Last Christmas czyli dlaczego nie czytam recenzji przed seansem

Od jakiegoś już czasu przestałam czytać recenzje filmowe przed zobaczeniem fimu czy serialu. Nie chcę by ominął mnie fajny seans tylko dlatego że ludzie zaczynają oceniać pop kulturę tak jakby oceniali dzieło Kurosawy. Dla przykładu – ktoś spytał mnie kiedyś jak to jest że hotelowi dwugwiazdkowemu przyznałam w serwisie trip advisor najwyższą liczbę punktów – 5 – a czterogwiazdkowemu 1. No przecież hotel dwugwiazdkowy z definicji ma niższy standard niż ten z czterema. Ale oceniać trzeba daną kategorię. Hotel dwugwiazdkowy może wybijać się ponad przeciętność w kategorii hoteli dwugwiazdkowych a ten z czterema nie spełniać żadnych standardów w swojej kategorii. Proste? Tak samo jak świąteczna komedia romantyczna ma z założenia być: świąteczna, romantyczna, zabawna, lekko nieprawdopodobna, CHEESY czyli kiczowata w dobrym tego słowa znaczeniu. To nie jest ambitny film z niewiadomo jakim przesłaniem po którym będziesz rozmyślać o kondycji świata czy człowieczeństwa. Masz sie pośmiać, ponucić, może i pokroić cebulę, wyjść z kina z rogalem na pysku i tyle.

Dopiero dziś po spędzeniu sobotniego popołudnia na oglądaniu filmu Last Christmas przeczytałam recenzje i okazało się że np wg Guardiana jest to najgorszy film roku. Krytycy nie szczędzą złośliwości i niskich ocen za to zwykli „oglądacze” dziwią się: o co chodzi? Film jest cudowny, wzruszający, zabawny, czego u licha oczekujecie po romantycznej komedii świątecznej? Makbeta? „Głupi i nielogiczny szokująco dziwny” . Ulubiony cytat: fails to make a connection and is much too busy…blah blah blah… No cóż. Każdy ma prawo do własnej opinii. Jeśli chodzi o mnie Last Christmas dołaczy do mojej listy MUST SEE podczas świat, gdzie znajduje się Love actually, Holiday i Serendipity.

O czym jest cała historia? O tym że trzeba patrzeć dalej niż czubek własnego nosa. Zrozumieć problemy innych zamiast użalać się non stop nad swoimi. Zrobić coś dla kogoś zamiast oczekiwać zewsząd pomocy. O tym że życie jest fajne i trzeba się nim cieszyć.

Bohaterką jest emigrantka z byłej Jugosławii, Kate – Katarina, żyjąca w Londynie niespełniona piosenkarka. Kate frustruje wszystko – jej praca w całorocznym sklepie z bożonarodzeniowymi dekoracjami, nadopiekuńcza matka, nieobecny wiecznie ojciec, siostra z którą nie potrafi się porozumieć, spanie kątem u przyjaciół z braku własnego lokum. Kate to chodząca katastrofa która z początku mocno irytuje. Nastawienie dziewczyny zmienia się kiedy przypadkowo poznaje uroczego i tajemniczego Toma. To niepoprawny optymista który ma niesamowite wyczucie – zawsze pojawia się na jej drodze kiedy Kate potrzebuje wsparcia i dosłownie i w przenośni – ramienia do wypłakania się. Brzmi stereotypowo ale zapewniam że akurat zakończenie jest mocno niespodziewane i nietypowe co jest wielką zaletą.

Oprócz zaskakującego końca który i jest i nie jest happy endem, film ma dużo innych wartych wspomnienia plusów. Główny bohater grany jest przez Henry’ego Goldinga, aktora malezyjskiego ( z malezyjskiej mamy i brytyjskiego ojca). Nie jest to częste w komediach romantycznych z „biała” bohaterką by bohater męski był Azjatą. Golding nie ma strasznie dużo do zagrania ale jest bardzo przyjemny dla oka i ma w sobie coś nieodpartego. Ciekawą choć niedużą rolę ma Emma Thompson. Scenariusz bardzo na plus: nie ma dłużyzn, zbędnych postaci i ich ni z gruszki ni z pietruszki problemów, dialogi są zabawne i nie wydumane. Balans między śmiechem, refleksją i smutkiem jest bardzo dobrze wyważony. Podobało mi się nawiązanie do wydarzeń bieżących – brexitu i wrogości do emigrantów. Wszystkiemu towarzyszy muzyka George’a Michaela. Na niewielki minus zaliczam wybranie do roli głównej Emilii Clarke za którą nie przepadam. Emilia ma przedziwne brwi które układają się w taki dziwny sposób że nie mogę przestać się na nie patrzeć zamiast skupiać się na grze 😉 No i coś się chyba twórcom pomieszało w datach bo pierwsza scena sugeruje że rodzice Kate uciekli z Jugosławii w 1999 po jej rozpadzie, a przecież działo się to w roku 1992…

Film na pewno nie jest niczym innym niż ma być z definicji. Nie ma co wyliczać braki typu: ile właściwie czasu trwa akcja? Czemu Kate chodzi ciągle w tych samych rajstopach? Czemu jej konfikt z mamą nie jest lepiej wyjaśniony? Nie spodziewajcie się też jakiegoś hołdu dla twórczości George’a: to nie jest to czym była Mamma Mia dla utworów Abby. Byłam, widziałam, mile spędziłam czas i poczułam się świątecznie – czego i Wam życzę 😉

12 uwag do wpisu “Last Christmas czyli dlaczego nie czytam recenzji przed seansem

  1. O widzisz, i właśnie o to chodzi w tego typu filmie a nie o cudowanie nadambitne. Od tego mamy inne kino a tu ma być tak jak Piszesz, fajnie, wesoło , pokrzepiająco. Rzeczywistość jaka jest , każdy widzi, pocieszyć się czymś miłym zawsze warto.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Tessa

    Z tymi brwiami, to cos jest:) Tu ma choc troche ciemniejsze wlosy, to ujdzie, ale przy tych prawie bialych, to nie dalo sie inaczej;)
    Ja sie w ogole zastanawiam, po co na takie filmy chodza osoby, ktore takich filmow nie lubia, lub nimi wrecz gardza. Jak nie lubie jakiegos gatunku, to nie ogladam i sie nie wymadrzam. Oczywiscie, ze zdarzaja sie takie gnioty, z beznadziejna fabula, drewnianymi aktorami, bez humoru i wdzieku i wtedy taka opinia nie dziwi.
    Tu dygresja-zawazylam, ze czesto aktorzy grajacy w filmach „ambitnych”, graja pozniej w tych lzejszych fatalnie, jakby mieli na czole wypisana „robie to dla kasy, spadajacej popularniosci, ale mi wstyd”, oczywiscie nie wszyscy, mnie to w kurza, bo powinni swoja prace wykonywac dobrze, niezaleznie od gatunku, w jakim graja. No chyba,ze zostali fatalnie obsadzeni (tez sie zdaza-zatrudnic znanego aktora, zeby podbic ogladalnosc, mimo, ze kompletnie nie pasuje.) Koniec dygresji;)
    Ale jesli film spelni, to co ma spelniac, czyli w przypadku komedii romantycznej wzruszyc i rozbawic, to git. Ja filmy okoloswiateczne uwielbiam, wiec sie na pewno wybiore:)
    A za 2 tyg. leci tu polska komedia „Jak poslubic milionera”. Mimo, ze nie mam takich ambicji, na film sie wybiore:)

    Polubione przez 1 osoba

    1. Niestety niektore filmy czy seriale sa tak mocno reklamowane ze faktycznie wychodza z lodowki:) ja gdzie nie spojrze to Witcher – Wiedzmin. Buduje sie przed emisja taki hype, jaki to swietny serial, lepszy niz GOT. I tak czlowiek nastawi sie na nie wiadomo co I choc serial moze sie okazac calkiem przyzwoity nie udzwignie tej opinii I wtedy zacznie sie krytykowanie…

      Polubienie

  3. mrwebpack

    Nie czytam recenzji. Jak podczas rozmowy znajomek wspomina o wątkach filmie proszę o „niespojlerowanie”. Po co się nakręcać 😉 Z drugiej strony mówienie, że serial czy film jest fajny to dla mnie trochę słabe.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.