Co tam, panie, świątecznego na Netflixie

Nie wiem czy w Polsce też ale tutaj Netflix stał się już czasownikiem, jak np google czy facebook. We will netflix tonight – słyszę często, albo – did you netflix something good lately? W tym roku ten popularny serwis postanowił rozszerzyć ofertę filmów świątecznych, zarówno cudzej produkcji jak i własnej. Jaki jest typowy film bądź serial na święta? Nielogiczny, podkolorowany, estetycznie piękny, ze śnieżnym puchem, piękną główną bohaterką najlepiej w jakiejś opresji, a jak nie to przynajmniej szukającą fajnego chłopa (rzecz jasna przystojnego), musi też być jakiś czarny charakter w tle. Wszelkie kłopoty znikną najpóźniej do 25 grudnia więc nie ma się czym stresować. A w ogóle głupoty typu nieistniejące księstwa ze swymi monarchiami albo siostry bliźniaczki rozdzielone przy urodzeniu które wpadają na siebie po latach – mile widziane. Przy okazji postu o Last Christmas pisałam że komedie i ogólnie filmy świąteczne są oceniane za surowo i muszą być ciut kiczowate i lekkie, ale niestety czasem poziom spada do tak żenującego poziomu że trudno zaleźć coś pozytywnego w swej opinii. Choć z drugiej strony…znam takich którzy kochają oglądać złe filmy. Takie hobby 🙂

Wielbicielom złych filmów na pewno polecić można wielki sukces Netflixa czyli serię o Świątecznym księciuniu (A Christmas Prince, A Christmas Prince: The Royal Wedding i A Christmas Prince The Royal Baby). Część piewsza powstała w 2017 roku i od tego czasu widzowie co grudzień katowani są ciągiem dalszym. Zaczęło się tak że do jakiegoś nieistniejącego naprawdę kraiku w Europie przyjeżdża młoda i nieopierzona dziennikarka by relacjonować na żywo konferencję prasową na której książę zostanie ogłoszony królem. Kraik wygląda jak kurort w Austrii, oczywiście udekorowany bo akcja dzieje się w święta. Konferencja jednak nie odbywa się, książę wygląda na buca kradnącego taksówki pięknym kobietom sprzed nosa a nasza dziennikarka chodząc po pałacu (gdzie ochrona?) przypadkiem wzięta zostaje za nową opiekunkę małej księżniczki, postanawia więc wziąć tę robotę i napisać reportaż o księciuniu zza kulis. Reszta to zlepek klisz czyli buc książe jest tak naprawdę czarującym mężczyzną, trudna księżniczka pragnącą miłości i zrozumienia dziewczynką, intryga sklecona przez wrednych krewnych by przejąć tron spala na panewce dzięki dzielnej i sprytnej dziennikarce. Potem konieczna sprzeczka między księciuniem i dziennikarką a na końcu pogodzenie się no i oczywiście książę oświadcza się kobiecie z którą spędził może tydzień. Acha no i jest scena kiedy odpieprzona w super kieckę bohaterka schodzi po schodach i każdy zamiera z zachwytu. Taka scena to mus. Moja ocena 1/10

Tegoroczny film świąteczny Netflixa promowany przez serwis jako hit to Holiday in the Wild (Upalne święta) . O dziwo – nie tak sztampowy i oglądało mi się go dość przyjemnie. Nie żeby tam jakaś wielka logika była czy żeby historia miała jakiś sens, ale w kategorii Xmas rom com nie jest wcale źle! Główna bohaterka Kate jest oczywiście atrakcyjna ale przynajmniej w wieku dojrzalszym czyli pod 50-tkę. Jak to przeważnie bywa w rom comach – zostawia ją mąż. Tyle tylko że nie bez dachu nad głową i nie bez pieniędzy – zresztą Kate ma zawód bo jest weterynarzem, jednakże poświęciła karierę wychowywaniu syna który zaczyna koledż (bo jak każdy wie w bogatej nowojorskiej rodzinie z jednym dzieckiem matka nie ma innego wyjścia jak rzucić pracę by opiekować się jedynakiem). Mąż odszedł w nieciekawym momencie bo akurat przed tym jak Kate kupiła im obojgu wypad na przedświąteczne wakacje do Afryki. Postanawia jechać sama i tam poznaje przystojniaka Dereka (nieźle się trzymający Rob Lowe). Derek jest zaangażowany w walkę z kłusownikami i ochronę słoni. I właśnie słonie oraz pokazanie zagrożenia ze strony kłusowników to największa siła tego filmu. Owszem, jest wredna blondyna w tle, sa kłopoty szybko zażegnane, ale niesztampowy jest brak śniegu oraz fakt że bohaterka może i znajduje faceta, ale głównie jednak cel w życiu. Moja ocena 6/10

Kolejna tegoroczna premiera to The Knight Before Christmas (Świąteczny rycerz). Tytuł oryginalny to gra słów bo knight to rycerz, night to noc, oba wymawia się tak samo. Tytuł może oznaczać więc noc albo rycerza przed świętami. Żeby oglądać bez krzywienia się trzeba przełknąć taką bzdurę jaką jest przeniesienie się w czasie średniowiecznego rycerza do naszych czasów, w których radzi sobie wyśmienicie. Nawet samochód prowadzi bez problemu 😉 Ale jak się przełknie to można przeżyć. Wyłapałam smaczki takie jak to że rycerz oglądał w tv film Holiday in the Wild a jeden z choinkowych ornamentów pochodził ze Świątecznego Księcia. Scena pierwsza i ostatnia kręcona była w Irlandii w jednym z moich ulubionych zamków Charleville Castle. Moja ocena 3/10

Kolejnym filmem złożonym z klisz i dość nudnawym jest Christmas with A View (Święta z widokiem). Mamy tu uroczą menadżerkę restauracji w górskim kurorcie która ledwo otrząsneła się z zawodowej porażki (jej własna restauracja padła) i przystojnego szefa kuchni który właśnie wygrał program TV typu: Top Chef. Para pracuje razem i wyraźnie ma się ku sobie choć dziewczyna wydaje się być również zafascynowana właścicielem kurortu. Ogólnie historyjka sie kupy nie trzyma, jest letnia mimo zimowej aury i naprawdę już chyba lepiej oglądnąć sobie serię o księciuniu. Moja ocena 0.5/10

Sympatycznym zaskoczeniem okazał się 6-cio odcinkowy serial norweski Home for Christmas (Facet na święta). Opis bardzo zrażający bo oto 30-letnia Johanna znudzona swoim singielstwem po tym jak rzucił ją idealny chłopak, postanawia do świąt (24 dni) znaleźć sobie nowego. Na szczęście nie jest to durna komedyjka o tym jak zdesperowana panna rzuca się na każdy odpad w okolicy… Johanna podczas poszukiwań pozna głównie siebie oraz pozbędzie się przekonania że coś jest z nią nie tak bo jest sama. Balans między humorem, romantyzmem i refleksją świetnie wyważony i jest coś takiego w bohaterce że się jej kibicuje. A końcówka… bardzo niespotykana. To moje pierwsze zetknięcie się z serialem z Norwegii i zdecydowanie na plus. Moja ocena 7/10.

Ostatni film który zrobił na mnie duże wrażenie i skłonił do refleksji i płaczu to Collateral Beauty (Ukryte piękno). Film miał fatalne recenzje i nazwano go najgorszym filmem świątecznym. Przypuszczam że dlatego iż jest to obraz dojmująco smutny i bez happy endu, choć z zakończeniem na tyle pozytywnym na ile się dało. Ludzie chcą w święta księżniczek i romansów, Mikołaja i śmiechu, a nie historii z rakiem i śmiercią dziecka w tle… Aktorzy to sama śmietanka: Hellen Mirren, Kate Winslet, Keira Knightley, Will Smith, Edward Norton i Naomie Harris. To przekonało mnie by filmowi dać szansę. Główny bohater Howard, guru reklamy i współwłaściel firmy marketingowej załamuje się z powodu śmierci swojego sześcioletniego dziecka. Przestaje interesować się pracą, rozwodzi się z żoną i jedyne co go zajmuje to układanie domina w niekończące się wzory. Po dwóch latach takiej egzystencji firma staje na krawędzi bankryctwa i jedynym ratunkiem jest sprzedanie udziałów konkurencji, na to jednak potrzebna jest zgoda Howarda który nie przyjmuje do wiadomości niczego, żyjąc w kompletnym wycofaniu się z rzeczywistości. Trzech bliskich współpracowników odkrywa że Howard pisze listy do Miłości, Śmierci i Czasu, postanawiają więc wynająć aktorów by ci wcielili się w te postaci i ukazali Howardowi. Podstępny plan ma na celu zdyskredytowanie go przed innymi co pozwoli na pozbawienie go prawa głosu w decydowaniu o firmie. Film bardzo kojarzy mi się z opowieścia wigilijną w krzywym zwierciadle. Howard jako Scroodge nie jest bez serca ale głeboko nieszczęśliwy, nie potrafiący sobie poradzić z osobistą tragedią a przez to nie zwracający uwagi na życie innych. Trzy duchy to tutaj trzy spersonifikowane pojęcia, niby wynajęci aktorzy ale czy na pewno? Okazuje się że nie tylko Howard ma pytania do Życia, Śmierci i Czasu ale i jego współpracownicy. Nie jesteśmy sami na świecie ze swoimi nieszczęściami. Zamykając się w smutku ranimy innych – rodzinę i przyjaciół. Ciężko się ogląda i byłam po zakończeniu rozwalona emocjonalnie, jest to nieoczywisty i pełny niedopowiedzeń film, wzruszający i na pewny warty polecenia. Moja ocena 8.5/10

14 uwag do wpisu “Co tam, panie, świątecznego na Netflixie

  1. Szacun za wytrwałość w oglądaniu tych świątecznych tworów. Pamiętam jak byłam w kinie na „Ukrytym pięknie” kilka lat temu i to pochlipywanie w różnych częściach sali. Uwielbiam filmy, które mnie w jakiś sposób ruszają, a ten poruszył. 🙂 Pozostałych nie widziałam i nie zamierzam, ale np. netflixowy „Klaus” podobał mi się, bardzo ładnie narysowany i mądry. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Tessa

    Ja dopiero zaczelam ogladac swiateczne filmy, stwierdzilam, ze musze sie wprowadzic w klimat, bo po dramatycznych ostatnich 4 misiacach trudno mi to szlo. Wczoraj obejrzalam po raz pierwszy Family Man, tez juz klasyka;) I od piatku slucham i ogladam moja xmas playlist na YT:)
    W tym roku chce koniecznie obejrzec It’s a Wonderful Life (to w ramach postanowienia obejerzenia zaleglych klasykow starego kina;), no i Love Actually, w pierwszy dzien swiatecznego urlopu:)
    Collateral beauty mnie tez zaintrygowal, poszukam, gdzie u nas do obejrzenia.

    Polubienie

  3. A ja goraco polrcsm serisl chyba norweski w kazdym razie skandynawski. Facet na swieta. I jest tam. Wszystko śnieg choinka rodzina szukanie super chora ale bez tony trującego mozg hollywoodzkiego i nerflixowegi lukru. Do tego bardzo ciekawe bezpodstawne odejście do tematów seksu choroby smierci. Taki zestaw. Polecam

    Polubienie

  4. Pingback: Co tam panie świątecznego na Netflixie… – Dublinia pisze

  5. Pingback: Świąteczne nowości na Netflixie. – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.