Istanbuł – ogólnie

Jeszcze jestem w Istambule, więc na świeżo podzielę się wrażeniami. A są one bardzo mieszane. Kiedy byłam tu około 25 lat temu, zatrułam się, złamałam rękę w łokciu i myślałam, że to dlatego nie pamiętam z tej podróży prawie nic oprócz tego, że były to najgorsze wakacje w moim dotychczasowym życiu (i w sumie takimi pozostały). Jechaliśmy wtedy do Turcji autokarem, przez Izmir, Pammukale i kilka innych miejsc, które ledwo pamiętam. Z Istanbułu wracaliśmy samolotem. Wszędzie był chaos, hałas, kiepska organizacja. Jedynie Pammukale mi się podobało.

Korzystając z tego, że przyjechałam tu służbowo, postanowiłam przedłużyć pobyt o 3 dni, by eksplorować Istanbuł prywatnie. Gdyby nie wyjazd z powodu pracy, nigdy do głowy by mi nie przyszło, by tu przyjechać i z perspektywy tych kilku dni już wiem, że miałam absolutną rację by się tu nie pchać. Oczywiście jest to moja prywatna opinia, na pewno są tacy, dla których Turcja i Istanbuł są wspaniałymi destynacjami. Ja przypuszczalnie jestem zbyt przyzwyczajona do Europy i jej standardów, tego, że mam wszędzie bez problemu dostęp do internetu i nie obawiam się łazić po wszystkich kątach.

Zaczęło się bardzo nieciekawie, bo lot był opóźniony o ponad 4 godziny. Dopiero po około dwóch okazało się, że samolot zamiast w Dublinie musiał z powodu wiatru lądować w Manchesterze, a jak już przyleciał do Dublina, to pilot musiał być wymieniony na innego. Z jakichś nieznanych mi powodów kazano nam wrócić z powrotem do sali przylotów, do stanowiska Turkish Airlines, by na nowo wczekinować się na ten sam lot. Pani z obsługi która okazała się Polką, powiedziała, że w życiu takiego bałaganu tam nie było. Jak już przeszłam ponownie kontrolę i dotarłam do bramki, pomimo długiej kolejki jeszcze nie zaczęto boardingu.

Przynajmniej tyle, że w całej tej aferze poznałam dwóch towarzyszy niedoli, którzy godzinę wcześniej zaprzyjaźnili się podczas ganiania po lotnisku: jeden to Turek mieszkający w Irlandii, Ali, drugi to bardzo wysoki i atrakcyjny Australijczyk z Tasmanii, Brendan, który po tygodniowym pobycie w Irlandii jechał na 4 dni do Istanbułu, a stamtąd do Indii. Zaczęliśmy rozmawiać, poszliśmy na drinka, założyliśmy grupę na what’s up a potem udało nam się usiąść we trójkę w samolocie. Przegadaliśmy prawie 5 godzin lotu.

Rzecz jasna, nasz nadany bagaż nie przyleciał z nami. We trójkę udaliśmy się do lost luggage, gdzie wypełniliśmy stosowne dokumenty, po czym zapewniono nas, że bagaż przyleci kolejnym lotem następnego dnia rano więc będzie nam dostarczony w miarę szybko. Acha. Kupiłam na lotnisku szczotkę i pastę do zębów i krem Nivea. Wszystkie kosmetyki i ubrania oczywiście były w głównym bagażu, na szczęście miałam z sobą laptop, bo kolejne dwa dni miały upłynąć na treningach w nowym hotelu. Mój kolega, który miał mi towarzyszyć pierwszego dnia, by się ode mnie uczyć, leciał do Istanbułu z Amsterdamu i już dużo wcześniej wylądował. Napisał mi wiadomość na what’s up, żebym szła do konkretnego okienka na lotnisku i tam zamówila taxi, bo on tak zrobił i jest super zadowolony Była już pierwsza rano, kiedy rozstałam się z nowymi znajomymi i poszłam do owego okienka, by zamówić transfer.

Co do hotelu, który przyjmujemy do grupy i którym się opiekuję i pomagam od lata tamtego roku (normalnie taki proces trwa około 3 miesiące, ale w Turcji wszystko ma inne tempo) to mój pobyt był fantastyczny. Pominąwszy fakt, że przez 2 dni (tak, tak, bagaż nie doleciał na czas ale do tego wrócę) robiłam treningi w tym samym topie i jeansach i bez makijażu, to ludzie okazali się przesympatyczni i bardzo chętni do nauki. Miałam przepiękny pokój z widokiem na morze, ogromną łazienkę z dizajnerską wanną i spory balkon. Częścią mojej pracy jest tzw relationship management, więc z wszystkimi hotelami jestem bardzo zżyta. W tym poczułam się naprawdę jak członek rodziny ale też jak vip.

Niestety, pierwszy dzień nie potoczył się tak, jak sobie zaplanowałam. Kiedy bowiem sprawdzałam swoje wydatki, okazało się, że polecona taxi company, która od mojego kolegi wzięła w przeliczeniu 50 euro za taksówkę z lotniska do hotelu, mnie skasowała na około 370. Oczywisty scam. Byłam zmęczona, nic nie sprawdziłam i podpisałam. Do głowy by mi nie przyszło, że oficjalna firma mająca biuro na terenie lotniska, stosuje takie praktyki. Potem dowiedziałam się, że owszem, biura podróży i firmy taksówkarskie znane są z tego, że oszukują, jak mogą. I tu znów porównanie do standardów europejskich – owszem, przekręty się trafią wszędzie, ale na taką skalę jak w Turcji na 100% nie. A ja nie chcę podróżować do krajów, gdzie każdy tylko czeka, żeby mnie naciągnąć. To jest po prostu szokujące.

GM w hotelu był tym strasznie oburzony, kazał swoim dwóm pracownikom jechać ze mną na lokalny posterunek policji. Tam powiedziano nam, by jechać na lotnisko do tamtejszej policji. Nie chciałam robić zamieszania ale GM powiedział, że żaden problem, pracownicy mnie zabiorą i tam. Tamtejsza policja stwierdziła, że skoro podpisałam rachunek, to oni nic nie mogą zrobić, więc w końcu wkurwiona poszłam do okienka tej agencji, zrobiłam awanturę i oddano mi w cashu 240 euro. I tak przepłaciłam za kurs, ale moja firma to pokryje, więc nie ma problemu. Mój boss tak w ogóle był tym strasznie przejęty i powiedział, że pokryliby całość, mam się nie stresować i w ogóle relax. Ale nie chodzi o to, czy mi to ktoś pokryje czy nie, ale o sam fakt bezczelnych oszustw na taką skalę. Tak więc uważajcie na wszystko i wszystkich w Turcji. Owszem, spotkałam się też z przemiłymi osobami i nie każdy jest taki sam. Mimo to, w mojej głowie ten kraj już zawsze pozostanie zapisany jako miejsce, gdzie można zostać oszukanym przez oficjalne firmy.

Kiedy już przeniosłam się z hotelu do Airbnb, żegnana jak królowa 😉 spędziłam fantastyczny dzień z Brendanem. Ogólnie lubię wszędzie chodzić sama, jednak tutaj czułam się dużo lepiej i bezpieczniej z wielkim chłopem 😉 który do tego już dość dobrze orientuje się w mieście, a do tego ma Internet. Mój provider odciął mnie automatycznie, jak wydałam 50 euro i postanowiłam zostawić roaming zablokowany. Czytając w necie o tym, jak w Istambule mieć dostęp, wszystko zaczynało się od: it can be tricky. Wszystko tu jest tricky i complicated. Niby w całym mieście jest free wi fi ale zarejestrowanie się do tej usługi jest strasznie skomplikowane i po paru próbach porzuciłam to. E-sim nie działał. Można kupić normalną kartę sim, ale znów trzeba chodzić, szukać, załatwiać, uważać, by cię ktoś nie naciągnął. Pewnie chodziłabym po Istambule więcej, gdybym miała internet. Bo mapa mapą, ale układ miasta jest … jaki? Ano skomplikowany.

Wracając do bagażu: jak jeszcze przebywałam w hotelu, recepcjonista zadzwonił pod wskazany numer w poniedziałek. Powiedziano mu, że bagaż jest najprawdopodobniej jeszcze w Dublinie i będzie dostarczony tego samego dnia później. O 9 wieczorem zadzwoniłam tam jeszcze raz. Walizka już przybyła do Istanbułu. Obiecano mi, że będzie dostarczona do hotelu do południa we wtorek. Kiedy we wtorek o piątej po po południu walizki wciąż nie było, zadzwoniłam ponownie. Pani powiedziała, że bagaż dostarczą o północy. Więc ja na to, że rano zmieniam lokację, chodzę w tym samym topie trzeci dzień, jestem w podróży służbowej i potrzebuję ubrań. I że jak do siódmej dziś nie dostanę walizki, to jadę do shopping center kupić buty, ciuchy, make up itp na koszt Turkish Airlines. Walizka przyjechała za godzinę.

Tak więc spacerując z Tasmańczykiem wyglądałam już jak człowiek 🙂 Poszliśmy między innymi na typową turecką kawę, znaleźliśmy francuski cocktail bar z przepięknym tarasem i widokiem na Bosfor, a potem kolejny z fajnym ogrodem i muzyką. Sprzedawca dywanów wciągnął nas do sklepu, gdzie udawaliśmy parę, i mieliśmy okazję obserwować salesman craft w najlepszym wydaniu. Ponownie – sama bym tam nie poszła. Ale było to zabawne doświadczenie. Posiedzieliśmy z godzinę w moim airbnb na tarasie pijąc wino, po czym poszliśmy do knajpy na tapas i shiszę. Ach, shisha. Najlepsze doświadczenie w Istanbule. Po knajpie biegały koty, które wskakiwały nam na kolana. Koty, shisha, przystojny 32 letni blondyn vis a vis 😉 czego chcieć więcej.

Ogólnie, jest tu za dużo ludzi. Jak ktoś narzeka na tłumy w Wenecji czy Dubrowniku, niech przyjedzie tutaj. Morze ludzi. I to nie są głównie turyści, ale mieszkańcy. I jak w Wenecji każdy chodzi po prawej, tu jest chaotyczny tłum który łazi po ulicach, po torach kolejowych, auta i tramwaje trąbią, policja ( która jest w ilościach porażających dosłownie wszędzie) gwizda, a do tego dochodzi lament z meczetu. To wysysa energię ze mnie. I tak jak pisałam wcześniej, w Europie czuję się u siebie, tu czuję się obco i niekomfortowo. Nie jestem z tych, co to kochają nieznane i przygodę i jeżdzą po Azji czy Ameryce Południowej. Dziękuję, zostaję przy Europie. I choć Turcja częściowo leży w Europie i taką chce być widziana, to jednak organizacja i mentalność to Azja.

Owszem, jest tu ogrom historii i miasto jest stare. W kolejnym poście o tym napiszę. Byłam w Błękitnym meczecie, w Hagia Sophia, w niesamowitej Basilica Cistern ( kolejny po shishy highlight of my holiday) i na rejsie jachtem. Dziś mam długi walking tour off the beaten path. A jutro na szczęście wracam do siebie 🙂

6 uwag do wpisu “Istanbuł – ogólnie

  1. Do Turcji bym chetnie pojechala ale raczej do spokojnej miejscowosci blisko natury, Istambul na 1 dzien jesli w ogole. Slyszalam o nim pochlebne opinie (Anglicy jezdza tam na potege robic zeby, biusty, przeszczepiac wlosy itd) ale to pewnie dlatego ze caly ten chaos i galimatias ma stanowic specyficzny urok miasta. No i jest ono wielgachne, jak dwa Londyny niemal. Zawierucha z bagazem – karygodna, podobnie taksowkowy scam.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Mam to samo z Europa:) Nie ciagnie mnie tam, gdzie sa insekty, okropne upaly, prawa kobiet depttane sa jeszcze (duzo) bardziej, niz w Polsce, szczegolnie do krajow arabskich/muzulmanskich.

    W Turcji bylam dwa razy, oba te pobyty byly tak rozne, ze bardziej sie nia da.

    Pierwszy raz bylam ok. cwierc wieku temu, na typowm urlopie wypoczynkowym, w 5* hotelu w poblizu Kemer i to byl bardzo udany pobot, mimo, ze bylam tam z moim exex-em i jego mamusia;) My zabukowalismy 4* gwaizdkowy tzw. Glückshotel, czyli kategoria i (mniej-weicej) miejsce, a hotel mial byc przypadkowy, ale moja przyszla niedoszla tesciowa;) bardzo chciala jechac z nami i zrobila wszystlim update na 5 lub wiecej gwiazdel. I to byla jedna z niewielu rzeczy, ktore zrobila dobrze, ze sie na to uparla. Po przyjezdzie trafilismy do 4 (w kategorji tego kreju, a tak naprawde gora 3* hotelu, wieczorem, gdzie napieprzala muzyka disco, wrzeszczaly (glownie niemieckie;) dzieciory, bo to byly swiata zieloswiatkowe, w maju, tu jest wolne, a pokoj mamy exex-a okazal sie schowkiem na miotly, w jakim Borys Becker zaplodnil te Ruska;) moj exex jako typowy biznesmen od razuwniosl spokojny, ale bardzo stanowczy sprzeciw i obiecano nam, ze rano przeniesiemy sie do innego, lepszehotelu. Po kolacji zrobilismy spacer i jeden hotel w okolicy bardzo sie nam spodobal i oczywiscie okazalo sie, ze to do niego sie przenosimy:) Niby 1 gwazdka, a roznica mega. Piekny, nowoczesny hotel glowny, w ktorym duzy, sloneczny pokoj z widokiem na morze dostala b.n.tesciowa, my dwupietrowy bungalow io wtedy pierwszy raz zobaczylam, jaka moze byc w takich krajach roznica miedzy jedna gwiazdka;)

    Drugi moj pobyt byl kilkanascie lat temu wlasnie w Istambule, na weselu przyjaciol mojego ex-a i to sie na ksiazke nadaje, wesele bylo w wojskowej kasernie, musielismy sie przedzierac tam przez krzaki;), nie bylo nic do jedzenia, zmylisma sie nasza grupa (posko-nimiecko-wloska + turecka siostra pana mlodego, podwojna rozwodka;) i w satynowej, obcislej sukience i obcasach na 12 cm jadlam siedzac na barowym stolku gyrosa z papierowego talerza;) Nie wiem, czy naprawde tak smakowal, czy dlatego, ze bylismy tak glodni;) moj ex dostal na nastepny dzien sraczki, para mloda nasza grupe olala i poinformowala dokad sie wybieraja z reszta gosci i tak sobie przez 2 dni zwiedzalam IOstambul z dwoma Wlochami i Niemcem i tez bylam szczesliwa, ze nie musze lazic sama.

    Kilka tygodni pozniej byl zamach dwa hotele dalej od naszego i w katolickim kosciele, ktory zwiedzalismy.

    Ogolnie byl smrod, brod, scisk i halas,plus masa zebrzacych dzieci, strasznie deprymujace i co ciekawe kompletnie nie pamietam slynnych stambulskich kotow, w przeciwienstwie do greckich, ktorych zdjacie robilam juz ponad 30 lat temu.

    A co do zagubionych walizek, to napisze w drugim komentarz, pozniej;)

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pisalam na szybko, stad masa literowek;)

    Zapomnialam dodac, ze sukienka byla do samej ziemi i na ten hocker nie bylam w stanie sie sama wdrapac i mnie moj ex z kumplem, jak Marlin w Diamonds are a Girl’s Best Friend za lokcie posadzili;) Sukienka byla z reszta b. podobna, tylko bez rekawiczek i damentowej kolii;) i nie wsciekle rozowa, a malinowo-czerwona;)

    Kaserna na terenie wojskowym byla zalatwiana po znajomosci, na czarno i dlatego trzeba bylo wchodzic jakims zarosnietym, niechronionym (!) bocznym wejsciem;) Moge sluzyc za szpiega;)

    Pol roku pozniej bylysmy podobna grupa na weselu jednego z owych Wlochow, na Sycylii i bylo ono kulinarnie, estetycznie i pod wzgledem goscinnosci o 18 stopni odmienne od tego creepy w Istanbule. Bylismy zaopiekowani przez rodzine pary mlodej, bardzo serdecznie przyjeci, duzo wspolnie zwadzalismy i ogolnie byla fantastyczna atmosfera:)

    A co do zagubionych walizkek.

    Po tym, jak moja znajoma kupe tremu (ale juz po 11/9, bo ograniczenia plynow juz bylo) poleciala na slub kolezanki, na ktorym miala byc swadkowa i zostala z torebunia w reku, bo walizka nie dotarla, zawsze biore bagaz podreczny, w ktorym mam niezbede kosmetyki, bielizne na zmiane, jakis top lub plazowa sukienke i kostium i klapki, jesli jest to wyjazd urolpowy, gdzie jest cieplo.

    Moja znajoma zrobila sie kompletnie na szaro, przez kilka dni chodzila w pozyczonych ciuchach i uzywala pozyczonych kosmetykow, chowala sie przed zdjeciami, co nie bylo latwe, jako swiadkowej;) i ogolnie wspominala to jako horror.

    Informacje o znalezieniu walizki otrzymala w momencie wycheckowania z hotelu, w ostatniej chwili zatrzymala transport i o malo nie spoznila sie na samolot odbierajac ja na lotnisku. I dopiero odbierajac te nieszczesna walizke dowiedziala sie, ze nalezy jej sie niezla kasa (byla wtedy mega splukana i na debecie przez ten slub) i mogla spokojnie sie obkupic na koszt linii lotniczych;)

    Moja przyjaciolka byla w zeszlym roku w Stanach i miala podobna przygode, ale ona jest obtrzaskana i od razu sie dowiedziala co i za ile, zbierala wszystkie rachunki i dostala cos ok. 1000 $. W dodatku odzyskala po wielkiej awanturze na frankfurckim lotnisku swoja walizke, ktora, jak sie okazalo nigdy nie wyleciala i jak mi opowiadala szczegoly, to to jest prawdziwa mafia i opowiesc na nastepna historie.

    W kazdym razie juz wiem, ze nigdy nie kupie drogiej, wypasionej walizki, bo takie wlasnie „gina”;)

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.