Johannes Vermeer – wystawa stulecia

Johannes Vermeer jest jednym z moich ulubionych malarzy, dlatego kiedy dowiedziałam się, że w Rijksmuseum w Amsterdamie otwiera się niesamowita wystawa 28 z 34 obrazów, który zachowały się do dziś… już nie było na nią biletów. Na szczęście śledziłam stronę muzeum i doczekałam się kilku wolnych slotów, które pewnie zostały skancelowane. Najbardziej pasował mi poniedziałek 22 maja o 16.30. Sprawdzilam loty, zarezerwowałam wylot rankiem z Dublina i powrót tego samego dnia w nocy. I tak udało mi się nie tylko zaliczyć wystawę, ale i pochodzić po mieście. A nawet zrobić godzinny rejs łodzią, gdzie podawano koktajle.

Johannes Vermeer nie był specjalnie znany ani uznawany za życia. Namalował około 50 obrazów, z których tylko ponad 30 przetrwało do naszych czasów. A może więcej, tylko są gdzieś skrzętnie ukryte, albo wiszą u kogoś na ścianie – kogoś, kto nie zdaje sobie sprawy, że nudna scenka rodzajowa z panią trzymającą list to bezcenne dzieło.

Artysta malował powoli, tylko przy dobrej, słonecznej pogodzie, która nie trafiała się często w Delft. Malarstwo to było jego hobby – na siebie, żonę, służącą i około jedenaścioro dzieci zarabiał jako marszand. Zajmował się też sciąganiem długów dla szwagra. Pewnego dnia 43 letni Jonannes zasłabł, upadł i zmarł na miejscu. Według żony, która po jego śmierci wnioskowała o upadłość i zapomogę, artysta zatracił się w rozpaczy z powodu niemożności utrzymania rodziny, obarczenia dziećmi i problemów z prowadzeniem interesu. Jakże inna mogłaby być spuścizna Vermeera, gdyby został starym kawalerem…

Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa
nie zasługuje Świat
na koniec świata”.
Wisława Szymborska „Vermeer” (Obraz: Mleczarka)

Niewiele wiadomo o jego życiu, bo oprócz obrazów i dokumentów urzędowych nie zachowały się żadne listy ani prywatne przedmioty, domu artysty też już nie ma. Ciekawa wzmianka o nim w dzienniku francuskiego podróżnika i dyplomaty Balthasara de Monconys: W Delft spotkałem się z malarzem o imieniu Johannes Vermeer, który nie miał mi do pokazania żadnego ze swoich obrazów. Ale widziałem jeden z nich u pewnego piekarza, który zapłacił za niego 600 liwrów. Uważam, że nie był wart tej ceny.

Po śmierci malarza te obrazy, których nie sprzedał za życia (lub nie rozdał, płacąc nimi rachunki) przypadły żonie, a po jej śmierci jednej z córek. Ta, kiedy ją potrzeby przycisnęły, wystawiła je na aukcję, gdzie poszły po umiarkowanych cenach. I tak o mistrzu Vermeerze ślad zaginął, dopóki w 1842 roku na kilka jego płócień nie trafił niejaki Ettiene Thore-Burger. Tak spodobał mu się ich styl, że kilka kolejnych lat spędził na poszukiwaniach innych obrazów Vermeera i skatalogowaniu ich. Przypisał mu około 70, część niestety błędnie.

„Nasz” Vermeer czyli A woman writing a letter, with her Maid (Kobieta pisząca list i jej służąca) – własność Galerii Narodowej w Dublinie. Może pamiętacie z mojego posta o Russborough House, że obraz należał do lorda i lady Beit. Został dwukrotnie skradziony ( i na szczęście odzyskany) ale bezpieczniej było go umieścić w muzeum.

I tak zaczął się szał na Vermeera, którego odkryli i pokochali wielcy malarze, poeci, pisarze i wielbiciele sztuki. Co tak zjawiskowego jest w tych niewielkich rozmiarami obrazach? Mnie zachwyca prostota i spokój przedstawionych scen. Niby nic na obrazie się nie dzieje, a jednak nie mogę przestać sobie wyobrażać, co przedstawione na nich osoby czują, o czym myślą, kim są. Do tego ten światłocień i rzadki blask odbijający się od niewielkich detali, na przykład od perłowych kolczyków kobiet.

Girl reading a letter at an open window – znam ten obraz z czasów, kiedy za dziewczyną była biała ściana. O tym, że jest pod nią zamalowany cherubin, wiedziano już od 1979 roku, myślano jednak, że to sam artysta zmienił tło. Dopiero podczas badania obrazu w 2017 roku udowodniono, że zmiany dokonano długo po śmierci malarza. Usunięto więc warstwy farby i ponownie możemy podziwiać obraz takim, jakim go Vermeer namalował.

Bardzo to przykre, że Vermeer zmarł przekonany, że nie jest wybitnym artystą. W jednym z odcinków Doktora Who jest taka scena, kiedy doktor przywozi w przyszłość Vincenta Van Gogha, żeby pokazać mu wystawę jego własnych dzieł oraz zachwyt, jakie wzbudzają. Chciałabym, żeby to mogło sie przytrafić każdemu niedocenianemu za życia geniuszowi. Ciekawe, czy Vermeer, zobaczywszy swe obrazy, wszystkie by rozpoznał, bo eksperci wciąż mają wątpliwości co do autorstwa kilku z nich. Nie pomaga fakt, że malarz rzadko je sygnował.

Na Netflixie można zobaczyć bardzo ciekawy film The last Vermeer, opowiadający prawdziwą historię falszerza obrazów Hana van Meegerena. Ponoć był miernym artystą, ale dla mnie doskonałe kopiowanie to też sztuka… Van Meegeren doskonale skopiował wiele obrazów mistrzów holenderskich, na których sprzedaży sporo się dorobił. Kto wie, czy jego działalność nie zostałaby na wieki tajemnicą, gdyby nie II wojna światowa i jego powiązania z Niemcami, którym opylił kilka ponoć oryginalnych Vermeerów.Fałszerza po wojnie aresztowano pod zarzutem sprzedawania Niemcom dziedzictwa narodowego Holandii, wtedy dopiero Van Meegeren przyznał się, że są to kopie jego autorstwa. Aby to uwiarygodnić, podczas siedzenia w pace namalował obraz w stylu Vermeera: Jesus among the Doctors.

Ten obraz zatytułowany Koncert, został skradziony w 1990 roku z muzeum w Bostonie. Ślad po nim zaginął.

Wokół osoby fałszerza rozpętała się medialna burza, bo wielu zaczęło go uważać za bohatera, który wykiwał Niemców, w tym samego Goeringa, sprzedając im fałszywki. Dla mnie ciekawa jest inna kwestia poruszona w filmie: mamy dwa obrazy wygladające identycznie, namalowane na tak samo „starym” płótnie (Van Meegeren wykorzystywał niezbyt wartościowe obrazy z tego samego okresu, w którym tworzył Vermeer) taką samą techniką i podobnymi w składzie farbami, ale jeden z nich jest bezcenny, bo stworzył go Vermeer, drugi natomiast jest bezwartościowy, bo jest tylko kopią. Co więc tak naprawdę przesądza o cenie i o wartości obrazu? Wygląda na to, że osoba malarza. Oryginalność i autentyczność, to są chyba właściwe słowa. Kopia pozostanie kopią, nieważne, że jest idealna.

W 2017 roku w Dublinie widziałam wystawę Vermeer and the Masters of Genre Paintings, na której zaprezentowano 10 obrazów artysty oraz ponad czterdzieści innych wybitnych malarzy z tego samego okresu, między inymi Gabriela Metsu i Pietera de Hooch. Było to niesamowite przeżycie. Ponoć niektórym wydaje się, że wszyscy ci artyści malowali bardzo podobnie, co jest trochę prawdą, ale w otoczeniu obrazów innych malarzy niewielkie płotna Vermeera lśniły jak perły i najbardziej przyciągały wzrok. C. który nie bardzo się zna na sztuce, nie mając pojęcia o obrazach Vermeera, był w stanie je wskazać bez problemu.

Wystawa w Rijksmuseum rozczarowała mnie jedynie brakiem holenderskiej Mony Lisy, czyli Dziewczyny z Perłą. Ten obraz był na niej tylko do końca marca i wrócił do Hagi – nie wiem, jaka tego była przyczyna, bo jak już coś robić, to porządnie… Do tego tenże fakt nie był reklamowany podczas kupowania biletów więc słyszałam, że inne osoby też nie były tego świadome. No ale trudno, do Hagi się mogę kiedyś wybrać a Dziewczyna z Perłą nie jest moim ulubionym dziełem artysty – jest nim Lady writing a letter, with her Maid. A może raczej był, bo kiedy na żywo zobaczyłym jedyny pejzaż w dorobku mistrza (przynajmniej zachowany) View of Delft, zakochałam się w nim. Stałam jak wryta z rozdziawioną gębą i normalnie miałam łzy w oczach. Kiedy oglądałam go w internecie, nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia. Dlatego prawdą jest, że żadne zdjęcie ani reprodukcja nie odda piękna obrazu i już.

Najpiekniejszy, najwspanialszy, cichy i łagodny Widok Delft. Gdyby taki Van Meegeren żył współcześnie, zamówiłabym kopię, żeby przynajmniej mieć namiastkę.

Gdybym mogła mieć na własność tylko jeden obraz ze wszystkich na ziemi, to wybrałabym właśnie ten. To on też najpierw olśnił Ettiene’a Thore-Burgera, który potem poświęcił lata na szukanie innych dzieł artysty. To ten obraz zachwycił pisarza Marcela Prousta, który powiedział: „Odkąd w haskim muzeum zobaczyłem Widok Delft, wiem, że widziałem obraz najpiękniejszy na świecie” . Autor w swej książce „W poszukiwaniu straconego czasu” umieścił postać Bergotte’a, który obraz uwielbiał. Po przeczytaniu jednej z recenzji krytyka o Widoku Delft, która wspominała o „żółtej ścianie” namalowanej wspaniale „jak dzieło sztuki chińskiej”, Bergotte, który nie mógł sobie owej żółej ściany przypomnieć, pojechał do Hagi, by ponownie przyjrzeć się obrazowi. Dopiero wtedy istotnie ową ścianę dostrzegł, a także inne detale, które wcześniej przeoczył. Stwierdził, że tak właśnie chciałby pisać, jak Vermeer malował. Myślę, że takie ambicje miał sam Proust.

Ktoś mnie zapytał, czy warto się było tłuc do Amsterdamu na tę jedną wystawę, wydawać pieniądze na loty itp. – dla mnie warto! Pojechałabym jeszcze raz, gdziekolwiek by się odbywała (no, może gdziekolwiek w Europie). To był tak zwany once in a life time event bo wątpię, by za mojego życia wystawa Vermeera tego kalibru się powtórzyła. A patrzenie z bliska na strukturę tych obrazów, pociągnięcia pędzla, wyobrażanie sobie, jak Mistrz stał w swej pracowni i je tworzył, to jest niesamowite uczucie. Już wystarczy, że Tamarę Łempicką w Krakowie przegapiłam, czego sobie darować nie mogę.

To na koniec jeszcze dodam, bez związku z tematem, że ponownie stwierdzam, iż Holendrzy są najprzystojniejszymi mężczyznami w Europie (i według statystyk najwyższymi). Duńczycy zresztą im nie ustępują. Ilu ja atrakcyjnych panów w przeróżnym wieku w zaledwie 40 minutach od opuszczenia autobusu widziałam, to nie jestem w stanie zliczyć. Mało mi się szyja nie ukręciła od oglądania się wkoło.

11 uwag do wpisu “Johannes Vermeer – wystawa stulecia

  1. Niestety, zbyt wielu prawdziwych artystów zmarło nie będąc przekonanym o swojej wielkości, wartości ;( docenieni już po śmierci. Uwielbiam jego obrazy, mam nawet reprodukcję „Dziewczyny z perłą”. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Vermeer od dawna przyciągał moją uwagę, gdyż tworzył dzieła działające na wyobraźnię, Ja słyszałam bulgotanie lejącego się mleka, czytałam w myślach tej dziewczyny z perłami w uszach. Takie wrażenia na człowieku może wywierać wybitny malarz.
    Zasyłam serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pozdrawiam z Holandii, z okolic Renesee:)
    Tym razem urlop wypoczynkowy, przed nowa praca, ale juz sie dowiedzialam, ze warto sie wybrac do Zierizee z masa zabytkow jak na takie male miasteczko:)
    Uwielbiam Holandie i raz w roku obowiazkowo tu jestesmy;) A co do facetow to sie zgadza, w koncu moj H.ma holenderskie pochodzenie;):)

    Polubione przez 1 osoba

  4. Ta wystawa przeleciała mi koło nosa, chcieliśmy pojechać na dłuższy weekend by inne rzeczy też zobaczyć i ceny noclegów były kosmiczne, chyba właśnie z powodu Vermeera. Więc teraz sobie pluję w brodę że nie zarezerwowaliśmy tego w ubiegłym roku. Moim ulubionym obrazem jest „”The Little Street” parę lat temu mieli całą salę poświęconom temu obrazowi z adresem i współczesną wersją tego samego budynku, super. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Jak najbardziej warto się „tłuc” zwłaszcza na takiej klasy kulturę. Ludzie latają za granicę na mecze albo dziadowską muzykę i to nikogo nie dziwi więc czemu nie na wystawy? Jak mieszkałam w Chester za pierwszym razem to wyprawiałam się o bladym świcie – pociąg piąta rano – do Londynu a to na Bowie exhibition a to na operę, oczywiście powrót w tym samym dniu 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  6. Pingback: Delft – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.