Wybór kota

Mój znajomy M. opowiedział mi ciekawą historię o swoim kocie. Kot ma około 6 lat, M. miał go od kociaka. Początkowo i on i jego żona poświęcali mu dużo czasu, niestety (dla kota) 4 lata temu do rodziny doszło pierwsze dziecko, a rok temu drugie.
Oczywiście zmieniły się priorytety i to dzieci a nie kot zaczęły być w centrum uwagi no i kot, jak się to mówi, poszedł w odstawkę.
Pamiętam że zawsze kiedy M. mi o tym mówił, było mi kota żal, jemu zresztą też. Rzecz jasna o zwierzaka się dalej dbało, kupowało zabawki, najlepsze jedzenie itp ale już nie było czasu na mizianie, spanie razem czy pogoń za laserem.

Spotkalam się z M. w czwartek i pierwsze co robię to pytam o kota. Oto co mi opowiedział. We wrześniu tamtego roku M żoną kupili mieszkanie na jakimś sporym osiedlu w Dublinie i przeprowadzili się tam. Kot miał wreszcie dużo więcej miejsca dla siebie a do tego spory balkon. W poprzednim miejscu balkon był ale malutki. Kot był niby wychodzący ale z rzadka wypuszczał się dalej niż poza ten balkon. A nowym mieszkaniu chyba nabrał odwagi i ostrożnie na początku, a potem śmielej, chadzał sobie po trawniku przed budynkiem. Pewnego dnia (to był czwartek) jak wyszedł tak nie wrócił. M i żona szukali go wszędzie, pytali sąsiadów, rozlepili kartki wkoło że zginął kot. W poniedziałek rano kot wrócił jakby nic, nie wyglądając wcale na przestraszonego albo wygłodzonego.

Za około tydzień sytuacja się powtórzyła ale tym razem kota nie było 3 tygodnie i mój znajomy już stracił nadzieję że wróci, ale wrócił. Zjadł coś, obszedł mieszkanie, rozejrzał się i myk z powrotem na balkon, z balkonu na ścieżkę i idzie sobie gdzieś. M. wyszedł i zdołał zobaczyć jak jego kot podchodzi do balkonowych drzwi na parterze w innym budynku, drzwi się otwierają i on sobie tam wchodzi.
M podszedł do tego balkonu i widzi przez szybę że kot sobie siedzi jakby nigdy nic na sofie, zadowolony.
I co zrobił mój kumpel? Poszedł do tego mieszkania, zadzwonił domofonem i powiedział że przyszedł po swojego kota.
Wpuszczono go do środka. Miła irlandzka para wyjaśniła że kot się do nich przybłakał, nie miał obróżki więc nie byli pewni czy ma właściciela. Nie widzieli żadnych kartek i nie mieli pojęcia że ktoś kota szuka. Dali mu imię, kupili zabawki, duże cat tree i uznali że kot jest ich. Ale oczywiście nie ma problemu, M. może kota zabrać. Tylko że kot wcale nie chciał iść. Kiedy M. podszedł do niego, uciekł za sofę.

Głupia sytuacja. Para podejrzanie patrzyła na M. a on nie wiedział co robić. Spytał czy może przyjść po niego później z córką i wrócił do domu. 

I tu się zaczął problem bo M. zaczął mieć dylematy moralne. Czy kot jest jego własnością? W końcu to nie przedmiot. Zwłaszcza kot jest zwierzęciem niezależnym i czy powinien być trzymany w rodzinie gdzie być nie chce, zamiast żyć w rodzinie którą sobie wybrał? Ale żona zdecydowanie postawiła sprawę: kot jest nasz, masz iść, zabrać go i powiedzieć tej parze że mają kota nie karmić to nie będzie do nich przychodzić.

Wiec M. wziął córke i poszedł po kota. Biedaczek niechętnie dał się wziąć na ręce a para obiecała go nie karmić jak przyjdzie. Nie mogli jednak obiecać że go nie będą wpuszczać bo go bardzo lubią. Dziewczyna miała łzy w oczach kiedy żegnała zwierzaka.

Oczywiście kot dalej chodził do nich, ale wracał do M, bo jeść trzeba. Po około dwóch tygodniach para przyszła do M. proponując rozwiązanie całej sytuacji. Oni kota uwielbiają, żal im serce ściska kiedy miauczy o jedzenie a oni nie mogą go karmić. Może ustalić jakiś grafik, shared ownership czy coś, żeby kot miał dwa domy i dwie rodziny?

Co było robić, M. się zgodził. Mniej więcej 2 tygodnie kot jest u niego, a potem u pary. Rozwiązało to sprawę wyjazdów na wakacje. A kot się dość szybko przyzwyczaił i bez problemu zmienia domy. I każdy (a najbardziej chyba kot) jest zadowolony.

A ja się zastanawiam- czy mamy prawo w przypadku kotów (bo psy są jednak inne) traktować je jak własność i w sytuacji takiej na przykład jak powyższa, nie pozwolić im żyć tam gdzie chcą? Z drugiej strony jaką mamy gwarancję że kot wybierze dobrze – przecież ta nowa rodzina może się nim znudzić. Ja nigdy nie mówię o sobie jako o właścicielu kotów – one są jak moje dzieci i to raczej one mnie mają niż ja mam je 😉 Często się zastanawiam czy są szczęśliwe i czy na przykład nie czują się jak zamknięte w więzieniu. Bo ja mogę sobie myśleć że im dogadzam jak mogę i one właściwie rządzą w mieszkaniu, ale co one myślą?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.