Norymberga

Czy warto pojechać do Norymbergii? Dyskutowałam na ten temat z koleżankami, bo trudno mi na to odpowiedzieć. Jeśli się było w wielu miejscach i dużo widziało, to sporo trzeba, by się zachwycić. Do Norymbergii nie pojechałam dla zachwytów, ale dla historii. Lubię miejsca z interesującą i zaskakującą przeszłością. Lubię o niej słuchać podczas wycieczek z przewodnikiem, a potem wgłebiać się jeszcze bardziej szukając informacji w internecie. Nie jest to miasto na ochy i achy. Owszem, dużo zrobiono, by przyciągnąć turystów i by prezentować się ładnie. Przede wszystkim odbudowano starą cześć, która była w 96% zbombardowana podczas II wojny światowej. Jest tam (ponoć swietne) Muzeum Niemieckiej Sztuki i Kultury i Muzeum Kolei, tunele wydrążone w skałach, używane do różnych celów od czasów średniowiecza, mnóstwo mostków, fontann i sztuki ulicznej, a także wydarzeń kulturalnych i artystycznych, o sławnym Christmas Market nie wspomniawszy. Knajpek, restauracji, barów zatrzęsienie. Do tego fajna atmosfera (uwielbiam Niemców) i świetne połączenie zarówno z lotniskiem jak i z innymi miejscowościami. Co jednak ujęło mnie najbardziej to ponad 1000-letnia historia, o której w większości miałam mgliste pojęcie.

Katedra Frauenkirche („Church of Our Lady”) która została zbudowana na miejscu synagogi, zniszczonej podczas pogromu Żydów. Mechaniczny zegar co godzinę pokazuje figurę cesarza i jego elektów. Katerdra „wystąpiła” w kilku filmach propagandowych Hitlera, podczas wojny została doszczętnie niemal zniszczona. W trakcie jarmarków świąteczych na balkonie pokazuje się ambasador świąt, dziewczyna przebrana za anioła. Jest bardzo zajęta przez kilka tygodni, otwierając przeróżne imprezy, udzialając wywiadów i pozując do zdjęć.

Z lotniska do starej części można się w ciągu niespełna 20 minut dostać metrem. Nie wiedziałam, że dzięki specjalnej letniej ofercie turyści mogą zakupić bilet za 9 euro na wszystkie środki transportu wewnątrz Bawarii, oprócz szybkich i bardziej luksusowanych pociągów ICE. Jakby ktoś się wybierał, warto zapamiętać. Moje Airbnb mieściło się dwie minuty od wyjścia z metra, kilka minut od jednej z bram prowadzących na stare (odrestaurowane) miasto i w sąsiedztwie dwóch dużych supermaketów. Przemiły właściciel Volker czekał na mnie przed wejściem, oprowadził po mieszkaniu i przeprosił za wysoką temperaturę. No cóż, było gorąco. Nie aż tak jednak, jak w Monachium kilka lat temu, kiedy razem z koleżanką siedziałyśmy w kościołach by się chłodzić. Brat C, który mieszka od kilkunastu lat w Niemczech, przestrzegł mnie: tylko nie nazywaj mieszkańców Bawarczykami! To jest Bawaria, ale oni się uważają za Frankonię.

Myślałam, że to dom Albrechta Durera, ale jest tylko bardzo do niego podobny! Albrecht Durer to chyba najwybitniejszy mieszkaniec Norymbergi – malarz, grafik, teoretyk sztuki, przedstawiciel tzw renesansu niemieckiego, żył w latach 1471-1528.

Franconian is a state of mind” – zaczęła przewodniczka swój prawie dwugodzinny walkng tour (€13.euro) który zarezerwowałam poprzez https://www.getyourguide.com/. Początki Frankonii sięgają 8 wieku i jednego z plemion germańskich, Franków. Dopiero w XIX wieku wcielono ją do Bawarii. Frankończycy odcinają się od Bawarii prawie tak mocno, jak Katalończycy od Hiszpanii, choć w tym wypadku chodzi jedynie o róźnice kulturowe a nie o niepodległość 🙂 Śmieją się z bawarskich skórzanych portek, mówią zupełnie innym dialektem, wolą wino niż piwo i podkreślają fakt, że Norymberga trzęsła Europą przez 1000 lat, podczas gdy takie Monachium było wtedy wiochą. Kiedy na odrestaurowanym po wojnie norymberskim zamku zawisła flaga bawarska, w mieście powstał rwetes. Mieszkańcy protestowali, dopóki dla świętego spokoju nie powieszono trzech flag: frankońskiej, bawarskiej i niemieckiej.

Zamek sam w sobie nie jest niczym szczególnym, ale rozciągają się z niego ładne widoki. Kiedy byłam w mieście, trwał akurat festiwal muzyki ulicznej. Zewsząd dochodziły odgłosy grajków, a na dziedzińcu zamkowym jakaś dwójka artystów wykonywała bardzo spokojny i wręcz hipnotyzujący utwór.

Przyznam się od razu, że miałam tylko blade pojęcie o czymś, do czego przewodniczka odwoływała się kilka razy, mianowicie o Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, czyli I Rzeszy Niemieckiej (z tego określenia zrezygnowano po wojnie z powodów oczywistych). Cesarstwo, składające się z Królestwa Niemieckiego, Królestwa Włoch i Królestwa Burgundii, było kontynuacją cesarstwa zachodniorzymskiego. Początkiem tej instytucji była koronacja Ottona I na cesarza w 962 roku, a końcem Bonaparte 1806. A więc był to bardzo długi okres. Właśnie Norymberga stała się jednym z ważniejszych miast cesarstwa, dostając specjalny status od cesarza Frederyka II. Tam też przechowywano klejnoty koronacyjne, co było ogromnym przywilejem. Norymberga cieszyła się więc szczególnymi względami i w średniowieczu byla ogromnym jak na tamte czasy miastem, którego mury dwukrotnie przesuwano z powodu przeludnienia.

W tej okolicy niegdyś nikt nie chciał mieszkać, bo nie tylko mieścił się tam dom kata, ale w tym budynku po lewej raz w roku gromadzili się trędowaci. Chodziły pogłoski, że wystawiane na widok publiczny klejnoty koronacyjne mają moc leczenia trądu. Kat Franz Schmidt wykonujący swą pracę w XVI wieku, opisał wszystkie egzekucje w pamiętnikach, które wydano jako książkę (można kupić w języku angielskim i niemeckim). Funcja kata była dochodowa i stabilna, ale nikt się z nim nie chciał zadawać, a dom omijano szerokim łukiem. Za to syn Franza został bardzo szanowanym lekarzem.

1000 lat historii nie da się streścić w poście, zainteresowanych odsyłam do czeluści internetu. Wspomnę tylko, że średniowieczna Norymberga rozrastała się niesamowicie a handel kwitł. Miasto było uznawane za nieoficjalną stolicę cesarstwa narodu niemieckiego. Przewodniczka oczywiście wspomina, że jak i w każdym wielkim średniowiecznym konglomeracie, panował tam smród i przez mieszkańców przetaczały się zarazy, czyli takie mini pandemie 😉 Za roznoszenie zarazków przeważnie oskarżano Żydów, a że ich dzielnica znalazła się dokładnie pośrodku dwóch części miasta, które zamierzano połączyć, było to wygodnym pretekstem, aby w 1349 wyrżnąć ich w pień. Oczywiście zarazy to nie pokonało i miasto było nimi nękane jeszcze wiele razy.

Most Mięsny powstał w XVI wieku po to, by bydło mogło przechodzić po nim na mięsny targ. Ale wszyscy nazywają go norymberskim Rialtem, bo łuk wzorowany był na tym weneckim. Jest to jedyny most który przetrwał wojnę bez szwanku.

Słuchając o powiązaniach Norymbergii z innymi krajami, o ciągłym przepływie towarów i bydła, obcokrajowcach szukających nowej kariery i tym podobnym, nie trudno wpaść na refeksję, że to była taka Unia Europejska we wczesnym stadium. Przykre, że wojny i konflikty stoją na drodze współpracy. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje – stare przysłowie mówi prawdę. Kulturalny boom miasto przeszło w XV i XVI wieku, będąc kolebką niemieckiego renesansu. Początek wieku XVII to jeszcze stan wzrostu ekonomicznego, który zakończyły wojny napoleońskie. Dopiero industralizacja i kolej przywróciły miastu znaczenie i powolne wychodzenie z chwilowego zapomnienia i kryzysu.

Budynek szpitala, gdzie kiedyś przechowywano także klejnoty koronacyjne. Wszelakie ludzkie szczątki, kikuty, organy i tym podobne lądowały prosto z okien w rzece.

Niestety miasto ukochał sobie Hitler, zapatrzony w potęgę narodu niemieckiego i zafascynowany świętym cesarstwem. Ponieważ Norymberga była w tamtym czasie dość eklektyczna, zaczęto wyburzać budynki nie pasujące do idyllicznego obrazka typowego, niemieckiego miasta, zastępując je pasującymi do tego wyobrażenia domami. Hitler uczynił z Norymbergii kolebkę propagandy, marszów i przemówień. Ustanowił tam prawa norymberskie, pozbawiające obywatelstwa Żydów i nie-Aryjczyków. Zbudował wiele obiektów, z których kilka przetrwało, choćby słynna sala kongresowa, wzorowana na koloseum. Nie miałam czasu tam podjechać, a szkoda.

Ta studnia, która też przetrwała wojnę, nazywa się Piękną Studnią. Wiąże się z nią legenda o czeladniku zakochanym w córce bogatego rzemieślnika, który zajmował się wyrobami z żelaza. Ojciec panny twierdził, że chłopak nie jest wystarczająco dobry w swym fachu, by poślubić jego córkę a potem przejąć interes. Zrozpaczony konkurent opuścił miasto, ale wcześniej w kratę studni wkomponował obrotowy pierścień w złotym kolorze, symbol jego miłości. Turyści kręcą go teraz na szczęście.

Miasto zostało zbombardowane przez aliantów i dosłownie obrócone w ruinę. Po wojnie odbyły się tam słynne procesy norymberskie, podczas któych w stan oskarżenia postanowiono 185 zbrodniarzy wojennych. Obecnie Norymberga rozwija się prężnie i jest ogromnym ośrodkiem przemysłowym. Turystyka też ma sie nieźle, a większość turystów przyjeżdza tam głównie z powodu historii nowożytnej. Dlatego pozostałości po II Rzeszy i Hitlerze są urzymywane w dobrym stanie. Słynne kiełbaski noryberskie, niewielkie i o rozmiarze palca, chronione są specjalnym statutem geograficznym. Ponoć ich chudy kształt wziął się z czasów plag, kiedy to do miasta nie wpuszczano wszystkich ze względu na niebezpieczeństwo zarazy. Będąc poza murami, mogli oni jednak zakupić kiełbaski, które musiały się przecisnąć przez dziury.

Jedna z przedziwnych fontann zwana Karuzelą Małżeńską. Nie dość, że raczej brzydka, to jeszcze artysta zdecydowanie przekroczył budżet, co wywołało kontrowersje wśród mieszkańców. Nie tylko szpetna, ale i kosztowna 😉

Norymberga jest też znana z powodu produkcji wina oraz piwa. Piwo w średniowieczu było pite zamiast wody, w której znajdowały się zarazki. Oczywiście nie było tak mocne jak teraz. Specjalne prawa i ograniczenia pozwalały tylko na taką produkcję, która w całości odbywa się na miejscu. Browar musiał więc posiadać własne piwnice. Pod miastem powstało więc 20.000 m2 wykutych w skałach tuneli, które można teraz zwiedzać (co też zrobiłam). Tunele wykrzystywano podczas wojny i nalotów jako schronienie. Schowano w niż także wiele dzieł sztuki i eksponatów z okolicznych kościołów, co uratowało je przed zniszczeniem podczas bombardowań.

Najładniejsze widoki są wzdłuż rzeki, przy mostach lub z mostów 🙂

W Norymbergii byłam przez trzy dni, z czego jeden wykorzystałam na wyjazd do Bambergu. 2 dni to i wystarczająco, i niewiele, zależy od tego, co się chce tam robić i co zobaczyć. Nie chodziłam po knajpach i barach, a życie nocne jest urozmaicone i jeśli ktoś to lubi, to się nie rozczaruje. Ominęłam muzea a jest ich sporo. Niestety, nie zwiedziłam obiektów po-hitlerowskich ani cmentarza, ponoć pięknego, na którym pochowany jest Albrecht Dürer. Myślę, że może za rok wybiorę się tam w okresie świątecznych jarmarków i wtedy to nadrobię.

Handwerkerhof (Artisan Yard) to okolica niedaleko dworca, zaraz koło murów miasta, z atrakcyjnymi gift shopami i knajpkami.

6 uwag do wpisu “Norymberga

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.