restauracji. Również w miasteczku w którym mieszkamy. To biznes jego znajomej, która jest świetnym szefem kuchni, i lokalnego biznesmema. C. jest szczęśliwy jak świnia w błocie, bo ma normalne godziny pracy czyli 8-4 albo 10-6. To się oczywiście zmieni jak otworzy się restauracja, ale wiadomo że siedzenie do piątej rano i użeranie się z lokalnymi pijakami, jak to było w pubie, już się nie powtórzy.

Ogólnie – jest pozytywnie. Tydzień temu spędziłam kolejny weekend poza domem, w mojej ulubionej miejscówce z jacuzzi. Za tydzień jadę na dwa dni do Dingle. Mój pobyt w Edynburgu na początku sierpnia stoi pod dużym znakiem zapytania. No coż, zobaczymy.

23 uwagi do wpisu “Co słychać :)

  1. Nie spodziewałam się ze jest tak źle. Sama dopiero dziś trochę próbowałam dopiąć urlop i wynająć bed&breakfast (wciąż czekam na informacje z potwierdzeniem rezerwacji, więc nie wiem czy wakacje dojdą skutku). Dla mnie to będzie pierwszy taki urlop, a dla nich pewne też ciężki rozruch. Horeca byli zamknięci z przerwami od 18 miesięcy… Kto mógł to gotował na dowóz, ale hotele i café były pozamykane. Dobrze poczytać co się dzieje po drolugiej stronie tej części gospodarki. Bardzo ciekawy wpis, dziękuję.

    Polubione przez 1 osoba

      1. I pomyśleć, że dwa lata temu miasta takie jak amsterdam chciały ograniczyć ilość turystów, bo mieszkańcy mają dość…. A teraz pustki. Jak jeszcze przeniosą czerwoną dzielnicę poza centrum to w ogóle zrobi się dziwnie. Myślę, ze tylko pod domem Anny Frank będzie się nadal czekało 4h na wejście ;p

        Polubione przez 1 osoba

      2. Tak, Wenecja tez zawsze narzekala a teraz sie modla o turystow… pewnie ze dzikie tlumy to tez zle, ale mozna to kontrolowac, chocby ograniczeniem statkow wycieczkowych. Turystyka to ogromny dochod I praca dla wielu osob.

        Polubione przez 1 osoba

      3. Po tym, co piszesz tym bardziej dziwię się, dlaczego Irlandia zrezygnowała z organizacji meczów Mistrzostw Europy w piłce nożnej. W innych europejskich krajach kibice przyjeżdżają, uczestniczą w meczach, a Irlandia nie była w stanie zagwarantować wejścia kibiców na stadion… Szkoda, bo dla Dublina byłaby to spora szansa.

        Polubienie

      4. Iwona, mecze??? U nas nawet do restauracji nie mozna isc, na razie do 19.07 a potem moze I dluzej. Mecze to moze za rok, jak durny rzad sie zmieni. Jestesmy w szarej dupie jesli chodzi o lagodzenie restrykcji

        Polubienie

  2. Ech, dziwne czasy nastały, ja mam nadzieje, ze gastronomia i turystyka oraz branża rozrywkowa dojdą do siebie, bez tego życie nie na smaku, to wegetacja. Hasne można się rozwijać, wynajdiwac niw hobby, czytać i oglądać Netflux, ale rakue wyjście w tętniące zyciem miejsce (nienowie o tłumach, bo tych kie trawię), to zupełnie coś innego..wczoraj miwlismy cudny dzien brunch z sąsiadami, później zakupy ba jarmarku (w końcu kupiłam ukochane piwonie), sąsiedzi pojechali z naszymi zakupami do domu, a my dalej nini shopping (obkupiłam się w okulary słoneczne, jestem fetyszystka i muszę mieć 5-6 par;), pozniej obiad, wino i jawa i powrót do domu w fantastycznych humorach. Rozmawialiśmy z kelnerami i właścicielami lokali i jest bardzo pozytywnie, ludzie (przynajmniej tu) maja cierpliwość, bo wiedzą, ze długa przerwa była, a widać staranie i duza energię:) mamyzabukowany urlop za miesiąc, ale chcemy jeszcze w międzyczasie gdzies na weekend wyskoczyć, za niecałe 2 tyg.H bedzie 2 tyg.po drugiej szczepionce (ja już jestem), wiec nie będzie żadnych ograniczeń, zastanawiamy się nad dłuższym urlopem we wrześniu, ale chyba (znów;) Grecja:)

    Polubione przez 1 osoba

      1. Moj nowy smartfon jest tragiczny do pisania po polsku;)
        Tu na razie ze szczepionkami jest latwiej, mam nadzieje, ze tak tez zustanie, choc strasza juz ta delta, ze niedobrze sie robi, zastanawiam sie, co bedzie, jak do omegi dojdziemy…

        Polubione przez 1 osoba

  3. Ultra

    Przynajmniej z zasiłku można w miarę przeżyć. Moja znajoma i jej mąż stracili pracę w gastronomii, gdyby nie rodzice, głodowaliby z dziećmi zanim w Biedronce nie zasiedli na kasie.
    Życzę dużo radości z nowej pracy.
    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

      1. Ultra

        Jeden ze znajomych blogerów też stracił pracę, wyjechał, by opiekować się starszą panią z demencją. Smutne jest to, że jako starszy, czyli po pięćdziesiątce, w kraju pracy nie znalazł.
        Pozdrawiam

        Polubienie

  4. Dammar

    Bylismy ostatnio w co Kerry, czyli Ring of Kerry, normalnie oblegany przez turystow. Fakt, trudno bylo znalezc nocleg ale bookowalismy wczesniej. W takich miastach jak Killarney, bylo duzo ludzi. Natomiast my nocowalismy na Beara Penisuala ( nie wiem czy dobra pisownia, ale jest tam pieknie), i tam bylo widac skutki lockdownu. Wiele restauracji w malych miejscowosciach zostaly zamkniete na glucho, nie moglam zjesc swiezej ryby, bo nie bylo gdzie. W troszke wiekszych miasteczkach, restauracje czynne do 5 tej, potem.trzeba szukac take away. Ale dzieki temu odkrylismy lokalne miejsca gdzie mozna zjesc. Nic wyszukanego, ale przyzwoite jedzenie. W dodatku udali nam sie dojechac kolejka na wyspe owiec, a czekalismy tylko ponad godzine na przejazd. Nie wiem ile trzeba czekac gdy sa turysci z zagranicy, moze i caly dzien.
    Kolejny pozytyw, widzialam zachod slonca nad gorami i fiordem, cos fantastycznego. Nigdy nie pojechalabym w to miejsce, gdyby nie obecna sytuacja.
    Staram sie diosrzegac dobre strony. Nie wiem co zrobi rzad, nie mam na to wplywu, ale mam wplyw na to, jak sie czuje w obecnej sytuacji. U mnie nie jest zle, jestesmy na etapie szukania domu, kredyt juz mamy.:)

    Polubione przez 1 osoba

    1. Uwielbiam Beara Peninsula:) no coz, nic nie poradzimy na to co sie dzieje. Oby to juz byla koncowka. Mialam dzis jechac na dingle na 2 I pol dnia a tu sms ze dtuga szczepionka w sobote. Nie da sie ot tak przesunac na inny dzien, trzeba znow 3 tyg czekac na termin. Musialam zmienic plany I wczoraj po pracy ruszylam na farme w okolicy Fermoy. Wlasnie wstalam, mam caly dzien na spacery I zwiedzanie, jutro okolo 1szej sru do vaccination centre w Punchestown.

      Polubienie

      1. Dammar

        Beara Penisuala jest piekna, zapiera dech w piersiach. My sie tam po prostu dobrze czujemy i fizycznie i psychicznie. Zadnych dolegliwosci, zadnego bolu glowy. Nie wiem czy z powodu gorzystego i morskiego terenu, czy jest tam inny mikroklimat.
        Kurcze, niefajnie ze masz szczepionke w sobote, ale z drugiej strony juz bedziesz po 2 giej dawce i da ci to mozliwosc podrozowania poza granice Irlandii.

        Polubione przez 1 osoba

  5. O kurde, to naprawdę grubo jest u Was! Ja miałam plan przetestować hotel w Waszafffce, który już nawet zarezerwowałam, ale koleżanka warszawianka kazała mi go szybko anulować i przybyć do niej, bo jej dzieci wyjechały, więc pojawiła się opcja WOLNA CHATA. Ale nic to, kolejna próba podjęta – zarezerwowałam pobyt na 1 dzień w Oświęcimiu (dla wyjaśnienia: NIE, nie wybieram się na wakacyjne zwiedzanie obozu, tylko do Energylandii :), zbadam więc choć odrobinę hotelarską kondycję 🙂
    Cieszę się, że robisz co lubisz 🙂 I że miałaś moc i możliwość zaczekać, a nie rzucać się na jakieś shit-y.
    Ja 12 lat w jednej robocie… 🙂 Dobrze mi tu i lubię to co robię, ale czasem ktoś pyta, czy bym nie chciała robić czegoś innego. Hm. Ale co innego można robić po 16 latach w branży automotive? Malować pejzaże? 😉 Czy otworzyć kwiaciarnię? 😉
    Myślę sobie, że jak inna praca jest mi dana, to się pojawi i mnie drapnie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.