Mini maraton filmowy

Wiecie co? Recenzji filmów nie należy czytać zanim się film zobaczy. Albo czytać ale się kompletnie nie sugerować. Oglądać. Blogerzy i nie tylko piszą tak rozbudowane teksty, analizując dokładnie wszystko, a im bardziej w kierunku wykształcony człowiek tak tym bardziej ten tekst jest przesadnie „głeboki” i nawiązujący do warstw których się trzeba na siłe doszukiwać. Wszystko co nie jest Fellinim, Bertoluccim, ewentualnie Pawlikowskim to musi być niezbyt dobre. Jak nie reżyserowała kobieta, jak historia nie jest z punktu widzenia kobiety to już w ogóle klęska. Jak film biograficzny to jedzie kalkami, jak o związku to „już o tym było”. Czasem to mi żal tych recenzentów bo tracą dużo na wyłapywaniu wad filmu zamiast po prostu zrelaksować się i oglądnąć.

Dlatego zawsze proszę o niesugerowanie się moimi opiniami o niczym co czytam i oglądam. Nie zobaczę żadnego przesłania w opowieści o dwóch niemych muzykach którzy przemierzają Kazachstan na ośle…za to będę wychwalać Mamma Mia 😉 Prosty ze mnie człowiek i albo coś do mnie przemawia, dostarczy rozrywki i nie uśpi, albo wręcz przeciwnie.

Prawie połowa poniższych pozycji została uznana przez „krytyków” za przeciętne bądź przereklamowane. Dobrze że jednak postanowiłam je obejrzeć.

Bohemian Rapsody – czyli jak Sasha Cohen nie zagrał Freddiego choć taki podobny. Film ma bardzo mieszane recenzje. O aktorze mówi się że grał zębami. Dla mnie to opowieść o wspaniałym artyście jakim był Freddie Mercury, z rewelacyjną muzyką i genialnie odtworzonymi fragmentami słynnych koncertów, zwłaszcza Live Aid. Rami Malek momentami wygląda zupełnie jak Freddie. Pewnie, film prześlizguje się po życiu bohatera ale jak w dwóch godzinach ująć jego karierę i kłopoty osobiste, wreszcie chorobę? Według mnie postawiono nacisk na właściwe i najważniejsze momenty z życia artysty, jego wrażliwość, samotność ale i żywiołowość, ekscentryzm, wielką energię i to coś co widać było gdy grał i śpiewał – czysty geniusz i piękno. Film nie skupia się na chorobie wokalisty ani na jego homoseksualnych związkach, czego się obawiałam. To jest hymn pochwalny dla jego muzyki. Jako ogromny fan Freddiego i Queen czuję się więcej niż usatysfakcjonowana tym hołdem. A wzruszyłam się też parę raz, i łzy poleciały po twarzy 🙂

The Favourite – Faworyta – czyli dwór angielski w krzywym zwierciadle. To nie jest pozycja dla każdego. XVIII dwór królowej Anny przedstawiono groteskowo, wręcz karykaturalnie. Dużo w filmie dziwnego, monty phytonowskiego humoru. Rzecz jest o dwóch ulubienicach królowej rywalizujących o jej względy. Królowa zupełnie nie zdaje sobie sprawy o gierkach jakie toczą się za jej plecami. Obie panie (grane znakomicie przez Emmę Stone i Rachel Weisz) to osobowości bardzo silne, idące do celu po trupach i na wskroś egoistyczne. Nie cofną się nawet przed sypianiem u boku odrażającej królowej by wspiąć się po drabinie społecznej bądź dzierżyć władzę. Film zakwalifikowano jako komedię, określenie komediodramat bardziej mi pasuje choć strasznie trudno go jednoznacznie zaszufladkować i to jest w tym najlepsze. Nie razi Was onanizujący się gentleman w dyliżansie na oczach niewinnego dziewczęcia, szalone tańce dworskie przypominające parodię z „Nagiej broni” czy infantylna, wygladająca jak szop pracz królowa lesbijka, to dajcie szansę temu obrazowi. Mnie podobał się bardzo, głównie z powodu oryginalności scenariusza i rewelacyjnej gry aktorskiej.

The Wife – Żona – czyli jak kobieta może poświęcić się dla faceta i na starość mieć dość. Aktorsko – nie mam nic do zarzucenia. Glenn Close jak i Meryl Streep jest tego gwarancją. Mamy na pozór idealne małżeństwo – znanego pisarza który pewnej nocy otrzymuje wiadomość o przyznaniu mu literackiego Nobla, i jego żonę, bardzo stonowaną, elegancką, w cieniu swego sławnego małżonka. W trakcie podroży pary do Sztokholmu ten piękny obraz zaczyna się sypać, wychodzą na jaw sekrety, dawno zażegnane kryzysy i kompromisy na jakie godziła się żona. W dzisiejszych czasach takie tematy to woda na młyn, słaby mężczyzna u boku silnej kobiety a jednak to on dominuje i reguluje jej życie. Nie żal mi tej żony, wręcz irytuje mnie swą biernością i pozornym obudzeniem się po 40 latach, pozornym bo końcówka filmu pokaże że tak naprawdę nic się nie zmieniło i mąż czy jego pamięć będzie zawsze chroniony przez oddaną połowicę. Film jest bardzo kameralny, mógłby być z łatwością przerobiony na sztukę teatralną. Mimo że nie ma fajerwerków ani wartkiej akcji, przykuwa uwagę i głęboko angażuje widza. Polecam.

Green Book czyli wożąc pana Shirley. Lata 60-te, Ameryka. Na północy rasizm ciągle funkcjonuje ale niezbyt ostentacyjnie, na południu natomiast wciaż rządzi Green Book, czyli książeczka z listą miejsc gdzie czarny wejść może a gdzie nie. Dwa różne światy. Tony Lip, cwaniaczek włoskiego pochodzenia (świetny Vigo Mortensen) z konieczności przyjmuje tymczasowe zajęcie u zamożnego, wykształconego muzyka Dona Shirleya, który jest czarnoskóry. Pianista wybiera się z serią koncertów na południe właśnie, a Tony będzie jego szoferem ale tak naprawdę ochroniarzem. Panowie dużo czasu spędzają razem, głównie w samochodzie, więc choć początkowo pełni rezerwy zaczynają z sobą rozmawiać, żartować, wreszcie zwierzać się. Rodzi się wzajemne zrozumienie i przyjaźń. W filmie jest bardzo dużo humoru przerywanego jak nagłe uderzenie w twarz momentami w których Don, mimo swego wykształcenia, obycia, zamożności i klasy jest sprowadzany do pozycji zwykłego czarnucha. Myślę że widz inaczej reaguje kiedy widzi złe traktowanie ludzi o innym kolorzez skóry ale z marginesu społecznego, kryminalistów czy żebraków. Don Shirley jest bardziej wartościowym człowiekiem i o wyższej pozycji społecznej niż prawie każdy z tych którzy go upokarzają tylko z tej racji że są biali. Fillm oparty jest na prawdziwej historii i wcale bym się nie obraziła gdyby dostał Oskara.

 A star is born – Narodziny Gwiazdy czyli jak Bradley Cooper świetnie śpiewa a Lady Gaga świetnie gra. To nie jest nowa historia, filmów opartych na tym schemacie było wiele, o takim samym tytule aż 3 – z 1976 roku z Barbrą Streisand, z 1954 z Judy Garland i wreszcie z 1937 z Janet Gaynor w roli głównej. W najnowszej wersji Jack, kiedyś sławny, teraz podupadający muzyk country w szponach alkoholu, poznaje młodą i nieco zahukaną Ally która jak się okazuje rewelacyjnie śpiewa i pisze własną muzykę. Między parą rodzi się namiętny romans który przerodzi się w problematyczny i toksyczny związek przegranego zazdrosnego faceta i robiącej karierę kochającej kobiety. Bardzo ten obraz jest prawdziwy a Lady Gaga i Bradley Cooper nie grają, oni są Jackiem i Ally. Dawno nie widziałam takiej chemii na ekranie, takich dialogów wypowiadanych jakby nie były wyuczone, tak naturalnie jakbym podglądała prawdziwą parę w momentach ich kłótni, wzlotów i upadków.

Film krytykuje głównie żeńska publiczność, że niby reżyser Cooper skupił się na postaci męskiej i gdyby reżyserowała kobieta to postać Ally ukazano by lepiej. Jak się czegoś bardzo szuka to oczywiście się znajdzie, ja nie widzę by film zrobiony był z perspektywy mężczyzny, a nawet gdyby to co w tym złego? To opowieść o trudnym związku i dwóch skomplikowanych osobowościach, kobiecie która chciała uratować ukochanego przed samym sobą ale nie kosztem poświęcenia siebie, czego niestety nie była w stanie zrobić tytułowa postać w Żonie. Dodatkowym atutem filmu jest oczywiście muzyka, zwłaszcza piosenka Shallow która zdobyła Złoty Glob i mam nadzieję że dostanie także Oskara.

Wonder Wheel – Na karuzeli życia czyli Woody Allen w formie.
Nie wiem jak mogłam przegapić ten film który ukazał się w 2017 roku. Allen to mój numer jeden od lat i oglądam wszystko co nakręcił. Może dlatego że na fali metoo pasierbica reżysera Dylan znów ponowiła ataki na niego i choć rzekome molestowanie jej jako dziewczynki nigdy nie zostało udowodnione to Allen jest na cenzurowanym, film przemknął więc bez echa. Recenzje krytyki są dość miażdżące – Woody powinien przestać kręcić, powtarza się, przekombinowuje, nie ma już nic ciekawego do powiedzenia. Ja uważam że Wonder Wheel to jeden z lepszych jego filmów „na poważnie”, bardzo w klimacie Kotki na gorącym blaszanym dachu, Tramwaju zwanego pożądaniem czy jego własnej Blue Jasmine.

Akcja toczy się w latach 60-tych na Coney Island, w wesołym miasteczku. Była aktorka Ginny (Kate Winslet) popełniła w młodości kilka błędów i wylądowała u boku właściciela karuzeli, dorabiając sobie jako kelnerka. Dawne ambicje i nadzieje obudzi w niej młody, przystojny ratownik Mickey (Justin Timberlake) z którym nawiązuje romans. Wakacyjną sielankę przerywa pojawienie się córki marnotrawnej z pierwszego małżeństwa męża Ginny, uciekającej przed poważnymi kłopotami. Ta wpada w oko Mickeyowi i staje się nieświadomą rywalką swej macochy, która w walce o szczęście (a raczej o to co się jej szczęściem wydaje) jest w stanie posunąć się do wszystkiego. Woody Allen naprawdę zna się na kobietach i ich psychice. Jak on przedstawia ich skomplikowane dusze  – czapki z głów. Dodatkowym atutem filmu są przepiękne zdjęcia i oczywiście aktorzy, zwłaszcza Kate Winslet, John Belushi – mąż i Justin Timberlake który ma duży talent aktorski i osobiście wolę go oglądać w filmach niż słuchać jego muzyki (ma też ogromny talent komediowy). 

Billionaire Boys Club – Klub Miliarderów czyli ostatni film Kevina Spacey.

Film miał fatalne recenzje i zarobił w sumie 618 dolarów (serio!) co zrzuciłam na karb oskarżeń dotyczących Kevina Spacey. Postanowiłam dać więc filmowi szansę – jest dostępny online, w kinach darmo go szukać. I wiecie co – cokolwiek o tym „dziele” napisano to akurat czysta prawda. Miało być coś w stylu Wilka z Wall Street ale wyszła d.upa. Sama historia brzmi interesująco i oparta jest na prawdziwych wydarzeniach – otóż w latach 80-tych kilkoro  młodych i inteligentnych spryciarzy postanowiło zarobić biliony tworząc finansowy scam i naciągając inwestorów na powierzenie im kasy, obiecując 50% zyski. W zamyśle miało być o współczesnym pędzie do bogactwa, bo bez kasy nie ma ładnych dziewczyn ani szacunku u kolegów. Ale film jest tak koszmarnie nudny, scenariusz tak banalny i gra aktorska – nawet Spacey – tak nijaka, że jak ja dobrnęłam do końca to nie wiem. Jedyną wybijającą się postacią i aktorką jest Emma Roberts, siostrzenica Julii. Ale i dla niej nie warto się było męczyć.

Jeśli oglądaliście coś interesującego ostatnio to polecajcie 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.