Wreszcie wczoraj o polnocy, z lampka bialego wina w rece (choc powinien to byc raczej Manhattan) wzielam sie za druga czesc kinowego Sex and The City.
Powiem tak – moze byc strawny i przyjemny dla oka jesli potraktuje sie go jako to czym istotnie jest – bajke dla ciut wiekszych dziewczynek. Jak to w bajkach bywa wszystko jest troche za kolorowe i za odrealnione. Sa cztery ksiezniczki ktorych sielankowe zycie lekko zaburzaja drobne lub wieksze problemy, aby sie do nich zdystansowac a nawet uciec ksiezniczki wyjezdzaja do innej bajki, tym razem jak z tysiaca i jednej nocy mianowicie do Abu Dhabi.
Tam mieszkaja sobie w hotelu-palacu, maja do dyspozycji oddana sluzbe – staff, woza sie karetami – maybachami. Pojawia sie nawet ksiaze (dunski, ale nie Hamlet;) prujacy przez pustynie terenowka.
Kazda scena to jakby puszczanie do widza oko – wiadomo ze na basenie pojawi sie tlum umiesnionych przystojniakow kiedy tylko jedna z ksiezniczek o tym zamarzy, piekne Arabki w burkach wylonia sie z nich niczym motyle z kokonow w najnowszej paryskiej kolekcji a Carrie bedac na bazarze nagle ujrzy swa dawna milosc Aidana, bo gdziezby mogl Aidan byc akurat w tym czasie jak nie na bazarze w Abu Dhabi, no gdzie?
No i musimy rowniez wierzyc ze Samantha, ktora choc nadal piekna i sexy ale nie oszukujmy sie – juz nie ma takiej sily razenia jak w serialu – wciaz wzbudza dziki zachwyt i mezczyzni leza pokotem, a ksiaze dunski akurat ja dostrzeze pomiedzy tlumem polowe mlodszych lasek.
Jak to w bajce – wszystko skonczy sie moralem a raczej moralikiem i oczywiscie bedzie to koniec szczesliwy.
Duzo bylo gadania o udziale Penelope Cruz i Miley Cyrus, obie panie pokazaly sie na ekranie moze z minute (ciekawe ile za to zgarnely). Seksowny Jerrod Smith pojawia sie tylko po to by sciagnac koszulke i zaprezentowac kaloryfer, jednakze na nic to bo zakasowal go seksem i uroda nie znany mi wczesniej Max Ryan. Nesamowite ciacho gra owego dunskiego prinsa o jakze ciekawym nazwisku Rikard Spirit (czyli jak zauwazyla Samantha – Richard, wiec Dick Spirit;). Jakie oczy, jaki tylek! Nie myslalam ze kiedys pozazdroszcze czegos Oldze Boladz, uczestniczce ostatniego TzG a tu okazuje sie ze Ci dwoje sa para. Jak on ja tak samo jak Samanthe na plazy na masce samochodu to zazdraszczam bardzo : )
Na koniec o glownych bohaterkach: Carrie jak nigdy uroda nie grzeszyla tak z wiekiem sie to poglebia. Niektore bardzo zle dobrane outfity i fryzury to wybitnie ukazuja, np jej stroj, uczesanie i dziwna ozdoba na wlosach na weselu – niestety wyglada w tym jak kon na pokazie. Ale ma cos fajnego w sobie, taka jakas dziewczecosc i delikatnosc. Charlotte sie najmniej zmienia w porownaniu do jej kolezanek. Tylko moze mi ktos powie jak mozna pichcic cos w kuchni zajmujac sie jednoczesnie dwojka dzieci (jedno to koszmarny wrzaskun – brzydkie jak tatus) w butach na obcasach i kremowej drogiej spodnicy vintage? A, no przeciez w bajce sie moze tak zdarzyc : ) Miranda ma ladne wlosy i taki sam wampirzy usmiech jak zwykle. Samantha jak to ona ciut za wulgarna, ale choc 10 lat do tylu jej to pasowalo tak teraz nie bardzo. Troche karykaturalnie wygladaja te miny i teksty przy jej bardzo dojrzalej juz twarzy, bo figure i cialo ma jeszcze niczego sobie, przynajmniej w ubraniu.
Ogolnie do ogladniecia chyba tylko dla zacieklych wielbicieli serialu. Bo chyba tylko oni dostrzega humor i nieliczne smaczki, np kiedy Anthony mowi do Stanforda na ich slubie: It was not the love at first sight…
Ciekawe czy producenci pokusza sie o czesc trzecia.