Szentendre brzmi jak imie jakie chetnie nadaja swoim dzieciom rodziny irlandzkie (te z biedniejszych dzielnic) : Poznaj moje dzieciaki kochaniutka – Szantal, Szarmein i moj najmlodszy, Szentendre! 😉
Do tego uroczego miasteczka dojezdza sie w 40 min kolejka HEV. Troche zmascilysmy nie odwiedzajac muzeum wina ani marcepana, ani nawet muzeum lat 70tych zachecajacego do wejscia malym fiatem. Za duzo czasu spedzilysmy w skansenie na obrzezu i potem juz wszystko inne sie pozamykalo.

Ryneczek
Skansen – Muzeum Wsi Szentendre jest najwiekszym tego typu obiektem na Wegrzech, liczy sobie 80 domow, 3 koscioly i okolo 200 budynkow gospodarczych (w tym mlyn). Pieknie wszystko wyglada ale jakos tak …zycia nie ma. Pusto.

Chatka w skansenie
Jedynie w budynku szkoly mila pani przebrana na nauczycielke „uczyla” i opowiadala troche o historii. Tego wlasnie mi brakowalo – pracownikow ktorzy w kazdej chacie beda chleb piec albo oporzadzac obejscie, opowiadajac przy tym jak to drzewiej bylo. Zdjecia i opisy nie wystarcza. Do tego troche sklepow z rekodzielem tez by sie przydalo. Moglo byc ciekawie a bylo nudno.

Kot w skansenie ratowal sytuacje
Samo Szentedre jednak cudne. Wiele swiatyn prawoslawnych ( w XVIII prawie 90% mieszkancow to byli Serbowie), najstarszy na Wegrzech zegar sloneczny, galerie (teraz miasto slynie jako enklawa artystow) a nawet ruiny obozu rzymskiego – czyli dla kazdego ktos dobrego 🙂 I rzeczka ladna.


Wybralysmy sie tez busem do Egeru – to z kolei barokowo-rokokowa perelka slynna glownie z produkcji wina Egri Bikaver. Wiecie ze dziala tam, zrzeszajac ludzi z calego swiata, Towarzystwo Rycerzy Turystyki Winnej? RYCERZY. Niesamowite 😉

I znow ryneczek
W wina najlepiej zaopatrzyc sie w Dolinie Pieknych Pan gdzie panie tak piekne jak ja i Dita znajda sie w swoim srodowisku naturalnym 🙂 W owej dolinie wytworcy win przechowuja je w skalnych grotach gdzie mozna go skosztowac i/lub kupic (kieliszek 150 HUF czyli 49 centow, dwa litry 150 HUF czyli 33 centy)

Ale oprocz wina sa i inne atrakcje -zamek slynny z dramatycznego oporu przeciw Turkom, budynek Liceum z biblioteka rekopisow i jedynym na Wegrzech listem Mozarta, ogrody, koscioly,cerkiew i wyjatkowe bramy Fazoli z kutego zelaza.

To widac z minaretu
Mnie spodobal sie minaret ktory nazwalam Pogromem Amerykanow. Wieza w srodku jest tak waska ze nie majac rozmiaru co najwyzej 12 mozna w niej w niej utknac na dobre. Bardzo wysokie stopnie w liczbie 97 prowadza na taras ktory rowniez ledwie zmiesci szczupla osobe ktora moze – wciagajac nieistniejacy brzuch – obejsc go wkolo. Ciekawa wspinaczka i ladne widoki.

Wasko…
A tuz obok jedna z najwiekszych atrakcji miasta – Kopcsik Marcipánia és Harangöntő-ház – czyli Muzeum Marcepana poswiecone panu Lajosowi Kopcsikowi, cukiernikowi ktory jest zdobywca wielu nagrod, dyplomow i medali oraz rekordu Guinessa. Niesamowite co tej czlowiek wyrabia – doslownie i w przenosni. Az trudno uwierzyc ze eksponaty sa zrobione z masy cukrowej – i miniatura minaretu, i wielka butla egri bikavera, kopie obrazow mistrzow i wiele wiele innych dziel. A na koncu czeka najwspanialsza niespodzianka – caly barokowy buduar wykonany rowniez w calosci z marcepanu. Mistrzostwo swiata. Niestety zdjecia wyszly niespecjalnie (odbicie w szybie) wiec mozna zerknac np TU

Polskie akcenty
A gdyby ktos chcial sprobowac czegos innego niz gulasz to polecam goraco sredniowieczna knajpe Excalibur. W srodku panuja ciemnosci rozswielone jedynie swiecami. Je sie albo recami albo drewnianymi sztuccami z ogromnych polmiskow, popija sie wino w glinianych kubkach. Bardzo ciekawe menu, duzo dziczyzny oczywiscie. Degustacji towarzyszy sredniowieczna muzyka (choc z kuchni przebijal sie niesmialo Chris Izaak 😉 Jadlam najlepsza w zyciu cebulowa zupe podana w wydrazonym bochnie chleba.
Co prawda do Egeru trzeba sie tluc okolo godziny i czterdziestu minut ale warto.

Pomnik pani udeptujacej winogrona na winko