Cztery dni zajelo mi przeprowadzanie sie. Kto by pomyslal ze mam tyle rzeczy do przewiezienia?
Ponadto okazalo sie ze jak w starym mieszkaniu bylo wszystko lacznie z otwieraczem do wina ale nie bylo roznych polek i szafek ktore kupilam, tak w tym na odwrot- szafek, szaf, schowkow itp jest mnostwo i to bardzo sprytnie pochowanych wiec niewidocznych (nawet stryszek jest taki jak w amerykanskich filmach do ktorego sie wchodzi przez sufit w kuchni) to nie bylo sztuccow, tostera ,tv ani mikrofali. Wiec na zakupy.
Wreszcie wszystkie pudla zostaly przywiezione na nowe miejsce ktore przez kolejne pare dni wygladalo jak magazyn albo jakis sklad, i przyszla pora na koty. Postaralismy sie przygotowac dom na ich przyjecie – porozkladalismy na sofach narzuty do ktorych byly przyzwyczajone i ktorych zapach znaly, ich ulubione zabawki tez znalazly sie w centralnym miejscu. Poza tym kupilam w Maxi Zoo Felliway ktore podobno dziala wybitnie uspokajajaco i jest wskazane szczegolnie przy przeprowadzkach.
Killer do transportera wszedl bez problemu natomiast Kitty zaczela buczec i warczec i stanowczo odmowila wejscia zapierajac sie wszystkimi lapami. Wreszcie C. zaslonil jej oczy i tak sie ja udalo tam wsadzic. Biedna Kitty siedziala w nim potem bez ruchu podczas gdy Killer byl wyraznie rozluzniony i zaciekawiony co to sie dzieje. Koty wiozlam ja a za mna jechal C. pozyczonym vanem bo jeszcze zgarnelismy resztki ze sie wyraze dobytku 😉
Jakies 15 min przed domem Kitty- C. twierdzi ze ze stresu a ja ze z zemsty 😉 – zrobila kupe w transporterze i naprawde zapach byl powalajacy. Mimo otworzenia okna w samochodzie myslalam ze sie udusze. Killer tez byl bardzo zbulwersowany i ostentacyjnie przylepil sie do drzwiczek lapiac powietrze.
Wreszcie dojechalismy. C. musial pojechac oddac vana wiec mnie przypadlo w udziale oswajanie kotow z nowym miejscem. Killer wyszedl na zewnatrz z ulga i w 10 minut juz wszedzie byl, wskoczyl, wsadzil nos, obwachal. Zwlaszcza schody go zafascynowaly i to ze mnie z nich widzi z zupelnie innejperpektywy kiedy ja jestem na dole a on na gorze. Kitty odmowila wyjscia, zdolalam tylko wyciagnac brudny kocyk i wyniesc do smieci.
Chcialam zwabic Kitty jej ulubionymi Dreamies ale nie dala sie przekupic. Killer natomiast z miejsca wyczail gdzie zarcie, gdzie zwirek, gdzie zabawki. Ganial po schodach w te i wewte wyraznie zadowolony. Po jakiejs godzinie wrocil C. ktorego Kitty uwielbia wiec dala sie mu wziac na rece i obniesc po mieszkaniu. Dopiero na drugi dzien oswoila sie z gora ale ciagle bala sie schodzic na dol (podczas gdy Killer klusowal po obu pietrach jakby sie w tym domu urodzil). Wreszcie powoli zaczela sie przyzwyczajac ze jest cos takiego jak nizszy poziom gdzie znajduje sie jedzenie i zwirek i nawet zaczela przychodzic do nas do sypialni i budzic w nocy jak zwykle. Teraz po tygodniu juz zachowuje sie normalnie ale wiem przez jaki stres przeszla.
Udobruchal ja tez prezent w postaci wielkiego cat tree ze schowkami gdzie mozna spac i polkami skad mozna patrzec na swiat z gory.
A jaki jest dom? Cudowny :)Duzy, sloneczny, cieply. Najwiecej frajdy sprawilo mi dekorowanie go tymi wszystkimi drobiazgami ktore sprawiaja ze nowe miejsce staje sie wlasnym – a wiec bezosobowa sztuka ze scian zostala zastapiona moimi ulubionymi obrazami, pojawily sie swieczki, lampy i inne pierdolki w ilosci rozsadnej bo jednak zagracic przestrzeni nie mam ochoty.
Lokalizacja jest idealna – z jednej strony mam inne domy i w tle gory a z drugiej tylko pola, laki i zielen. Przez wielkie okno tarasowe widze wiec ogromne niebo i zachody slonca, taki sam widok mam z sypialni i swojego pokoju tylko mniej nieba a wiecej drzew. Goscinna lazienka i kuchnia wychodzi na czesc z gorami. Czlowiek sie czuje jakby nikt inny wkolo nie mieszkal. Cicho, spokojnie…bardzo cieplo bo tez bo mnostwo slonca wpada.
Cywilizacja jednakze blisko – sklepy takie jak Aldi czy Supervalue i Dunnes w odleglosci 5 min jazdy samochodem, monopolowy tez 😉 Nawet sklep polski jest choc to mnie akurat najmniej interesuje.Pubow i knajp dostatek tak samo jak roznych take-away : pizza, chinszczyzna i hinduskie jedzenie. A poza tym Dublin tylko pol godziny stad (do ktorego zreszta nie tesknie).
Ale jak tu tesknic jak sie ma co wieczor taki widok i tylko ptaki nad glowa spiewaja 🙂

Poza tym naliczylismy w te pare dni 15 kotow zyjacych w sasiednic domach. Na razie bo moze byc ich wiecej. Raj 🙂
Pewnie juz nie napisze nic przed wyjazdem wiec sie na razie zegnam i odezwe sie zaraz po przyjezdzie z Wloch.