Jedno z obiegowych życzeń jakie składa sie komuś w jego urodziny to „100 lat„. 100 lat niechaj żyje nam – to brzmi jak klątwa a nie jak coś dobrego i pożądanego.
Babcia C. skończyła niedawno 99 lat. Już od conajmniej 10-ciu marzy o śmierci. Nic jej nie dolega i pewnie to jest powód długowieczności. Ma dobrą opiekę, niczego jej nie brak w sensie materialnym, a jednak doczekać się nie może tego kiedy w końcu zamknie oczy i ich już nie otworzy. Rodzinie mówi że ma po prostu dość, już się nażyła, denerwuje ją niedołężność, to że już tak nie widzi, nie słyszy i nie jest sprawna jak kiedyś. To że każdy umarł a ona jeszcze nie. Dłuży się jej każdy kolejny dzień. Ponieważ umysł ma wciaż sprawny, żartuje że ktoś kiedyś rzucił przekleństwo ” niech nam babcia żyje 100 lat” i na szczęście jej tylko niecały rok został. Ostatni miesiąc jest zły, babcia praktycznie ginie w oczach, życie z niej ulatuje. I czeka na ten koniec jak na zbawienie a tu nic. C. odwiedza ją prawie co tydzień i kiedy wraca zawsze mówi że ma na nadzieję iż on zejdzie z tego świata znacznie szybciej.
Patrzę na fotografię tej obcej mi kobiety – jedyne jakie pozostało z jej młodości, i myślę jaka to szkoda że tak naprawdę to jej dzieci i wnuki nic o niej nie wiedzą. W kim się podkochiwała jako nastolatka, z kim się pierwszy raz pocałowała, o czym marzyła i ile z tego się spełniło. Co robiła podczas wojny? Czy miała jakieś sekrety? Kiedy odejdzie moje pokolenie, przynajmniej zostaną po nim blogi, zdjęcia na insta i selfie z dzióbkiem na fejsbuku. Na szczęście ja dużo wiem o mojej babci bo wypytywałam się o wszystko i wysluchiwałam opowieści z jej młodości. Mamę też wypytuję ale z tego co czuję to ona ma tajemnice których nie wyjawi. Każdy człowiek nosi w sobie jakąś opowieść, szkoda że często nikt jej nie slyszy bądź nie pamięta.
A ja nawet nie znam swoich przodków ani w sumie dalszej rodziny. Od lat mam zamiar poprosić mamę żeby naszkicowała mi drzewo genealogiczne, tyle przynajmniej ile pamięta, ale jakoś ciągle o tym zapominam. Wiem że siostra mojej babci od strony ojca walczyla we francuskim ruchu oporu i jako dziecko odwiedziłam nawet pomnik ku czci działaczy którzy zginęli w bombardowaniu, jest na nim jej imię. Nasze drzewo ma wielką odnogę francuską ale i ponoć amerykańską – mój ojciec był święcie przekonany że jest spokrewniony z jednym ze znanych swego czasu piosenkarzy amerykańskich polskiego pochodzenia.
Oglądam czasem program „Who do you think you are” w którym znane osoby szukają wiadomości o swych przodkach. Odwiedzają miejsca gdzie dalecy krewni się wychowali, oglądają zdjęcia, ze wzruszeniem czytają każdą wzmiankę w starych dokumentach. Ian McKellen na przykład odkrył że wcale nie jest pierwszym aktorem w rodzinie, bo jego przodek również nim był, i wg recenzji bardzo dobrym. Co by nie mówić, jest coś w więzach krwi co łączy i fascynuje. Jak na razie wiem że jedna z moich prapraciotek zabiła męża siekierą – to dobry start na grzebanie w przeszłości 😉