Little Women – taka sobie ekranizacja

***uwaga spojlery***

Mam duży problem z książkami z tzw kanonu lektur dla dziewcząt które powstały w czasach kiedy największym szczęściem dla kobiety było wyjście za mąż i posiadanie dzieci. Większość z nich powinno trafić do przysłowiowego lamusa i tam pokryć się kurzem, chociażby Małe Kobietki wespół ze wszystkimi częściami Ani z Zielonego Wzgórza.

Jak ja nie cierpiałam Małych Kobietek i ich ciagu dalszego pt Dobre żony jako dziecko a potem nastolatka…Moralizatorska powieść o idelnej, poświęcającej się matce – opoce i jej czterech córkach które, choć pełne uzdolnień i planów muszą dorosnąć do roli kobiety, wyjść za mąż i ugiać się pod patriarchatem, przeczytana raz wywołała taki skurcz obrzydzenia że już nigdy do niej nie wróciłam.

Matka dziewcząt March, zwana Marmie, wychowuje cóki na cierpiętnice takie jak i ona. Najmłodsza, Beth, jest uzdolniona muzycznie a do tego o najsłodszym (czytaj: uległym) usposobieniu – jak cicho i bezszelestnie żyje, tak i umiera. Meg marzy o aktorstwie ale i o byciu tak wspaniała matką i żoną jak Marmie, więc nie waha się przyjąć oświadczyn przystojnego nauczyciela biednego jak mysz kościelna. Amy – uzdolniona malarka, jest w książce przedstawiona jako złośliwa, zazdrosna dziewczyna, pragnąca wyjść za mąż bogato. Jej rywalizacja z najstarszą siostrą Jo doprowadzi do tego że przyjmie oświadczyny sąsiada Laurie, od dawna zakochanego w Jo ale przez nią odrzuconego.

Jo jest chłopczycą, teraz czytając tę powieść pewnie pomyślałabym że lesbijką. Zakochanego w niej sąsiada traktuje jak kumpla, to właściwie jej męskie alter ego, tak pewnie Jo widziałaby siebie gdyby mogła wybierać: nie być biedną dziewczyną ale bogatym chłopcem. Jo ma zdolności pisarskie, publikuje krótkie opowieści w gazecie i pracuje nad powieścią. Podobno autorka nie chciała by Jo wyszła za mąż ale po opublikowaniu piewszej części książki i czytelnicy i wydawca stanowczo na to nalegali. Co więc zrobiła z Jo pisarka? Za męża dała jej starego i brzydkiego Niemca który uważał jej pisaninę za głupią. Kiedy Jo dostaje w spadku duży dom po ciotce, otwiera wraz z mężem profesorem szkołę tylko dla chłopców, rezygnując z pisania.

Od czego jednak mamy reżyserki które za wszelką cenę chcą na nowo pokazać takie historie zmieniając zakończenie i motywację bohaterów? Jak ktoś napisał w recenzji którą kiedyś przeczytałam, w ekranizacjach nieaktualnych już powieści chodzi o to by pokazać jak w danych czasach się żyło i co motywowało czy powodowało bohaterów do takiego a nie innego życia. Po zobaczeniu Rozważnej i Romantycznej Emmy Thompson można doskonale zrozumieć dlaczego kobiety, te niezamożne zwłaszcza, szukały na siłe męża. Nie trzeba było im wkładać w usta feministycznych, zbyt nowocześnie brzmiących deklaracji bo one wtedy by takich nie wypowiadały. Nie lubię trendu by na siłę modernizować klasykę, chodzi przeciez o to by pokazać ją tak by zrozumieć ówczesne czasy.

Różnice między powieścią a filmem są więc spore. Np mąż Meg. W książce straszny buc który ciągle strofuje żonę za nieumiejętne prowadzenie domu, do tego przeszkadzają mu rozbrykane dzieciaki, traci zainteresowanie żoną która myśli że to dlatego że zbrzydła. Od czego są jednak rady mamy więc: “she orders a nice dinner, sets the parlor in order, dresses herself prettily, and puts the children to bed early.” . W powieści ten sknera na domiar złego umiera i zostawia rodzinę bez grosza. W filmie jednak jest inaczej. Meg mówi Jo, która chce ją odwieść od ślubu, że jej marzenia są inne niż siostry ale to nie znaczy że są złe. Mimo iż finansowo się nie przelwa i Meg musi się gęsto tłumaczyć z zakupu drogiego materiału na suknię, to jednak mężulek godzi się na taki wydatek ale jednocześnie Meg z niego rezygnuje, bo przecież do szczęścia wystarczy jej bycie żoną. Jestem taka szczęśliwa – mówi Meg i para się całuje.

A Jo która rzezygnuje w powieści z kariery by z dwukrotnie starszym meżem prowadzić szkołe dla chłopców, w filmie dostaje seksownego, młodego Włocha, szkoła będzie i dla dziewcząt i dla chłopców, a Jo jednak wyda swoją książke. Ksiażka pokazywała jak wejście kobiety w dorosłość jest dla niej sporym poświęceniem i wyrzeczeniem, i jak młodzieńcze marzenia boleśnie zderzają się z życiem, a nauki które do głowy wkłada matka jedynie pomogą na dyplomatyczne zażegnanie kłótni z panem i władcą: małżonkiem. Film ukazuje że możliwe było osiągnięcie szczęścia w małżeństwie, a także połączenie go z karierą.

Nie żeby film oglądało się źle, wręcz przeciwnie. Raziło mnie, oprócz powyzszych zmian, zbyt powierzchowne potraktowanie historii 3 sióstr a skupienie się głównie na Jo. Wydaje mi się że to jest ulubiona postać reżyserki i że może zmieniła zakończenie dlatego by dać swej heroinie to co wg niej się jej należało, a więc młodego, przystojnego Francuza, satysfakcję z pracy i wydaną powieść. Saoirse Ronan swą rolę gra świetnie (pomijając jaka jest piękna) choć na równi z nią aktorsko wybija się Florence Pugh w roli Amy. Chalamet jest po prostu Chalamet – młodzińcem z rozmamłanym spojrzeniem. Nie rozumiem fenomenu tego aktora.

Raziło mnie – jako czytelniczkę ksiażek – spłycenie wielu wątków – np zignorowanie tego że Marmie tłumiła wewnętrzny gniew i też mogła mieć wszystkiego dość, że Jo była tak wściekła na Amy że prawie zostawiła ją na pewną śmierć w lodowatym jeziorze… Jakoś w filmie za bardzo miło było i kolorowo i uważam że trudna sytuacja kobiet w tamtych czasach nie została należycie pokazana ale podromantyzowana.

Świat oburzył się że Greta Gerwig nie została nominowana za reżyserię do Oskara, że znów kobieta została pominięta. Bo ostatnio w nominacjach muszą być parytety i trzeba nominować kobietę oraz nie-białe osoby. Pokazowym przykładem nominowanego byłaby Afroamerykanka lesbijka w średnim wieku, żeby nikogo nie obrazić. Nie jestem ekspertem ale chronologia wydarzeń w filmie jest bardzo poszatkowana, wątki, jak wspomniałam, pominięte i przesunięte, ogólnie jest chaos i naprawdę nie sądzę że za każdym razem jak Greta Gerwig coś nakręci to ją trzeba nominować. Kolejne oburzenie to fakt że mężczyźni nie są tym filmem zainteresowani. Tak jakby w XXI wieku o znaczeniu i ważności filmu miała decydować ilość męskiej populacji która go zechce obejrzeć. Coś to niezbyt feministycznie brzmi… Nie dziwię się mężczyznom – też dużo bardziej podobał mi się „The gentlemen” gdzie prawie cała obsada jest męska, za to jedyna kobieta prowadzi podejrzane interesy wespół z małżonkiem gangsteram a jak przyjdzie co do czego to zabije dwóch bandziorów precyzyjnym strzałem w czółko.

Nie chcę nikogo zniechęcać do oglądania bo jak wspomniałam – seans był przyjemny. Tylko że po tej reżyserce spodziewałam się mniej Hallmarku a wiecej pazura.

5 uwag do wpisu “Little Women – taka sobie ekranizacja

  1. Dammar

    Bardzo podobala mi sie „Godzina pasowej rozy” i ksiazka i film. Film jest co prawda czarno-bialy bo nakrecony w latach 60 tych, ale dobrze sie oglada.
    Ja juz mowilam, ze czytasz mi w myslach bo ostatnio zastanawialam sie jak to naprawde jest z feminizmem. Ogladalam program o pierwszych sufrazystkach, one naprawde walczyly o prawa kobiet. A teraz mam wrazenie ze niektore srodowiska na sile zmuszaja innych do przyjecia swoich pogladow. Nie wiem dlaczego tak robia, nie wiem dlaczego ma mi sie podobac cos tylko dlatego bo jest zrobione przez kobiete. Ja chce oceniac bez kierowania sie ideami.
    W ogole ostatnio zauwazylam trend ideowy i promowanie towarow bazujac na ideologiach badz religii. Na przyklad czytalam artykul o firmie Marii Zelt ktora produkuje ubrania dla katoliczek. Duzo dziewczyn oburzalo sie z powodu ideologii, bo kupuja tam sukienki, bo sa ladne i kobiece, ale dlatego ze te sukienki im sie podobaja a nie dlatego bo sa katoliczkami ( choc sa).

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ogladalam I czytalam Pasowa Roze:) chodzi Ci o Marie Zelie? Tak, weszlam na ich strone a tam tekst ze wyznaja wartosci chrzescijanskie…jakie to ma znaczenie? Takie cos tylko w Polsce… to znaczy ze nie zatrudniaja osob niewierzacych albo innej wiary? Osobiscie uwazam ze sukienki paskudne;) co do feminizmu, dla mnie oznacza on rownouprawnienie kobiet. Kobiety powinny miec te same prawa I mozliwosci, I tyle. Nie oznacza to przywijejow ani nienawisci do mezczyzn.

      Polubienie

  2. Musze przyznac, ze nie czytalam „Malych kobietek”, nie ogladalam tez filmu z Winona Ryder, chociaz odkad wiem, ze taki jest (czyli od kilku lat, nie mam pojecia, jak mi mogl swego czasu umknac;), to mam na liscie do obejrzenia, chyba nawet predzj, niz ten nowy.
    A co sytuacji kobiet, juz kiedys o tym pisalam, jestem feministka, ciesze sie, ze te czasy bezpowrotnie (miejmy nadzieje) minely, kiedy kobieta miala dwa wyjscia, albo wyjsc za maz, albo robic za pomiotlo u krewnych (wyjatkiem byly bardzo bogate dziewczyny, ktore wczescie dziedziczyly i mogly sobie pozwaac na „fanaberie”, ale nie oszukujmy historii-tak bylo…

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.