Tydzień temu, aby uczcić 12 rocznicę przyjazdu do Irlandii, wybrałam się z koleżanką nie tylko blogową Irolką do hrabstwa Sligo. Moim glównym celem było zwiedzenie historycznej posiadłości Lissadell. Nie była to tak interesująca wizyta na jaką się nastawiałam. Choć tour z przewodnikiem jest zaskakująco długi (dobre półtorej godziny) to lwią jego część zajmuje oprowadzanie po dolnej cześci czyli kwaterach dla służby, kuchni, spizarni i innych pomieszczeniach godpodarczych. Przewodnik miał dość silny lokalny akcent, mówił bardzo szybko i donośnie, a jego głos odbijało echo. Utrudniało to śledzenie jego opowieści i szczerze mówiąc prędko jego słowa wyparowały mi z pamięci. A szkoda bo Lissadell choć nie jest atrakcyjny architektonicznie, to był miejscem gdzie urodziły się i wychowały dwie niesamowite kobiety: Constance i Eva Gore-Booth.

Eva i Constance – zdjęcie znalezione w internecie.
Dom został wybudowany dla Sir Roberta Gore-Booth w 1830 roku. Przewodnik pokazał nam szkice projektu które nijak się mają do pospolitej bryły jaka powstała. Naprawdę jest to jeden z najbrzydszych dworów należących do Irlandzko-Angielskich lordów jaki widziałam. Na temat piewszego właściciela znalazłam dużo sprzecznych informacji dotyczących jego zachowania podczas klęski głodu: jedne źródła donoszą że nie pobierał wtedy czynszów i pomagał ludziom odnajmującym od niego ziemię, inne że znany był z bezpardonowego eksmitowania oraz pozbywania się najemców oferując im opłatę za bilet na statek do Ameryki bądź Kanady – brzmi świetnie ale statki które przewoziły irlandzkich emigrantów nie bez powodu nazwane były trumnami. O trudnych warunkach na takich statkach można przeczytać choćby w książce Grace i Grace Margaret Atwood.

Lissadell od strony ogrodu.
Po jego śmierci imponującą ilość 32.000 akrów i dom odziedziczył syn Sir Henry Gore-Booth, który był zupełnie innym landlordem – dbał o najemców, interesował się rozwojem posiadłości. Ale też ciągnęło go do podróży i niebezpieczeństw. Polował na niedźwiedzie i rekiny, rozbijał się po Afryce i własnym jachtem udał się na Arktykę. W międzyczasie zdołał się jednak ożenić i spłodzić piątkę dzieci: Constance, syna Josslyna (następcę) kolejne córki Evę i Mabel oraz najmłodszego syna Mourdant. Rodzinę odwiedzał często mieszkający po sąsiedzku William Butler Yeats, którego poglądy polityczne i poezja wywarły na dwóch starszych dziewczynkach duży wpływ.
Eva i Constance były od sobie bardzo różne – Constance określano jako ostentacyjną i ekstrawagancką, Evę jako subtelną i cichą. Mimo różnic w charakterze i zachowaniu obie kobiety uwielbiały się i wspierały przez całe życie. Eva najbardziej z piątki dzieci Henry’ego zaprzyjaźniła się z Yeatsem który zachęcał ją do pisania poezji. Piewszy zbiór wierszy Evy ukazał się w 1898 roku. Dwa lata wcześniej Eva, mająca problemy ze zdrowiem, udała się do Włoch gdzie poznała drugą osobę która znacznie wpłyneła na jej poglądy i życie – sufrażystkę Esther Roper która stała się jej towarzyszką i partnerką.
Biografowie sprzeczają się na temat orientacji seksualnej obu pań, jakby to miało jakieś znaczenie. Oczywiście nigdy nie potwierdziły oficjalnie że łączy je coś więcej niż przyjaźń, ale od momentu poznania były razem aż do śmierci Evy. Esther zainteresowała młodą arystokratkę feminizmem i walką o prawa kobiet. Wkrótce Eva zorganizowała piewsza organizację sufrażystek w Sligo, a w jakiś czas poźniej przeniosła się z Esther do Manchesteru gdzie występowała w obronie praw pracujących kobiet. Interesującym epizodem w jej działalności jest wygrana z samym Winstonem Churchillem. W 1908 roku młody Churchill został powołany na przewodniczącego Zarządu Handlu i zgodnie z ówczesnymi zwyczajami musiał zrezygnować ze swojego miejsca w okręgu wyborczym w Manchesterze i startować do wyborów ponownie. Ponieważ Churchill popierał zmiany w prawie, które miały ograniczyć godziny pracy kobiet w barach, Eva zorganizowała kampanię zachęcającą mieszkańców do głosowania przeciw niemu, wygłaszając mowy z czterokonnej bryczki którą jeździła po ulicach. Do powożenia bryczką zaangażowała siostrę Constance, która właśnie po tym epizodzie stwierdziła że chce zostać działaczką polityczną. Churchill przegrał te wybory.
W ciągu kolejnych 10 lat Eva wywalczyła prawo kobiet do kandydowania do parlamentu, oraz prawo kobiet powyżej 30 lat do głosowania w wyborach. Cały czas publikowała z sukcesem poezje. Choć pacyfistka, popierała irlandzkie Powstanie Wielkanocne a po jego upadku zaangażowała się w pomoc kobietom które utraciły w nim mężów. Agitowala o prawa więźniów i o zniesienie kary śmierci. w 1916 założyła gazetę Urania, gdzie pisała o uznaniu związków osób tej samej płci. Zmarła w 1926 roku, przy czuwającej przy niej Esther.
Powrócę teraz do Constance i do roku 1899, kiedy to utalentowana malarka i piękna, choć na owe czasy zbyt wysoka arystokratka (miała około 180 cm wzrostu) przebywa w Paryżu brylując na balach. Constance ma już 30 lat i mimo debiutu na dworze królowej Wiktorii nie udało się jej złapać męża. Ale na kolejnym nudnym przyjęciu spotyka jeszcze wyższego bo prawie dwumetrowego Polaka, hrabiego Markievicza, i zakochuje się w nim z wzajemnością. Casimir Markievicz ma 25 lat i jest już wdowcem. Z Casimira taki hrabia jak z koziej d.pu trąba, co zdemaskuje niechętny mu brat Constance. Mimo to dochodzi do ślubu.

Constance Markievicz, nee Gore Booth, w stroju wieczorowym – zdjęcie znalezione w internecie
Młoda para udaje się na kilka miesięcy na Ukrainę, do majątku rodziców męża, gdzie Constance maluje krajobrazy, krewnych Casimira i ubogie wieśniaczki. Wraca do Lissadell w zaawansowanej ciąży i wkrótce na świat przychodzi jej córka Maeve. W 1908 następuje przełom w życiu Constance – siostra prosi ją o pomoc w kampani przeciw Churchillowi. To wydarzenie wzbudzi jej zainteresowania polityczne. W tym samym roku zapisuje się do partii Sinn Fein, zakłada organizację dla chłopców których uczy strzelać. Wreszcie jest jedyną kobietą wśród organizatorów Powstania Wielkanocnego w 1916 roku. Powstańcy walczyli przez 6 dni, Constance w stopniu majora odpowiedzialna była za obronę St Stephen’s Green (teraz w parku o tej samej nazwie stoi jej popiersie). Powstanie upadło i jego przywódcy zostali uwięzieni i skazani na karę śmierci. Constance jako jedyna nie została rozstrzelana, zmieniono karę na dożywocie wyłącznie z racji jej płci. Casimir w tym czasie przebywał już na stałe na Ukrainie – ambicje żony i jej ciągła nieobecność przyczyniły się do rozpadu związku.

Eva i Constance podczas akcji przeciw Churchillowi – zdjęcie znalezione w internecie
Rok później na mocy amnestii hrabina wyszła z brytyjskiego więzienia i wróciła triumfalnie do Dublina. Wkrotce znów ją aresztowano, za działalnośc w nielegalnej partii Sinn Fein i w Lidze Kobiet. Będąc w więzieniu wystartowała w wyborach do parlamentu, pierwszych do którego mogły kandydować kobiety, jak pamiętamy dzięki jej siostrze. Wybory wygrała ale mandatu nie przyjęła bojkotując Izbę Gmin i tworząc własny narodowy parlament Irlandii – Dáil Éireann. Po wyjściu na wolność została mianowana ministrem pracy w konspiracyjnym rządzie Eamona de Valery. Do 1921 roku, kiedy to Irlandia otrzymała niepodległość, Constance przebywała w więzieniach jeszcze dwukrotnie.
Traktat angielsko-irlandzki kończący naszą batalię o niepodległość podzielił kraj i rozpoczął dwuletnią wojnę domową. Eamon de Valera i Constance byli jego przeciwnikami, ponieważ tzw Wolne Państwo Irlandzkie stawało się dominium korony (jak np Australia), zachowywało przysięgę wierności wobec monarchii, 6 hrabstw północnych (Ulster) zostało odłączonych, Irlandia miała też spłacić część brytyjskiego długu wojennego. Constance wzięła rzecz jasna aktywny udział w tej wojnie udzielając się jako snajper.
Kraj otrzymał pełną niepodległość w 1937 roku ale tego hrabina już nie doczekała. zmarła 10 lat wcześniej w wieku 59 lat. Jej pogrzeb w Dublinie zgromadził ponad 10.000 ludzi.
Wypada wspomnieć o rodzeństwie dwóch wspaniałych i walecznych sióstr oraz o córce Constance, Maeve. Na dziewczynce położyła łapy babka, lady Georgina. Matka była zbyt zajęta by zajmować się dzieckiem, a Casimir zwiał na Ukrainę ze swym synem z pierwszego małżeństwa. Maeve wychowywano na panienkę z dobrego domu w domu babki w Londynie. Po śmierci Constance więzi z Irlandią zostały całkiem zerwane i Maeve odwiedziła ponownie swój kraj i Lissadell dopiero w 1961 roku,jakby przeczuwając że to ostatnia szansa, bowiem rok później już nie żyła.
Josslyn Gore-Booth przeżył Constance o 17 lat. Kiedy tylko odziedziczył majątek, postanowił sprzedać 28,000 akrów najemcom. W 1902 roku bowiem wszedł w życie traktat zwany Wyndham Land Act, na mocy którego państwo pomagało finansowo najemcom w zakupie ziemi od landlordów. To kończyło etap niewolniczego poddaństwa rolników. Zajmował się z wielkim oddaniem posiadłością i ogrodami a jego wielką pasją była hodowla żonkili i narcyzów – wyhodował nawet nowe odmiany. Niestety Josslyn poślubił bliską kuzynkę co spowodowało że wszystkie jego ośmioro dzieci z wyjątkiem jednego miało przedziwne choroby a najstarszy syn Michael był niestabilny umysłowo. Udany syn, Hugh,wychowywany na dziedzica, został zabity w II wojnie światowej, co załamało Josslyna. Na łożu śmierci poprosił córkę, wówczas 26 letnią Gabrielle, o zarządzanie majątkiem w imieniu Michaela i ustanowił radcę prawnego do nadzorowania jej pracy. Po siedmiu latach radca prawny się zmienił i nowy oskarżył Gabrielle o zaniedbania oraz zwolnił ją z pozycji zarządcy, co doprowadziło do batalii sądowych.
Nie mogłam znaleźć żadnych sensownych informacji o Mourdancie i Mabel. Nie wiem też skąd wziął się kolejny Josslyn, potomek Josslyna , który był ostatnim dziedzicem majątku. W 2003 roku wystawił Lissadell na sprzedaż żądając 3 milionów euro. W Irlandii zawrzało bo dom jak dom, brzydkie szkaradztwo, ale to tam urodziła się Constance! Tam bywał W.B. Yeats! Zarówno Josslyn jak i większość Irlandczyków miało nadzieję że dom zakupi rząd, jednak ówczesny premier Bertie Aherne nie miał zamiaru wywalać kasy na fanaberie, szczególnie że orientacyjny koszt renowacji obliczono na 20 parę milionów.
Dom nabyła para zamożnych prawników z Dublina, Edward Walsh i Constance Cassidy. I wtedy zaczęła się kolejna batalia sądowa, mianowicie nowi właściciele zamknęli drogi przechodzące przez teren posiadłości które przez setki lat, za pozwoleniem rodziny Gore-Booth, były otwarte dla użytku publicznego. Aż pięć lat trwał proces między hrabstwem Sligo i małżeństwem Walsh/Cassidy, który prawnicy wygrali a zarząd hrabstwa stracił na kosztach sądowych ponad 5 milionów euro.
Niespecjalnie polecam wizytę w Lissadell z powodów które wymieniłam na początku. Za to hrabstwo Sligo jest piękne, zwłaszcza Mullaghmore Head z przepięknymi widokami na ocean i inny dwór: Classiebawn Castle, który niestety nie jest otwarty dla zwiedzających i jest własnością lordowstwa Mountbatten. Kiedy byłam w Sligo po raz pierwszy, widok pięknej bryły Classiebawn na tle Benbulbena mnie oszołomił. Tym razem mgła była tak ciężka że niestety góra całkowicie się pod nią skryła.

Za tym zamkiem jest góra!

Zdjęcie zrobione 5 lat temu – jest góra!
Jedyna lekko smutna rzecz rzytrafiła mi się podczas naszej wyprawy – bardzo chciałam ponownie odwiedzić ruiny opactwa Creevelea Friary, nie z powodu samych ruin ale wspomnienia jakie miałam podczas mojego pierwszego pobytu 5 lat temu. Przyszliśmy z C. do opactwa od strony miasta, mijając cudowny domeczek, zadbany, bielutki, z masą kolorowych kwiatów w oknach i wylegujących się w jego pobliżu kotów. Naliczyłam ich może z 5, jeden był młodziutki i bawił się z nami na drodze. Naprzciwko domku był niewielki ogródek jak z bajki, obrośniety roślinami, niby dziki ale była to dzikość zaplanowana. W ogródku stał mężczyzna z lampką białego wina w ręce i uśmiechał się do nas. Podniósł nawet kieliszek w geście toastu. Nie wiem czemu ale ten lekko nierelany obrazek zalanego słońcem mikroskopijnego ogródeczka i maleńkiego domku z kotami bardzo utkwił mi w pamięci. Dopiero przeglądając zdjęcia zauważyłam że w oknie była kartka z napisem: tarot reading. Wtedy postanowiłam pojechać tam ponownie by dać sobie powróżyć z kart.
I tak jakoś schodziło i schodziło i dopiero pięć lat potem znalazłam się znów przy Creevelea Friary, i nie wiem czemu ale podświadomie miałam nadzieję że biały domeczek nic się nie zmienił,że będą tam koty i właściciel tarocista z lampką wina w ręku w swym pięknym ogródeczku. Niestety, domek jest kompletnie opuszczony i to raczej od dawna. Z malowniczego ogródka została porośnięta chwastami i krzaczorami działka. Kotów rzecz jasna także nie było.
Pomyślałam że w końcu pięć lat to sporo czasu, ja sama przez ten czas 3 razy zmieniłam adres i dwa razy pracę, nie mogę oczekiwać że dla innych czas stoi w miejscu. Szkoda tylko że takie urocze miejsca zostają opuszczone i zamieniają się w ruiny.
Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze
Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze
Pingback: Cmentarz Glasnevin – irlandzkie historie. – Dublinia pisze
Pingback: Kolejny weekend w Londynie – Dublinia pisze