Słowo Cambridge chyba każdemu kojarzy sie głównie z uniwersytetem. Jest to drugi najstarszy tego typu przybytek w tzw Anglosphere, czyli strefie anglojęzycznej i czwarty najstarszy istniejący na świecie. Miasto pozostaje w rywalizacji ze słynnym Oxfordem, nazywając go: the other one 😉 Prawda jest taka, że gdyby nie Oxford, a raczej konflikt między mieszkańcami miasta a osobami powiązanymi z uniwersytetem, Cambridge pozostałby zwykłym, choć i tak świetnie prosperującym miastem. Konflikt zaostrzył się do tego stopnia, że nauczyciele i studenci w 1208 roku musieli wycofać się gdzie indziej, zanim wszystko się ułagodzi. Padło na Cambridge.
Nasza przewodniczka z Alumni Tours wyjaśniła nam strukturę uczelni. Oczywiście nie ma jednego budynku, na który możnaby wskazać i powiedzieć, że to jest uniwersytet w Cambridge. Całe miasto to teren uniwersytetu, na który składają się colleges, budynki uczelniane i administracyjne, laboratoria i pracownie oraz kaplice. W college’ach studenci mieszkają, śpią, jedzą, integrują się itp, reprezentują określony college, ale wszyscy idą studiować w budunkach uczelnianych. Według bardzo starych przepisów, studenci muszą mieszkać w promieniu 3 mil od centralnego punktu w mieście.
College’ów jest 31, chyba najbardziej znany to Kings College. Dostać się do Cambridge nie jest łatwo, egzaminy są w formie rozmów, podczas których badana jest owszem wiedza kandydata, ale co jeszcze bardziej istotne, zdolność do logicznego myślenia i dyskusji. Tak bowiem odbywa się uczenie – na prowadzeniu zajęć w małych grupach dyskusyjnych. Oczywiście nie zostanie się zaproszonym na rozmowy, o ile nie ma się świetnych wyników w nauce. Ze środowiska Cambridge wyszło ponad 100 Noblistów, więc wiadomo, że kształcą się tam najlepsi z najlepszych. No, chyba że jest się księciem Karolem, który nie miał specjalnych osiągnieć na tej słynnej uczelni. Mit głosi, że ochroniarz, który towarzyszył Karolowi na każdym wykładzie, przystąpił do egzaminu i zdał go z lepszym wynikiem 😉

Jest mnóstwo anegdot, interesujących faktów i plotek związanych z uniwersytetem i jego uczniami. Może już wiecie, że football co prawda nie został wynaleziony w Cambridge, ale tam właśnie studenci określili jego zasady i tam na owych został rozegrany pierwszy mecz.
Studiujący w latach 1800 Lord Byron chciał trzymać w swoim pokoju psa, ale powiedziano mu, że psów mieć nie wolno. Przyprowadził więc niedźwiadka, którego nazywano „dużym kotem”. Francis Crick, który wraz z kolegami odkrył DNA, zanim opublikował swe odkrycie w naukowej prasie, opowiedział o nim w pubie za rogiem laboratorium, The Eagle. Klientów niespecjalnie to wtedy obeszło, za to teraz w pubie można napić się warzonego tam piwa o nazwie Eagle DNA. Gdzieś na terenie Sidney Sussex College pochowana jest w sekretnym miejscu głowa Olivera Cromwella (kiedy usłyszałam to od przewodniczki, szepnęłam do Dity, że musimy ją znaleźć i na nią naszczać).

Największe nasze zainteresowanie wzbudziło jednak sekretne stowarzyszenie Cambridge Night Climbers, założone przez studentów w 1920 roku. Panowie pod osłoną nocy wspinają się na budynki w celu zrobienia jakiegoś psikusa, czy jest to założenie czapek Mikołaja na głowy rzeźb, czy postawienie samochodu na dachu. Statua króla Henryka II też ucierpiała, bowiem od czasu żarciku królewski miecz został zastąpiony przez nogę od stołu.

Nie udało nam się wejść do King’s College, bo niestety był w niedzielę zamknięty. Wspięłyśmy się natomiast na wieżę Mary’s Church, z której są naprawdę piękne widoki. Jak wspomniałam w poprzednim poście, zrobiłyśmy trzygodzinny walking i punting tour, który bardzo polecam. Punting to prawie taka przejażdżka jak gondolą, tym bardziej, że przepływamy pod Mostem Westchnień, który przypomina ten wenecki. Uwaga – tego mostu nie zobaczymy z drogi (google maps prowadzi do rzeki 😉 ) Ponieważ jestem mościarą, na mosty zwracam szczególną uwagę. Innym bardzo ciekawym jest drewnianiany Most Matematyczny (ponoć zaprojektowany za pomocą matematycznych wzorów) oraz tzw Most Orgazmiczny… To oczywiście nazwa nieoficjalna, nadana mu przez lokalsów. Konstrukcja jest dość stroma, więc wjeżdżający na niego na rowerach studenci robią ponoć zabawne miny, jęczą i wzdychaja 😉

Na niedobór różnego rodzaju lokali z jedzeniem i napitkiem na pewno narzekać nie można, ja wspomnę ponownie o interesującym pod względem historycznym miejscu: The Eagle Pub. Nie tylko ogłoszono tam odkrycie DNA, ale pub jest najstarszym w mieście i jedynym, przy którym zachowała się brama wjazdowa, przez którą kiedyś zajeżdżało się tam powozami konnymi. Do tego pub ma ducha. Jest to zjawa dziewczynki, która dawno temu spaliła się w pożarze. Od tego czasu okno pokoju, w ktorym spała, jest zawsze otwarte, niezależnie od pogody, coby duch się nie bał, że nie będzie w razie czego mógł się wydostać… Wiem, bez sensu, duch przenika ściany, ale cóż… może duch tego nie rozumie.
Ale to nie wszystko – podczas II wojny światowej w The Eagle pijali lotnicy z krajów alianckich. Jeden z nich zapoczątkował zwyczaj zapisywania swoich nazwisk ku pamięci na suficie, po wdrapaniu się na stół. Już po wojnie, nowy właściciel sufit zatapetował, ale kolejny odnalazł zapiski, zdrapał tapetę i zlecił renowację i konserwacje tego specyficznego zabytku. Bar został przemianowany na RAF bar i jest pełen pamiątek po jego dawnych gościach. Dam radę potencjalnym zwiedzającym – przyjdźcie zaraz po albo nawet kilka minut przed otwarciem. Będzie pusto, a staff zaprosi do wejścia i robienia zdjęć.

Jak już wspomniałam w poprzednim poście, w miasteczku jest świetna atmosfera i przyjemnie się tam spaceruje. Centrum jest niewielkie i kompaktowe, więc wszystko co ciekawe znajduje się w zasięgu nóg. Na koniec wspomnę tylko o najbardziej fotografowanym, a pewnie i najdroższym zegarze, który można zobaczyć na głównej ulicy. Corpus Clock, zwany także Grasshopper clock, czyli Zegar Świerszcza, kosztował milion funtów. Odsłonięcia zegara dokonał w 2008 roku Stephen Hawkings, były student Cambridge. Przesłanie wg artysty jest takie, że czas nie jest naszym przyjacielem, ale wrogiem, i zjada cenne minuty naszego życia.
Tak spodobało mi się w Cambridge, że już myślę o kolejnym mini-wypadzie do Oxfordu.
Ale mi sie spodobalo, powialo swiezoscia I entuzjazmem. Chetnie bym sie tego piwa napila.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jest entuzjazm bo wrocilo podrozowanie:)
PolubieniePolubienie
świetne są te twoje opisy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieki:)
PolubieniePolubienie