Moja koleżanka blogowa (i nie tylko oczywiście) Out Of Box obchodziła urodziny i w związku z tym postanowiłyśmy wybrać się gdzieś na przejażdżkę krajoznawczą. Ona chciała odwiedzić cmentarz niemieckich żołnierzy w Wicklow ale zasugerowałam że to może nie jest zbyt odpowiednie miejsce do świętowania 😉 więc stanęło na Wells House niedaleko miasta Gorey w hrabstwie Wexford.
Przejeżdżając tamtędy kiedyś z C. zobaczyliśmy tablicę informującą o wiktoriańskim pikniku który dobiegał właśnie końca. Zajrzeliśmy do części ogrodów i sklepików z pamiątkami ale było późno więc zanotowałam w pamięci by kiedyś odwiedzić to miejsce. I nadarzyła się okazja.

Scena jak z czołówki serialu kostiumowego. Tylko stukotu kopyt brakuje (no i ten asfalt…)
Kiedy wjeżdża się na teren posesji od razu widać przepiękną długą aleję i sam okazały budynek w kolorze miodu na jej końcu. Zwiedzanie z przewodnikiem to tylko 6 euro i jak najbardziej warto, bo może wnętrza nie są tak imponujące jak np te w Castletown House czy Russborough, ale historia domu i rodziny bardzo ciekawa. Nasza przewodniczka ubrana była w kostium gospodyni i posiadała dużą wiedzę nie tylko o tym miejscu ale i o czasach wiktoriańskich.

Znany architekt Daniel Robertson jest odpowiedzialny za wygląd dworu. Ciekawostka – w rodzinnej Anglii pan ten popadł w poważne długi (może z powodu kilknastu dzieci które trzeba było wykarmić i wyedukować) i dopiero kiedy ewakuował sie do Irlandii zaczął odnosić ogromne sukcesy w swojej branży.
Historia dworu zaczyna się w roku 1650 kiedy to wojska Cromwella skonfiskowały ziemię i dwór katolickim Irlandczykom. Przypadły one żołnierzowi o nazwisku Warren – całe 6000 akrów. To on nazwał je Wells. Po jego śmierci posiadłość dostała się krewnemu który był zmuszony ją sprzedać. Nabywcą został niebywale szanowany i zamożny sir Robert Doyle, sędzia sądu najwyższego. Ten pan poślubił przepiękną wdowę z czworgiem dzieci, Jane Ellis, której portret można zobaczyć w sali tanecznej. Standardy urody były wtedy inne niż teraz ale akurat ta pani zrobiłaby wrażenie i dziś.

Aby uzyskać cenioną wówczas bladość skóry ladu Frances zapewne używała popularnego pudru z arszenikiem.
Sir Robert nie mieszkał w Wells House, pewnie był dla niego za skromny, dopiero kolejny spadkobierca, jego wnuk o tym samym imieniu, zamieszkał tam po ślubie wraz z żoną. Spłodził kilkoro dzieci a później wyniósł się z domu by zamieszkać z kochanką, niejaką Sarah Davis, z która również dorobił się sporego potomstwa.Jeden z jego legalnych synów odziedziczył dom w wieku zaledwie 16 lat. Nie przebywał tam kiedy zaczęła sie rebelia przeciw Anglikom i okoliczne dwory zostały spalone. Wells House uniknął tego smutnego losu bo obronił go lokalny farmer, Thomas Murphy. Wg naszej przewodniczki świadczyło to o tym że właściciele dworu i ziem dobrze żyli z okoliczną ludnością i cieszyli się szacunkiem.

Taki sobie kącik do pisania listów 🙂
Kilka lat po rebelii, w 1805 roku, spadkobierca sir Robert (prawie wszyscy mieli to samo imię) już ożeniony zamieszkał we dworze. Interesowal się bardzo rolnictwem i stworzył bibliotekę z książkami dotyczącymi tej dziedziny, którą udostępniał swym dzierzawcom. Po śmierci jego, a potem syna – jakżeby inaczej – Roberta – wreszcie dom i ziemię odziedziczył ktoś o innym imieniu a mianowicie Charles Mervyn Doyle. Musiał być czarującym gentlemanem bo poślubiła go z miłości panna z bardzo bogatej brytyjskiej rodziny, Lady Frances Fitzwilliam. Panna mieszkała z rodzicami w wielkiej posiadłości Wentworth Woodhouse liczącej 365 pokoi, którą obslugiwało tysiąc służących. Kiedy przebywali tam goście, dostawali konfetti żeby mogli rozsypywać go po drodze z pokoju do jadalni i salonów by znaleźć powrotną droge :)To właśnie ta posiadłość i rodzina były inspiracją dla Jane Austen do stworzenia postaci pana Darcy z Dumy i Uprzedzenia. Lady Frances musiała naprawdę kochać męża skoro te bogactwa zamieniła na ośmiopokojowy dwór w Irlandii.

Pokój gdzie panowie kopcili cygara i pili brandy. Niestety panie były tych przyjemności pozbawione.
Para słynąca ze swej działalności dobroczynnej miała kilkoro dzieci. Najstarsza córka Kathleen po śmierci rodziców musiała opuścić dom gdyż zgodnie z ówczesnym prawem dziedzicem mógł być tylko męski potomek. Ale brat Robert (Robert!) nie miał serca do majątku i postanowił go sprzedać. I kto go kupił? Kathleen!

W tej bibliotece ukryte są 3 pary sekretnych drzwi.
Ponieważ wszędzie doszukuję się opowieści o silnych kobietach od razu wyobraziłam sobie tę damę zmuszoną porzucić swój rodzinny dom tylko dlatego że choć była najstarszym dzieckiem, to nieodpowiedniej płci, która triumfuje odkupując go od brata. 11 lat później Kathleen zmarła zostawiając dom synowi Charlesowi. Charles byl żołnierzem podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu zarządzał majątkiem aż do roku 1965 kiedy z powodów finansowych zmuszony był go sprzedać. Nabywcą został niemiecki przemysłowiec Gerhard Roesler.

Sala jadalna. W czasach wiktoriańskich obiady jadano bardzo poźno i składały się one z 14 dań. Lepiej nie wyobrażać sobie zawartości nocników po nocy…
Dom był wówczas w opłakanym stanie i państwo Roesler zainwestowali sporo pieniędzy by go doprowadzić do używalności. Od roku 1970 tereny zielone zostały udostępnione zwiedzającym. Właściciele otworzyli restaurację, korty tenisowe i kręgielnię. w 2007 postanowili posiadłość i ziemię sprzedać i znalazł się chętny – lokalny farmer. Do sfinalizowania umowy jednak nie doszło i całość przejął syn pary, Uli, oraz jego żona Sabine.

Przepiękne okna. W całym domu naliczono 356 okien różnego kształtu i wielkości.
Dla obojga doprowadzanie domostwa i ogrodów do dawnej świetności to pasja ale i cieżka praca. Każdy zarobiony cent zostaje wydany na renowację i naprawy. Jednym ze źródeł finansowania jest odpłatne zwiedzanie domu i aż przykro mi było że choć park i kawiarnia pełne, to tylko ja i koleżanka byłyśmy tym zainteresowane.

Dzięki temu że przewodniczka ma kostium można wczuć się w atmosferę.
Wiele oryginalnych detali w środku zochowało się w doskonałym stanie, na przykład zdobione herbami rodzinnymi sufity, panele ścienne, boazeria zdobiąca bibliotekę wykonana na zamówienie z włoskiego mahoniu oraz kunsztowna klatka schodowa. Uli i Sabine mieszkają we dworze i choć na pewno nie muszą znosić takich niedogodności jak brak ubikacji (nocniki pod łóżkami wynoszone z rana prze slużbę to już przeszłość) to muszą walczyć z chłodem słabo ogrzewanych pomieszczeń. Sabine w wywiadzie dla gazety Independent wspomniała że woda w szklance postawiona przy łóżku zimą zamienia się w lód.

Ten uroczy mebelek to dwa połączone z sobą foteliki gdzie pary mogły z sobą flirtować. Zwrócone są w różne strony by suknia damy mogła się swobodnie ułożyć.
Przez cały rok w Wells House odbywają się różne imprezy, między innymi wiktoriańskie pikniki, zloty starych samochodów i teatr na świeżym powietrzu. Jeśli jest Was osiem psiapsiółek za jedyne 25 euro od osoby można zamówić sobie prywatne przyjęcie „afternoon tea”, na którym herbatę oraz mini desery i kanapeczki będzie Wam podawać pokojówka w kostiumie, na którą się dzwoni dzwoneczkiem jak w Downton Abbey.

Kołyska i domek dla lalek. Dzieci rodzono i oddawano na wychowanie opiekunkom i guwernantkom. Rodzice oglądali je rzadko. W Wells House dzieci spały na poddaszu.
Na terenie parku znajduje się hodowla ptaków drapieżnych, tor do strzelania z łuku, plac zabaw orak kilka uroczych tras do spacerów. Obumarłe drzewa wykorzystano do stworzenia rzeźb. Wszędzie też mnóstwo drzwiczek dla wróżek.





Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze
Pingback: Weekend w hrabstwie Wexford – Dublinia pisze