Uwielbiam prowadzić samochód. Nie stać w korkach ale jechać – szybko, płynnie, jak w reklamie jakiegoś Audi który sunie pustą drogą a w tle brzmi muzyka.
Trasa z mojego mieszkania do pracy to marzenie kierowcy – po obu stronach góry badź pola czy łąki, pasące sie owce i krowy, wody jeziora migoczące zza drzew by nagle ukazać sie w całej krasie, rankiem albo boski wschód slońca albo unosząca sie nad ziemią tajemnicza mgła, a po poludniu soczysta zieleń trawy kontra sinawe szczyty wzgórz w tle. To znaczy jest to marzenie kierowcy o ile na drodze nie staną mu inni kierowcy… Droga którą jadę ma jedną wadę – nie ma wielu miejsc gdzie można wyprzedzic motoryzacyjna ofermę która z różnych powodów nie powinna mieć prawa jazdy. Pal sześć jeśli oferma jedzie sześcdziesiątką (limit prawie przez calą trasę wynosi 100 km i jest to bardzo bezpieczna prędkość) bo wtedy jakoś sie zawsze wyminie. Gorzej jak oferma prezentuje inny typ (patrz poniżej), albo jak za nią jadą inne. Jednego takiego osobnika się wyprzedzi, dwóch może na niektórych odcinkach, ale trzech czy czterech już nie.
Jeżdząc latami autostradą naobserwowałam się i nadenerwowałam na różne typy kierowców, ale na ulicy gdzie jest tylko jeden pas (i drugi w przeciwnym kierunku) rzadko kiedy pobocze i jak wspomniałam, niewiele miejsc na manewr wyprzedzenia, występuje zupełnie inny rodzaj problemów i inne wkurzające zachowania. Osobiście dzielę motoryzacyjne ofermy na typy, którym chętnie przyczepiłabym określające ich plakietki na ich samochodach:
1. Mother Goose czyli mama Gęś
Kierowca z nieznanych mi przyczyn jedzie sobie 60-tką na drodze z limitem sto, gdzie spokojnie i bezpiecznie można by jechac i 120 gdyby nie limit. Mama Gęś wydaje sie kompletnie nie zauważać że za nią zbierają sie inne samochody, przedtem jadące 100 km na godzinę, prowadzone przez ciężko wqrwionych kierowców. Takich którzy dają jak mogą do zrozumienia by pipa sie odsunęła bądź przyspieszyła. Metody nacisku są rożne, ja trąbię i wygrażam. Mother Goose rzadko to dostrzega i tak prowadzi za sobą stadko samochodów jak mamusia gęś prowadzi gęsiątka. Kiedy w końcu uda się wyminąć takiego osobnika, ponownie trąbię i wygrażam. Powoduje to spadek napięcia i jakąś dziwną satysfakcje. Rzucam też czasem klątwą typu: ” a żeby ci trzy tiry i traktor wyjechały na drogę i żebyś się wlókł dwudziestką”.
2. No more than 80 – nie wiecęj niż 80.
Osobnik jak Mother Goose ale zamiast 60 na godzinę jedzie 80. Gorzej, bo trudniej wyprzedzić. Zauważyłam ze jak Matka Gęś czasem sie nieopatrznie rozpędzi do 65,70 km (jak z górki jest) to No More Than 80 jedzie cały czas z tą samą prędkością co jest trochę przerażające. I dziwne bo na jedynym odcinku z ograniczeniem do 60-ciu też jedzie 80. Fenomen którego nie mogę wytłumaczyć.
3. Oh shit, bend ahead – O q.wa, zakręt
Taki kierowca na pozór jedzie szybko i sprawnie. Po idealnej prostej, Ale niech pojawi sie zakręt, a wlaściwie lekkie odbicie drogi pod takim niewielkim kątem że jak już zwolnić to ze 100 do 90, on dostaje paniki. Podchodzi więc to niego tak jak do serpentyny gdzieś w górach na Krecie, czyli maksymalne zwolnienie do 40stki i ostrożne manewrowanie pojazdem jak na lodzie. A kiedy taki kierowca skręca w boczną drogę to przygotówka zaczyna sie na 5 min zanim owa droga sie pojawi. Zwalniamy. Zwalniamy. Czy już widać wjazd do naszej chaty? Jeszcze nie? Och to sobie zwolnimy w razie czego, jakbyśmy przeoczyli. O, jest zjazd. Nic nie jedzie z naprzeciwka ale co tam, stajemy. Stajemy w miejscu. Patrzymy przed siebie i za siebie. Powoli skręcamy.
4. No fecking way I ‚m overtaking – Za ch.a nie wyprzedzę
Taki kierowca również na pozór jedzie szybko i sprawnie. Dopóki nie pojawi sie przed nim Matka Gęś albo np traktor. Koniec. Nie wyprzedzi. Nic nie jedzie z naprzeciwka, traktor porusza sie 30 na godzinę, zjeżdża na bok, macha ręka by go minąć. Nie minę. Nie wolno mijać. Mijanie to ZUO.
5. No fecking way you’ll overtake me – Za ch.a nie wyprzedzisz
To jest podgrupa Matek Gęsi. Matka Gęś jedzie bardzo wolno i nie reaguje na gesty, zajeżdżanie, miganie światami itp. Wreszcie zaczyna się ten odcinek drogi kiedy możesz drania wyminąć wiec sygnalizujesz i zaczynasz wyprzedzać. I co się wtedy dzieje? Oferma włącza turbodopalanie i jak nie ruszy z kopyta. Nagle okazuje się ze potrafi jechać 100 albo i 130 na godzinę. Bo przecież honor ma i wyprzedzić sie nie da. Oczywiście i tak go wyprzedzam. Z trąbieniem i wygrażaniem. I jak tylko minę to on zwalnia znów do 60 km.
6. Minus 20 – Minus dwadzieścia
Taki kierowca wykonuje w pamięci obliczenia matematyczne, a konkretnie od dopuszczalnej prędkości odejmuje 20 i tak jedzie. Można 100 to on 80, można 60 to on 40. Ale kiedy zauważy samochód policyjny mierzący prędkość to zwalnia do 40stu, niezależnie od limitu. Bo tak.
Wyjazd do pracy badź z pracy to gra. W „ile oferm się dziś wyprzedzi”. Czasem nie trzeba bo ku mojej radości gdzieś skręcają, czy na stację czy gdzieś w bok. Odliczam wtedy jak w opowiadaniu Agathy Christie o 10 małych murzynkach żołnierzykach – „I zostało tylko trzech…” Na szczęście znacznie częściej zdarza sie że droga jest pusta a ja wpływam jak na suchego przestwór oceanu, albo co prawda – glównie rano – sznur samochodów przede mną taki że początku nie widać, ale każdy sunie setką i nie ma co sie wychylać.
Są też pewne reguły których trzeba przestrzegać – nauczyło mnie tego doświadczenie. Na przykład: jeśli jedziesz płynnie i szybko w grupie jadących podobnie osobników i nie masz na co narzekać, NIE zatrzymuj sie na stacji albo nad jeziorem żeby zrobić zdjęcie. Bo to się zemści. Kiedy ponownie dolączysz do ruchu utkniesz wśród oferm. Nie utrzymuj zbyt dużej odległości między tobą a szybko jadącym samochodem. Bo ani sie nie spostrzeżesz a jakiś dziad starą Toyota wytoczy się gdzieś z bocznej dróżki i będzie się wlókł.
Pierwsze światła mam dopiero prawie przy samej pracy i tam z kolei można zaobserwować kolejną ciekawą rzecz mianowicie Lęk przed zielonym (Green phobia). Otóż są kierowcy którzy boją sie zielonego koloru. Kiedy z daleka pojawiają sie pierwsze światła i widać zielony, taki kierowca zwalnia, choć wcale nie musi. Nikt przed nim nie jedzie (albo sporo przed nim) ale strach jest silniejszy. Zbliża sie do zielonego coraz bardziej i CORAZ BARDZIEJ ZWALNIA. I zwalnia. I zwalnia. W razie gdyby zielony nagle zrobił HA HA! i zmienił sie na czerwony w ułamku sekundy. Ale nie zmienia sie i coraz bardziej śmieje sie kierowcy w twarz tą zielonościa. Kierowca wciąż nieufnie, na drugim biegu zbliża sie do skrzyżowania. Q.wa – ciągle zielone. Jaja czy co? Trzeba niechętnie przejechać.
Czasem kierowca odetchnie z ulgą kiedy doturla się do końca linii i swiatło zmieni sie na żółte. I potem kolejna trauma bo dopiero co sobie człowiek odpoczął a tu znów zielone! I masz! A tu człowiek nieprzygotowany. Przecież zrelaksował sie, bieg na luz, noga z pedała, telefon sprawdzał, kanały w radiu zmieniał. Co? Znów zielone? No dobra, ruszam. Co oni tak trąbią z tyłu??