Nie lubie byc oklamywana i manipulowana. Niewazne czy to w zboznym celu czy dla draki, czy dla udowodnienia czegos. Nie lubie i juz.
Niespecjalnie przejelam sie sytuacja pewnej pieknej Amerykanki ktora przez media spolecznosciowe szukala przystojnego Polaka w ktorym sie zakochala. Ale byly osoby ktore wiadomoscia sie dzielily i kibicowaly parze. Po to tylko by sie wkrotce dowiedziec ze byla to reklama sklepu Reserved. Blogerka Maffashion natomiast udawala ze skradziono jej telefon, co okazalo sie nieprawda – chodzilo o promowanie uslugi „cloud” – chmury. Niejaki „influencer” – cokolwiek to oznacza – Jakobiak, zostal rzekomo zaproszony do programu Ellen deGeneres co tez okazalo sie sciema. Natomiast pisarz Remigiusz Mroz wykreowal zmyslonego autora z Wysp Owczych o skandynawsko wygladajacym nazwisku Ove Løgmansbø ktory napisal kryminalna trylogie. Nie wszyscy ktorzy ksiazki kupili, zaintrygowani egzotycznym autorem, byli zachwyceni kiedy doszlo do nich ze zostali nabici w butelke.
Nie popieram spolecznych eksperymentow gdzie podstawione dziecko bez kurtki kwitnie na mrozie a ukryta kamera sprawdza reakcje ludzi. Albo kiedy niby biedna matka stoi przy kasie w supermarkecie i do zaplaty brakuje jej kilku dolarow – czy ktos jej pomoze czy nie? Moze i cel uswieca srodki, ale osobiscie nie pomoglabym zadnemu zziebnietemu bachorkowi juz nigdy bo od razu zapalilaby mi sie w glowie zaroweczka, ze zaraz wylegna ze wszystkich stron ludzie z kamerami i mikrofonami i moja zdumiona geba bedzie sie wyswietlac gdzies na you tube. Wczoraj na polskiej grupie na fejsbuku ktos umiescil zdjecie znalezionych obraczek slubnych z prosba o rozsylanie zdjecia, bo pewnie jakis przyszly malzonek wlosy z glowy rwie, ale komentarze ludzi byly mniej wiecej takie: e, pewnie to reklama jakiegos salonu jubilerskiego.
Nie lubie tez sponsorowanych postow na blogach. Owszem, jesli ktos zaczyna w sposob: polece Wam takie czy siakie podukty bo uzywam bla bla bla, to jest ok. Ale jesli ktos pisze piekny tekst fobiach z dziecinstwa, ktory czytam z zainteresowaniem, a na samym koncu okazuje sie ze: uwaga, tran nie musi sie juz kojarzyc z czyms niedobrym bo wlasnie dostalam przesylke z firmy takiej a takiej ktora robi cudownie smakujacy tran – to jakos niefajnie sie robi.
Choc teraz jak tak o tym mysle, to moze i dobrze ze czlowiek sie robi taki nieufny w stosunku do tego co widzi badz czyta w mediach, bo przynajmniej nie bedzie tak latwo przyjmowac wszystkich „fake njusow” ktore pojawiaja sie praktycznie co chwila.