Tak mi wczoraj przyszlo do glowy czy Wy tez macie jakies mantry czy powiedzonka ktore wykorzystujecie w jakichs trudnych sytuacjach?
Ja np oprocz tego ze jestem tak pozytywnie nastawiona i wierze w sile podswiadomosci, to tez mam – jak kazdy „normalny” 😉 czlowiek, chwile kiedy mnie chce szlag za przeproszeniem trafic. Bo jestem perfekcjonistka i jak cos zrobie nie tak jak mi sie wydaje ze powinnam, to sie sama na siebie zaczynam wkurzac. I wtedy wystarczy ze powiem sobie ” czy morze jest przez to mniej niebieskie a trawa mniej zielona?” zeby mi z miejsca przeszlo.
To ma oznaczac ze w koncu swiat sie nie zawalil i mam sie zamknac, zapomniec i dalej robic swoje. Wzielo sie to z jakiejs ksiazki z dziecinstwa ktorej kompletnie nie pamietam niestety.
Czesto powtarzam tez sobie „rozum nad materia” a to w sytuacjach takich np jak dentysta 😉 To uswiadamia mi ze tak naprawde to mozg odbiera bodzce i to sila umyslu potrafi pokonac bol. I pokonuje!
A wlasnie wczoraj spotkalam sie sluzbowo z pewna sympatyczna Norwezka ktora odwiedza mnie w pracy raz na jakis czas, jest przedstawicielem biura podrozy ktory nam sprowadza turystow z Azji. Tak nas wzielo na prywatne pogaduszki i ona wspomniala ze tez ma takie slowo ktore naprowadza ja ta dobre tory.
Otoz Nikola pare lat temu byla smutna zdesperowana kobieta ktora nie miala szczescia do facetow, a bardzo chciala byc z kims i miec rodzine. Chadzala wiec na rozne zalosne randki w ciemno, zapisywala sie do internetowych biur matrymonialnych, wysluchiwala rad kolezanek i docinkow rodziny oraz oczywiscie czytala poradniki jak zdobyc mezczyzne itp.
I pewnego dnia natknela sie na odcinek Seksu w wielkim miescie gdzie Charlotte idzie do ksiegarni zeby znalezc wlasnie te poradniki i trafia do tego dzialu, a tam stoja splakane kobiety wygladajace zalosnie. Splakane, zaniedbane, nieszczesliwie. I wtedy Charlotte udaje ze sie zgubila i chciala znalezc dzial podrozy mowiac „Travel? travel? i szybko sie wycofujac.
Wtedy na Nikole splynela jasnosc 😉 – jak to sama okreslila. Bo nie chciala sie zmienic w taka zalosna placzaca babe i postanowila…podrozowac. Wyladowala w koncu w Londynie i zakotwiczyla sie w tej firmie gdzie obecnie pracuje. Caly czas kiedy ktos ze znajomych albo rodziny zaczynal truc ze moglaby sie ustatkowac, ze czas na dzieci itp, ona mowila „travel? travel?” i wycofywala sie zrozmowy. Podobno zaczeto ja uwazac za lekko zakrecona 😉
Teraz Nikola ma narzeczonego ale o dzieciach jeszcze nie mysli. Na razie.
Ciagle uzywa powiedzonka „travel? travel?” ktore sobie powtarza w glowie za kazdym razem kiedy cos ja chce zdolowac albo cos ja zdenerwuje.
A moja bliska znajoma mieszkajaca obecnie w Stanach, korzysta w cytatu z „Marii i Magdaleny” – „nich chrobakom nie bandzie” kiedy sie dzieje cos zlego. To ja uspokaja i przywraca spokoj i wiare ze wszystko bedzie ok.