Porto ogólnie

Wrocilam z Porto zachwycona, ale to miasto nie spodoba sie kazdemu. Jesli byliscie w Lizbonie i nie przypadla Wam do gustu to raczej nie ma po co jechac do Porto. Jak by najcelniej opisac ogolne wrazenie – czuc w tym miescie jego historyczna potege i wielkosc ale tez i zle czasy. Bieda przeplata sie z przepychem, piekne budynki ktore niszczeja i sa niezamieszkane stoja tuz obok odremontowanych. Na jednej ulicy mozna zobaczyc zadbane sklepy i kamienice, ubranych w garnitury biznesmenow spieszacych do pracy i rozchichotane nastolatki oraz mezczyzne szukajacego jedzenia w smietniku czy babcie skromnie ubrana, truchtajaca stroma ulica z laseczka, malutka i krucha jakby sie miala zaraz rozpasc. Ogromne mosty, kilkukilometrowe avenidy i ulice z bankami i drogimi butikami sasiaduja z odrapana ale niesamowicie malownicza starowka gdzie do niedawna lepiej sie bylo nie zapuszczac po zmroku. Widac ze turystyka kwitnie – niezliczona ilosc restauracji i barow jest zapelniona, po miescie kraza rozne busy typu hop on hop off, oferta zorganizowanych rozrywek jest naprawde duza a punkty informacyje na kazdym kroku. I komunikacja jest rozbudowana – wiele linii metra, autobusy, historyczny tramwaj jak w Lizbonie, rowery do wypozyczenia. 

Porto jest kolorowe i sloneczne ale i zasnute lekka mgielka, widac to bardzo dobrze na zdjeciach. Bylo naprawde goraco choc powiedziano mi ze w zasadzie to juz jest chlodno, lato bylo tak upalne ze mojej gospodyni z airbnb zdechly kaktusy na tarasie. Kaktusy! Jak ktos nie lubi sie wspinac to tez nie bedzie zadowolony – Porto jest chyba jeszcze bardziej niz Lizbona zlokalizowane na wzgorzu i albo sie schodzi w dol albo sie wspina pod gorke, czesto po schodach albo po „kocich lbach”. Ale to ma wielka zalete (oprocz spalania kalorii i pracy nad miesniami posladkow) – widoki. Tzw miradouro czyli punkty widokowe sa praktycznie wszedzie. W zasadzie moznaby co kilka minut stawac i robic zdjecia.

Rady i informacje praktyczne – mieszkalam w apartamencie BIRDNEST wynajetym przez airbnb i ponownie jestem bardzo zadowolona. Wybralam go ze wzgledu na decor, po prostu spodobaly mi sie zdjecia. Dodam ze vis a vis mieszkala urocza pani z kotem syjamskim ( a wlasciwie kotka i chyba seniorka) z ktora czesto prowadzilam rano pogawedki (z pania, nie z kotka 😉 Kotka codziennie przychodzila do mnie na glaskanie. Apartament byl mniej wiecej 20 min na piechote od starowki i jakies 5 min od stacji metra – ja oczywiscie lazilam wszedzie. Taksowka z lotniska kosztowala 25 euro, z powrotem wzielam jednak metro. Nie bede Wam opisywac jak sie poruszac po miescie metrem (i nie tylko) bo to juz zrobila autorka bloga Duze Podroze TU. Nic dodac nic ujac. Na wiekszych stacjach metra placze sie kilku panow w zoltych kamizelkach ktorzy przechetnie udzielaja pomocy w zakupie biletu jakby ktos mial problem.

Starowka i glowne atrakcje sa zlokalizowane tak ze mozna sie wszedzie bez specjalnego wysilku dostac pieszo. Z czystego wygodnictwa kupilam dwudniowy bilet na YELLOW BUS ktorego dwie linie kraza nie tylko po centrum ale i docieraja do dzielnic Foz i Matosinhos gdzie chcialam pojechac ale bez  kombinowania z publicznym transportem. Do tego w cenie biletu za 15.00 euro  jest 50 minutowy rejs po rzecze Douro i odwiedziny w wytworni Porto polaczone z testowaniem trunku – obie atrakcje kosztuja osobno po okolo 12 euro wiec sie oplaca. Na pewno nie polecam yellow bus jesli ktos chce tylko pojezdzic sobie po starowce czy po miescie na drugim brzegu rzeki – Gaia. To wszystko jest bardzo blisko a na busa bedziecie czekac na przystankach i do godziny. Choc tyle ze bilet uprawnia tez do przejazdu wszystkimi innymi autobusami. 

Wszedzie sa bankomaty, wszedzie mozna placic karta. Jak i w Lizbonie prawie kazdy mowi po angielsku z duza swoboda. Ogolnie ludzie sa mili choc widac ze zycie chyba zbyt latwe tam nie jest. Czulam sie bardzo bezpiecznie, owszem nie wloczylam sie nocami po Ribeirze choc w przewodnikach pisze ze zamontowano oswietlenie i okolice patroluje policja. Wiadomo ze zawsze trzeba zachowac zdrowy rozsadek i nie pchac sie w jakies uliczki samemu po zmroku, to dotyczy kazdego kraju. Po godzinie osmej wieczorem sklepy spozywcze sa zamkniete ale jakby co z glodu sie nie umrze bo rozne snack bary, restauracje i inne przybytki tego typu sa na kazdym rogu. Alkohol jest bardzo tani i jak zwykle mnie trafialo kiedy widzialam nazego baileysa i naszego Jamesona duzo tanszego niz w Irlandii. Ale w Porto sie pije Porto oczywiscie 🙂 Lampka w barze kosztuje od 2,5 euro a butelka w sklepie od 7.00. Wino jakiekolwiek sie nie wezmie z polki, nawet i najtansze po niecale dwa euro bedzie bardzo dobre. W porownaniu do cen irlandzkich to artykuly spozywcze sa smiesznie tanie. 

Nie jadalam w restauracjach bo ogolnie nie lubie, do tego dieta, wiadomo 🙂 Gdybyscie chcieli sie dowiedziec gdzie i co jadac ponownie zapraszam na Duze Podroze.

Na upartego mozna zwiedzic Porto w dwa dni, ale ja nie lubie byc w trasie od rana do wieczora, nie lubie pospiechu i napietego planu. Mialam pelne 3 dni by zobaczyc to co chcialam (nie liczac dnia przylotu i odlotu). Gdybym sie bardziej sprezyla na pewno zdolalabym przeznaczyc jeden dzien na wypad poza miasto ale zostawiam to sobie na nastepny raz. Pewnie nie za rok nie za dwa, ale za jakis czas chetnie odwiedze Porto ponownie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.