Curraghmore House – w domu 9-go Markiza Waterford

„- Bardzo kłopotliwa była wymiana wszystkich kard kredytowych – mówi w wywiadzie Henry de la Poer Beresford, nowo mianowany (po śmierci ojca) 9-ty Markiz Waterford.
– Musiał Lord wymienić karty?
-O tak! Mój poprzedni tytuł to Hrabia Tyrone. Na kartach figuruję jako Henry Tyrone – tytuł się nie mieści. Musiałem to zmienić na Henry Waterford. Menadżer w banku był z lekka skonfundowany.” *

Nie jest łatwo trafić do Currahmore House, posiadłości zamieszkiwanej od 800 lat przez rodzinę de la Poer, obecnie przez 9-go Markiza Waterford. . Oficjalny adres to Portlaw, Hrabstwo Waterford. Google Maps doprowadza mnie do bramy oznaczonej nazwą posiadlości, z godzinami odwiedzin i numerami telefonów, i nakazuje mi jechać dalej. Bardzo chętnie tylko że brama jest zamknięta na kłódke i obwiązana łańcuchami. Dzwonię pod podany numer, odbiera miła pani. Mówi że każdy kto używa nawigacji trafia właśnie tam a brama od dawna jest nieużywana. Mówi że mam zawrócić i jechać dalej, skręcić w prawo i w prawo, i dojadę do drugiej bramy. Google Maps szybko podłapuję nową trasę i docieram do drugiej bramy która…też jest zamknięta. Jest już za 15 jedenasta, o 11stej w posiadlości zaczyna się tour z przewodnikiem. Dzwonię jeszcze raz, pani nakazuje mi kierować się na Portlaw, znaleźć Centrę, mając sklep po lewej jechać prosto aż do bramy po prawej stronie. Tak też robię. Piszę o tym tak szczegółowo w razie gdyby ktoś wybierał się do Curraghmore House. Ostatnia – otwarta – brama jest zupełnie nie oznaczona. Nie wiem czy to tu czy nie ale wjeżdżam bo zostało mi kilka minut do jedenastej. Wąska, wyboista droga pokryta jest żwirem i jadę w oparach białego kurzu, zbyt szybko ale co tam. Wreszcie po lewej widzę dziedziniec i grupkę ludzi, podjeżdżam z piskiem opon. Wita mnie kobieta która udzielała wskazówek przez telefon, zadowolona że trafiłam. Jak się okazuje jest żoną byłego osobistego lokaja poprzedniego markiza, który obecnie oprowadza po domu.

„Markiz Waterford  prosi dziennikarza o spojrzenie na wieńczącą dach sylwetkę leżącego jelenia, z krzyżem między rogami. To symbol rodowy familli De La Poer.
– Ten krzyż uratował dom przed spaleniem w 1922 roku – wyjaśnia – Trzech członków IRA przyszło w nocy by go podpalić. Była pełnia księżyca, blask oswietlił krzyż i jeden z młodzieńców uznał to za znak od Boga. Wycofali się.
– Czy to prawdziwa historia? – pyta dziennikarz.
Lord śmieje się.
-Tak mi opowiadano. ” *

Przewodnik, od 20 lat pracujący dla rodziny, prowadzi nas do ogromnych drzwi. Jesteśmy z tylnej strony domu, gdzie mieściły się stajnie, spichlerze i mieszkania dla służby. Curraghmore znaczy Wielkie Moradło. Nie była to zbyt dobra lokalizacja do budowy, ale przybyła do Irlandii w 1167 roku rodzina De La Poer jakoś się tym nie przejęła. Przez wieki kolejni właściciele wydawali fortunę na naprawianie zniszczeń spowodowanych zapadaniem się domu z powodu podmokłego terenu. Spacerując później po ogrodach przekonam się sama że w niektórych miejscach gleba jest wciąż bagnista. Wchodzimy do imponującego holu. Niestety nie wolno robić zdjęć – nie z powodu tego że w końcu to dom mieszkalny i domownicy chcą zachować prywatność, ale dlatego że zawartość jest ubezpieczona w sławnej firmie Lloyd i jednym z warunków jest nie zezwalanie na fotografowanie, by potencjalni zlodzieje nie wiedzieli co gdzie jest. Nie dziwi mnie to kiedy uświadamiam sobie że same obrazy, wśród nich Rubens, Gainsborough i mistrzowie holenderscy, muszą być warte fortunę. Do tego można dodać kolekcję unikatowej porcelany, oryginalne meble i inne przedmioty użytkowe.

W holu zwraca uwagę duży obraz przedstawiający Lady Catherine de la Poer i jej rodzinę. Od czasu osiedlenia się w Irlandii posiadłość dziedziczyli synowie, dopiero w 1704 roku dom i ziemię odziedziczyła, z braku męskiego potomka, córka, Catherine. Co prawda był jakiś kuzyn, pretendent do majątku, ale jako jakobita na wygnaniu. Catherine poślubiła Sir Marcus Beresforda, z którym miała kilkanaście dzieci. Na obrazie trzyma dłoń przyciśniętą do czoła, jakby miała migrenę. Według przewodnika, było to zrozumiałe przytakiej ilości potomków. 

Hol jest pełen portretów członków rodziny, jednen z nich wygląda wypisz wymaluj jak George Washington. Przewodnik wyjaśnia że artysta malarz był amerykaninem i malował też Washingtona, możliwe że wszystkich swych modeli traktowal troche na jedno kopyto. Inny meżczyzna z rudych włosach to Henry De La Poer Beresford, 3-ci Markiz Waterford. Miał przydomek szalonego markiza, znany był z pijaństwa i inych wyskoków. Już jako młodzieniec przebywając w szkole z internatem w Eton często gościł w gabinecie profesora, przykucając na specjalnym meblu wyglądającym na klęcznik, podczas gdy profesor bił go laską za jakieś przewinienia. Po skończeniu szkoły Henry włamał się do gabinetu i ukradł ów mebel na „pamiątkę”. Tu do przemowy przewodnika wtrącił się starszy pan, jak się okazało absolwent Eton. Poradził nam oglądnąć dokument o tym jak kiedys traktowano uczniów w tego typu szkołach – bicie, upokarzanie, wymyślne kary to była norma. 

Ale wracając do holu – przepiękna  klatka schodowa i zdobienia na ścianach i suficie to robota sławnego architekta i projektanta Jamesa Wyatta – tu ja mogłam błysnąć wiedzą bo zaledwie tydzień temu ponownie zwiedziłam Castletown House gdzie świetnie widać jego rękę, i nie chwaląc się robotę Wyatta to ja poznam wszędzie.(Jeden ze stopni jest uszkodzony od czasu kiedy Henry wjechał po schodach na swym koniu bo taką miał fantazję) Do tego pomieszczenie wypełniają wypchane zwierzęta, między innymi lwy. oraz mnóstwo rogów. Każdy ze zwiedzających się krzywi, ale w czasach wiktoriańskich polowania i wypychanie zabitych zwierząt było w modzie.

Przechodzimy do kolejnych pomieszczen,  tych nielicznych udostępnionych dla zwiedzających. Są ogromne, z wysokimi sufitami i przepięknymi oknami z widokiem na jezioro i pagórki w tle. Mogłabym tam spędzić cały dzień, tyle tam obrazów, miniatur, mebli i delali którym chciałabym się przyglądnąć. Te pokoje są NIETKNIĘTE od 300 lat! Dywan, panele ścienne, wspaniałe ozdoby sufitu, meble – oryginalne. Tylko oświetlenie elektryczne przybyło i gniazdka w ścianach, no i pewnie alarmy. Uwagę zwracają malowidła na suficie ze znakami zodiaku – wyglądają na płaskorzeźby ale to tylko iluzja optyczna. W oknach witraże przedstawiają godło rodu – jelenia z krzyżem – i łacińskie motto: Nil Nise Cruce – nic bez krzyża.

„Lord opowiada że Beresfordowie niegdy nie byli nieobecnymi landlordami – angażowali się w życie okolicy.
– Mur wokół posiadłości nazywany jest: pensowym murem – mówi – Ludzie pracowali przy nim za pensa na dzień, i wyżywienie. Klęska głodu dotarła aż tutaj ale ludzie byli wspomagani, tak jak się tylko dało.” *

Kolejni markizowie po skończeniu szkół wyjeżdżali na tzw Grand Tour – około roczną podroż po świecie. Przywozili z nich przeróżne pamiątki które ozdabiają salony. Przewodnik opowiada anegdotkę – pewnego razu do domu zawitała wycieczka VIPów z Rosji, ktorych oprowadzał sam markiz. W pewnym momencie Rosjanie zauważyli jeden z obrazów i stali sie bardzo podekscytowani.  – Co ten obraz tu robi – spytał jeden -to caryca Katarzyna Wielka, ten obraz powinien być w Ermitażu. – Jeden z przodków go wygrał w karty podczas grand tour – wyjaśnił niewzruszony markiz – a teraz przechodzimy dalej…

Przebywając w takich miejscach uruchamia mi się wyobraźnia i od razu zastanawiam się nad życiem mieszkańców takiego domu – tych z przeszłości i tych obecnych. Jak to jest w obecnych czasach być markizem i zamieszkiwać w – co by tu nie mówić – muzeum? Ale też jakie to niesamowite wiedzieć że się jest w dokładnie tym samym miejscu jak przodkowie sprzed 800 lat i że siedzi się na tym samym fotelu co lady Catherine 300 lat temu? Przewodnik prowadzi nas do ogromnego, długiego pokoju jadalnego ze stołem na oko na 24 osoby jak nie więcej. Co jakis czas odbywają się tam proszone obiady – panie obowiązują długie suknie a panów wieczorowe stroje. Jak niegdyś, przed posiłkiem panowie idą na drinka do biblioteki a panie do tzw drawing room. A kiedy podczas obiadu kobieta wstaje od stołu, mężczyźni też wstają, tak samo jak kiedy dama wejdzie do pomieszczenia. 

W ostatnim pokoju wisi wykonany niedawno portret obecnego markiza a także jego amerykańskiej  żony Amandy, namalowany kiedy dziewczyna miała 18 lat. Na zdjęciach ślubnych panna młoda wygląda przepięknie – oprócz urody wniosła w posagu olbrzymią kasę. Para ma troje dzieci, dwóch synów i córkę. TU możecie się przekonać że najstarszy syn, Richard John la Poer Beresford, earl of Tyrone, jest bardzo urodziwy.

„Podobno jeden z markizów Waterford – twierdzi  lord – powiesił jakieś dziecko. Jego matka i babka rzuciły na ród klęske i odtąd każdy markiz miał umierać w męczarniach. I rzeczywiście – jeden został śmiertelnie postrzeolny, inny utonął, innego zabił lew. Dopiero mój ojciec zmarł we śnie we własnym łóżku. Myślę więc że to koniec klątwy. Tak czy siak, będę uważać – śmieje się.” *

Przewodnik otwiera olbrzymie okno które okazuje się być zarazem drzwiami i po wyjściu znajdujemy się z właściwej strony budynku, a więc od frontu. Idziemy do kolejnej atrakcji, Shell House, domku z muszli. Zaprojektowała go i wykonała sama Catherine de La Poer. Zaczęła pracę w 1754 roku i zajęło jej 261 by dokończyć dzieła. Catherine skupywała muszle od marynarzy i rybaków, niedawne oględziny ekspertów odkryły bardzo rzadkie i egzotyczne okazy przytwierdzone do ścian domku. W dachu znajduje się kilka otworów które do środka doprowadzały światlo. Niestety spowodowały one że domek przez około dwieście lat stał się największą publiczną toaletą dla ptactwa i muszle oraz posąg Catherine pokryte były ptasim gównem. Otwory zakryto i przez dziewieć miesięcy kilku zatrudnionych robotników oczyszczało wnętrze delikatnie opłukując i skrobiąc każdą muszelkę. 

Przewodnik wspomina starszą panią która odwiedziła dom nie tak dawno, po raz pierwszy od 70 lat kiedy jako czteroletnie dziecko miała okazję bawić się w domku z muszli. Bardzo chciała go zobaczyć ponownie i niecierpliwie pytała czy w środku wciąż znajduje się „groźny pan który je dzieci”. Przewodnik myślał że ze starszą panią jest coś nie tak, ale ona pokazała mu miejsce gdzie muszle układają się w kształt okropnej twarzy. Może ją znajdziecie na poniższym zdjęciu.

Tour dobiega końca i przewodnik zachęca do spacerów po ogrodach. Tylko ja odłaczam się i idę w stronę jeziora – reszta kieruje się prosto do herbaciarni. Ogrody nie są jakieś spektakularne – 22 akry są doglądane tylko przez jednego ogrodnika bo nie ma tu żadnych rabat kwiatowych ani labiryntów z żywopłotów – głównie drzewa, trawa i małe sztuczne jezioro na którym pływają kaczki i łabędzie. A jednak jest tu prawdziwy rarytas dla miłośników tego co stare i wyjątkowe – najstarszy w Irlandii most postawiony w 1205 roku. Właściwie to malutki mosteczek.

Zachęcam tych którzy mieszkają w Irlandii do odwiedzenia tego niesamowitego domu i wysłuchania opowieści o ich mieszkańcach.

„Na ścianie wisi fotografia z początku XX wieku do której pozuje 19 osób ze służby.
-Czy pamięta pan takie czasy?
-Raczej ich koniec – mówi markiz – Dom jest teraz zarządzany oszczędnie. Pieniądze się wyczerpują a i siła robocza jest teraz droższa.
-Ile tu jest pokoi?
– Nie mam pojęcia – zamyśla sie- 8, 9 albo 10 sypialni.
Lord twierdzi że największym wyzwaniem jest zachowanie posiadłości w rękach rodziny.
– Żyliśmy tutaj przez 800 lat. Byłoby szkoda to stracić.” *

Cytaty pochodzą z luźno przeze mnie przetłumaczonych fragmentów artykułu z The Irish Times: Oh lord: next generation takes the keys to Waterford county, opublikowanego 2 Maja 2015.

Lista odwiedzonych przeze mnie domów, zamków i ogrodów TU

2 uwagi do wpisu “Curraghmore House – w domu 9-go Markiza Waterford

  1. Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze

  2. Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.