Nasz nowy irlandzki Bank Holiday, czyli poniedziałek wolny od pracy, przypadający na 6go Lutego, uczciłam bodajże już siódmą wizytą w Londynie. Pokój w ulubionym Travelodge na Liverpool Street udało mi się kupić podejrzanie tanio na 3 noce, potem okazało się, że trafiłam na specjalny deal z okazji Black Friday. Tym razem byłam w Londynie sama, choć udało mi się spotkać z koleżanką nie tylko blogową Ditą vel Kat z bloga Kat in the North.

Nie obyło się bez drobnych problemów, bo jak może nie każdy wie, w UK non stop ktoś strajkuje, a w dzień mojego przyjazdu wypadło na pociągi. Lądowałam tym razem w Stansted, skąd pociągi do centrum jeżdżą często i w miarę szybko. Ale z powodu strajku musiałam zarezerwować bilet na autobus, który miał odjeżdżać o dziesiątem wieczorem. Myślałam w swej naiwności, że po pierwsze skoro bilet mam na konkretną godzinę, to mam też zagwarantowaną jazdę, a po drugie że jak pociągi nie jeżdżą, to się podstawi więcej autobusów. W obu przypadkach nie miałam racji.

Na szczęście siedziałam na samym końcu samolotu, więc wyszłam jako jedna z pierwszych i od razu pogalopowałam na przystanek, bo lot był opóźniony i miałam tylko 10 minut na dotarcie na czas. Na przystanku kłębił się już tłumek i rzecz jasna każdy miał bilet, ale tylko cześć weszła do środka. Musiałam więc czekać pół godziny na kolejny bus i do hotelu dotarłam po północy

Nie miałam w planie żadnych większych atrakcji. Chciałam tylko pospacerować po Londynie, bez konieczności korzystania z metra i robić zdjęcia. Ale w niedzielę rano poszłam spontanicznie do Galerii Narodowej, o czym napiszę osobnego posta, tak olśniła mnie wystawiana tam kolekcja. Odwiedziłam też dużą liczbę kościołów i katedr, bo choć jestem ateistką, to zawsze mnie one interesują z powodu architektury i historii.


Polecam zajrzeć do kościoła All Hollows by the Tower (przy Tower of London), który uchodzi za najstarszy w mieście. Zbudowano go w 675 roku, ale z oryginalnego budynku zachowało się tylko łukowe przejście. Później budynek rozbudowywano i przebudowywano. Z powodu bliskości do Tower, to tam odbywały się pogrzeby wielu osób, które straciły głowy w egzekucjach. Podczas wielkiego pożaru w 1666 roku budowla przetrwała, bo admirał Penn postanowił wysadzić okoliczne domy i tym sposobem kościół nie zająl sie ogniem. Z jego wieży obserwowano zresztą jak Londyn płonie. Niestety świątynia została poważnie uszkodzona podczas bombardowania w czasie II wojny światowej, a w latach 50-tych XX wieku odbudowana.

Najciekawsze rzeczy, jak dla mnie przynajmniej, znajdują się na dole w niewielkim muzeum. Jest tam fragment świetnie zachowanej podłogi mozaiki z rzymskiego domu z II wieku, który kiedyś stał się na miejscu kościoła. Jest tam też kilka innych rzymskich artefaktów, wykopanych w pobliżu podczas prac archeologicznych, choćby trzy kamienie nagrobne z wyrażnymi inskrypcjami. Na dużej makiecie 3D przedstawiono rzymskie Londinium. W krypcie natomiast jest się ołtarz wykonany z kamieni, które były częścią zamku Atlit w Palestynie, ostatniej twierdzy Templariuszy na Ziemi Świętej.

Zajrzałam też do St Magnus the Martyr, kościoła poświęconemu Swiętemu Magnusowi z Orkney Islands. Skąd się norweski święty wziął w Londynie to nie wiem, ale jego rzeźbiona sylwetka w hełmie z rogami robi wrażenie. W środku przepięknie pachnie kadzidłami i drewnem. Budynek jest dziełem słynnego architekta Christophera Wrena, jak zauważyła Dita, płacono mu sporo od sztuki, to stawiał tych kościołów, ile dał rady.

Weszłam też do ogromnej Southwark Cathedral, która jest w miarę nowa bo z 1839 roku. Co jednak przykuło moją uwagę, to interesujący sklep z pamiątkami, gdzie wiele produktów miało wspólny motyw czarno-białego kota. Okazało się, że katedra ma kota-rezydenta, ponoć dość rozbrykanego. Poprzednia kotka zmarła w 2020 roku i jej grób z rozczulającą rzeźbą znajduje się w ogródku przykościelnym.

Jeśli ktoś z Was miałby kiedyś ochotę tam pójść, to przestrzegam przed okropną kafeterią, gdzie za tłustą i obrzydliwą zieloną breję zwaną zupą, której nie dałam rady zjeść, oraz kilka kawałków suchej bułki i kostkę twardego jak kamień masła zapłaciłam 7 funtów.

Po głowie chodzi mi już kolejny wypad do Londynu, tym razem połączony z wizytą w szekspirowskim teatrze.

Przy okazji spotkania z Toba odkrylam pare fajnych zakamarkow. Ciesze sie ze skusilas sie na galerie, tez chce tam jeszcze raz pojsc i sie nacieszyc tym pieknem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤️👍
PolubieniePolubienie
Bylam w Londynie w srode, przez przypadek, I nie byl to planowany wyjazd. Moj syn mial leciec do Wietnamu na wymiane studencka na pol roku, ale ktos w jego collegu nie dopelnil procedury I dopiero po zlozonym complainie college zalatwil my wize polroczna po ktora trzeba bylo jechac do najblizszej ambasady Wietnamu czyli do Londynu.
Nigdy nie bylam w Londynie turystycznie, tylko przejazdem, wiec skorzystalam z okazji I polecialam razem z nim.
Gdy szlismy do ambasady, oboje zastanawialismy sie gdzie sa Anglicy. Spotkalismy dwoch w ambasadzie, jeden czekal na wize biznesowa, jechal uczyc angielskiego, a drugi czekal ponad 3 godziny by zapytac czy to prawda, ze Anglicy moga wjechac do Wietnamu na 15 dni bez wizy. Moga. Jesli ktos to czyta, a ma brytyjski paszport, zaoszczedzi mu to ok 3 godzin, bo tam telefonu I tak nikt nie odbiera I maile pozostaja bez odpowiedzi.
Potem poszlismy do Kensington Garden, mam nadzieje ze dobrze pamietam nazwe. Byla piekna pogoda, duzo ludzi, laweczki w parku. Pozniej poszlismy do British Museum, jest super I na koniec na most kolo London Tower. Bylo juz ciemno ale syn chcial mi pokazac jaki ladny jest widok z mostu.
Bardzo podobala mi sie architectura, stare budynki I wkomponowane nowe. Z tym ze ja czulam sie jak w ladnym Dublinie.
A potem biegiem na autobus na lotnisko I ostatnim samolotem do domu. Co ciekawe, widzialam sporo tych samych osob z ktorym lecielismy rano. Wyglada na to, ze ludzie robia takie jednodniowe wycieczki.
Chetnie wroce jeszcze pozwiedzac, jak tylko bedzie okazja. Twoje rekomendacje sie przydadza, bo pol dnia to stanowczo za malo.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tez planuje wyjazd jednodniowy do Londynu, chce isc do teatru tylko wiec nie ma sensu zostawac na noc 🙂
PolubieniePolubienie
To swietny pomysl. Mnie I tak udalo sie sporo zobaczyc majac tak naprawde pol dnia, Bo siedzielismy w tej ambasadzie.
Jedyne co mnie rozczarowalo to te stare, angielskie taxowki. Zawsze chcialam sie taka przejechac. Chyba z 10 lat temu bylismy w Belfascie w museum Titanica I tam tez byly te taxowki. Jednak obecnie one juz nie sa stare, zmieniono ich wyglad, sa zupelnie inne.
Bylam bardzo zawiedziona.
My lecielismy pierwszym samolotem I wracalismy ostatnim. Autobus z lotniska jedzie ok 2 godziny, placilismy 15 f w dwie strony. Bralismy autobus z Victoria station o 7 mej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To pewnie lecialas na inne lotnisko, ja latam albo do Stansted I stamtad pociag jedzie 50 min do Liverpool street, albo do City Airport skad 20 min I sie jest w city 🙂
PolubieniePolubienie
Lecielismy do Stantset. Myslalam ze pojedziemy pociagiem, ale syn mi mowil ze bilety sa bardzo drogie I wleklismy sie autobusem. Rano jechal ponad 2 godziny, nawet wysiedlismy wczesniej zeby zlapac metro I dojechac szybciej od autobusu.
Ile placilas za pociag?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz co, nie pamietam nawet, ze 28 funtow? W jedna strone powrotna
PolubieniePolubienie
Jak wiesz, Londyn to moja żelazna „bucket list”, jeżeli kiedykolwiek się na Wyspach znajdę. Dziękuję Ci za Twoje posty, które przybliżają mi marzenia ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieki, super ze ktos ma przyjemnosc z czytania:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj ma, i to wielką 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤️
PolubieniePolubione przez 1 osoba