Irlandię nawiedziła najsroższa zima od 50 lat. Od zeszłego wtorku ostrzegano przed falą lodowatego powietrza znad Syberii, tzw Beast from the East, oraz huraganem Emma który miał przynieść opady śniegu. We wtorek jednak wychodząc z pracy pomyślałam że aż tak źle być nie może, bo było ciepło, słonecznie i nic nie zapowiadało zmiany. Idąc spać około 10 wyjrzałam za zasłony i wciąż nic się nie działo.
Około czwartej rano wrócił z pracy C. Przebudziłam się zdziwiona co tak późno. Okazało się że 30 km które normalnie przejeżdża się w 20 minut, zajeło mu ponad 2 godziny. Wyjrzałam zdziwiona za okno i zobaczyłam że widok zmienił się z takiego:

na taki:

A tak zasypało balkon.

Mimo to dzielnie ruszyłam do pracy.
Myślałam że najgorzej bedzie się dostać z mojego miasteczka do Blessington gdzie kiedyś mieszkałam i gdzie pracuje C. bo stamtąd jest większy ruch i samochody rozbiją śnieg leżący na ulicach. Ale było akurat odwrotnie bo pod śniegiem był lód. Pamiętajcie że my tu mamy normalne opony, nie zimówki.
Do Blessington dojechałam w tempie max 40 km na godzinę ale w sumie nie było źle.


Zabawa zaczęła się od rondka w Blessington na którym z powodu lodu utknęły samochody. Na szczęście pomogło dwóch panów spacerujących nieopodal z psami. Na drodze N81 w kierunku Dublina przeżyłam chwilę grozy kiedy samochód z bocznej drogi, leżacej na niewielkim wzniesieniu, usiłował się zatrzymać i mnie przepuścić ale nie dał rady i toczył się wprost na mnie. Udało mi się zjechać w zaspę po drugiej stronie i się z niej jakoś wydostać. Chyba najgorszym odcinkiem okazał się ten łaczący N81 z drogą N7 prowadzącą do mojego hotelu. Praktycznie nieprzejezdny ale jakoś mi się udało doczołgać do N7, która też była zasypana. Każdy samochód ślizgał się i kiedy w końcu zaparkowałam przy pracy, odetchnęłam z ulgą.
Miałam przy sobie spakowaną walizkę jakby czasem warunki pogorszyły się na tyle że musiałabym zostać w hotelu. Ale moja GM stwierdziła że powinnam wyjść wcześniej i jeśli chcę, wziąć 2 dni urlopu. Dwie dziewczyny które pracują w moim departamencie mieszkają blisko i obie były pewne że bez przeszkód dotrą do pracy, więc mam siedzieć sobie w domu.
Potem żałowałam tej decyzji bo jedna z koleżanek niestety nie mogła dojechać. Po drugą GM wysłała swojego ojca który ma ogromny terenowy samochód. Dziewczyna spędziła w hotelu uziemiona kilka dni, tak jak i reszta staffu. Oprócz dużych strat w dochodach z powodu kancelacji, zerwał się dach w naszym leisure centre z powodu nagromadzonego na nim śniegu.
Śnieg sparaliżował cały kraj. Drogi nieprzejezdne, samoloty odwołane, autobusy i tramwaje niekursujące. W sklepach zaczęło brakować chleba i mleka, zwłaszcza chleba co spowodowało olbrzymią ilość memów i ogólnie robienia sobie żartów w necie 🙂

W telewizji naogladałam się miłych rzeczy – ludzie sobie wzajemnie naprawdę pomagali. Pracownicy jednego ze szpitali kilka godzin szli do pracy na piechotę, jedna pielęgniarka wyszła z domu o północy żeby dotrzeć na szóstą rano. Niestety w jednej z najgorszych dzielnic Dublina lokalne scumbagi (gnojki) zdemolowali i okradli Lidla i podpalili kilkanaście samochodów. O innych incydentach nie słyszałam.

Zdjęcie z The Irish Sun pokazuje jak wysoko napadało. Ale to i tak nie jest rekord, było wyżej.
Moje miasteczko nie ucierpiało aż tak bardzo, pewnie dlatego że z dwóch stron oslaniają go dwa wzgórza. Sniegu nie było aż tyle jak gdzie indziej, choćby w Blessington które jest całe zasypane. I chleb był w lokalnym sklepie (nie jem i tak). W sklepie wywieszono też tabliczkę żeby dokarmiać ptaki w tym trudnym dla nich czasie i każdy, ale dosłownie każdy wchodzący pakował do koszyka fat balls – kulki z pokarmem. Ja od dawna mam na zewnątrz 3 karmniki i obserwowałam z radością ogromną liczbę ptaków obdziobującą jedzonko kiedy reszta stała w kolejce. te najedzone odfruwały na koniec ogonka żeby ustąpić innym choć nie obyło się bez dziobania po głowach 😉
A pod tym linkiem zobaczycie jak pracownicy lotniska uratowali przez zamarznięciem małego zajączka.

Trzeba przyznać że wygląda to ładnie 😉



Killer za śniegiem nie przepada.

Za to mój bawarski smok mieszkający na balkonie przyjął to ze stoickim spokojem 😉
Dziś zaczęło się ocieplać i sytuacja powoli wraca do normy, choć wiadomo że przyjdą roztopy a za nimi – powodzie 😦