Jak mnie zmienila Irlandia

Takie mi dzis zadano pytanie – jak (czy) mnie zmienil pobyt w Irlandii. I szczerze – nie wiedzialam co odpowiedziec. Bo owszem zmienilam sie bardzo od kiedy tu zamieszkalam prawie 10 lat temu, ale nie klade tego na karb kraju ale dojrzewania (tak tak, ciagle dojrzewam choc ktos zlosliwy by mogl powiedziec ze przejrzewam 😉 

Ale teraz mysle ze jest cos co sie we mnie zmienilo pod wplywem Irlandii – mianowicie percepcja pogody i temperatury. Pamietam ze kiedy mieszkalam w Polsce to kiedy niebo bylo olowiane albo zbieralo sie na deszcz, raczej sie nie wychodzilo nigdzie na spacer czy na wycieczke no bo wiadomo – chmurzy sie i bedzie lac. Tutaj musi byc naprawde tragicznie (huragan, ostrzezenia w TV itp) zebym zrezygnowala z wyjazdu czy wyjscia z domu. Bo gdyby czlowiek mial czekac na to bezchmurne niebo to by mogl dlugo czekac 😉 Czesto pogoda zmienia sie co kilka minut i raz swieci raz pada, wiec wiadomo ze sie tym nie trzeba specjalnie przejmowac. Dodatkowo zaczelam taka pogode bardzo lubic – przynajmniej nie jest nudno. No i odkrylam ze deszcz i mgla sa tez bardzo fotogeniczne.

Teraz 16 stopni na dworze to dla mnie cieplo, 20-25 to juz BARDZO cieplo, a kiedy mielismy rekordowe upaly 33 stopnie to zdychalam. Acha, i nie nosze parasolki. W ogole nie mam parasolki. Bo kiedy pada to albo delikatnie siapi wiec nie ma co sie wyglupiac, albo tak do tego wieje ze tez sie nie ma co wyglupiac bo parasolke powywraca na wszystkie strony. Za to mam teraz duzo bluz i kurtek z kapturem 🙂 W Polsce rzadko zdarzylo mi sie nie miec parasola przy sobie czy w samochodzie. A do tego dochodzi pozbycie sie obaw przed „zburzeniem fryzury”. Wlosy sie tak czy tak rozwala wiec lepiej sobie darowac i puscic luzem (No i teraz uswiadamiam sobie ze jednak pobyt tutaj zmienil mnie rowniez wizualnie bo zapuscilam wlosy – dluzsze latwiej ogarnac jak czlowieka wywieje)

Moze jestem tez bardziej przyjazna dla nieznanych mi ludzi. I to nie jest tak ze nie bylam taka w Polsce bo ze mnie byl gbur i mruk, ale dlatego ze w Polsce chyba nie ma takiej kultury bycia przyjaznym i milym i usmiechnietym dla obcych. I nie chodzi mi tu o bycie przyjaznym dla klienta w sklepie gdzie sie pracuje czy goscia w hotelu, bo to sie zdecydowanie poprawilo, ale jakiegos przechodnia ktory nas mija, osoby w tej samej kolejce do kasy itp. Kiedy przyjechalam tutaj i poczatkowo mieszkalam w Trimie, duzo chodzilam i biegalam. Kazda mijana mnie osoba usmiechala sie i pozdrawiala mnie, co mi sie wtedy wydawalo dziwne. Generalnie ludzie tu sa sklonni do krotkich pogawedek, nawet w windzie czy na przystanku, tak po prostu. I wcale nie trzeba sie doszukiwac podteksow ze ktos kogos podrywa, zaczepia i tym podobne. Albo co gorsza jest niespelna rozumu czy che odwrocic nasza uwage i nas okrasc.

Opowiadala mi niedawno znajoma ktora jest z Hong Kongu, ze zanim tu zamieszkala jakies piec lat temu, byla bardzo nieufna z natury i zawsze patrzyla w ziemie kiedy sie znalazla w obecnosci obcych. W pierwszych miesiacu pobytu w Dublinie wpadla na pomysl ze jadac do pracy Luasem (tramwajem) bedzie dziergac sobie, i wtedy nie musi sie obawiac kontaktu wzrokowego ani tego ze ktos sie do niej odezwie. Pewnego dnia usiadl kolo niej taki pan co to go w Polsce mozna okreslic slowem zulik, z bardzo mocnym dublinskim akcentem, lekko sfatygowany. Zapytal sie jej: What are you knitting love? – Co tam dziergasz kochana? (Love to popularna forma zwracania sie do obcych ludzi 🙂 Ona juz wystraszona ze moze ja bedzie chcial, no nie wiem, nagabywac, molestowac, cokolwiek, cos tam wydukala ze buciki dla dziecka kolezanki, a na to facet: A ja tez dziergam, mama mnie nauczyla, fajne hobby – i zaczac jej opowiadac o sciegach, serwetkach, nawet druty jej wzial i pokazal jak on to robi. Dziewczyna myslala ze jest w ukrytej kamerze 🙂 Do teraz to opowiada ludziom jako anegdotke. 

Acha , no i jeszcze zmienilo sie moje nastawienie do urzedow. W Polsce nie cierpialam urzedow, zwlaszcza skarbowego gdzie sie zawsze czulam tak jakbym byla kryminalista okradajacym panstwo na 2 zlote, bo sie na tyle pomylilam w deklaracji 😉 Panie urzedniczki w wiekszosci nieprzyjemne, patrzace na petenta z wyzszoscia (moze to sie zmienilo od czasu kiedy wyjechalam). Tutaj jest zupelnie inaczej i zalatwianie czegokolwiek jest normalna czynnoscia, a nie „wiciem sie” przed obliczem urzednika i lazeniem od okienka do okienka.

Czytam czasem na blogach i forach ze Polacy, zwlaszcza ci ktorzy nie mieli w Polsce pracy albo mieli ale kiepsko platna, czuja sie tu bardziej bezpiecznie pod wzgledem finansowym i na luzie, i ze kiedy przyjezdzaja do Polski to ich spotyka „szok kulturowy”. 

Natomiast brat mojego C. juz od wielu wielu lat mieszka i pracuje w Niemczech i calkowicie sie tam „zniemczyl” jak twierdzi jego rodzina. Przycichl 😉 uporzadkowal sie, przed Wigilia tutaj chcial po sasiadach chodzic i uprzedzac ze beda goscie w domu 😉 

A tak troche nie na temat ale mi sie nasunelo pytanie do osob ktore na codzien uzywaja dwoch lub wiecej jezykow albo znaja takie osoby: czy Wam sie tez czasem wydaje ze Wy lub oni inaczej mowicie lub zachowujecie sie uzywajac innego jezyka? Moja kolezanka jest zupelnie inna kiedy mowi po wlosku niz kiedy mowi po polsku 🙂 Ja tez podobno inaczej sie zachowuje kiedy mowie po polsku, duzo glosniej gadam i nie usmiecham sie tak bardzo. Ciekawe…

Brak parasola, kaptur, dluzsze wlosy i usmiech na codzien – tak mnie zmienila Irlandia 😉 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.