Zakochalam sie w oleju kokosowym ktory zaczelam stosowac na twarz i cale cialo (plus wlosy) zamiast oliwy z oliwek.
Pewnie dziala tak samo ale za to tez pieknie pachnie. Nawet moja Kitty zawsze lize mnie po nosie kiedy go mam na twarzy.
Swietnie nawilza i wygladza, mozna go stosowac jako blyszczyk do ust, peeling (w polaczeniu z cukrem) i dodatek do kapieli (trzeba wlac do wody okolo cwierc szklanki po wczesniejszym roztopieniu). A w sloiczku wyglada bardziej jak smalec 😉
Z towarow bardziej luksusowych kupilam niedawno podklad Miracle Cushion Lancome. Bardzo ladnie sie rozprowadza i nie wysusza skory, jest niesamowicie lekki. Polecam tylko fankom delikatnego make-upu – na efekt „tapeta” sie nie nadaje.
Zmienilam tez tusz do rzes z Lancome Hypnose na Lancome Grandiose. Bardzo ladnie wyglada opakowanie, szczoteczka ma ciekawy ksztalt pozwalalajacy dotrzec do najkrotszych wloskow. Ogolnie polecam choc w 100% zadowolona nie jestem (tusz szybko schnie i jesli sie chce zrobic wiecej niz jedna warstwe to trzeba sie bardzo spieszyc, bo sie bedzie kruszyc) ale juz stracilam nadzieje na mascare idealna wiec zadowalam sie 90% satysfakcji.
Krem do twarzy na dzien – lubie je zmieniac i sie nie przywiazuje. Kupilam Loreal Revitalift Magic Blur w kolorze rozowym, o dziwnym ostrym zapachu. Owszem wygladza ale niestety nie mozna na niego polozyc zadnego makijazu, wszystko sie bryluje. Probowalam odczekac nawet i pol godziny – tak samo. Twarz sie wydaje powleczona jakas sliska substancja- choc istotnie jest bardzo gladka. Krem wyladowal wiec jako ten do dekoltu (moja mama nietrafione kremy przeznacza dla stop, ja do dekoltu). W polskim sklepie nieopodal nabylam na szybko Eris Algorithm- ten z kolei blekitny jest – i jestem z niego zadowolona.
Ogolnie od kremu na dzien oczekuje przede wszystkim dobrego nawilzenia bo zmarszczek nie mam specjalnie widocznych (to efekt stosowania kremu Nivea przez lata ktory jest magiczny). Rzadko mi sie zdarza zeby cos tak bardzo mi nie podeszlo jak ten Loreal.
A do ukladania delikatnych i cienkich wlosow – niestety takie mam – jedynie Fuente Molding Cream. Przepraszam za dosadne porownanie ale wyglada dokladnie jak sperma. Nie obciaza i nie tlusci wlosow, mozna stosowac do wygladzania, mozna do skretow, albo tylko zeby „podniesc” fryzure. Po calym dniu wystarczy wlosy przeczesac reka i sie znow uloza. Swietny specyfik ale dostepny tylko w specjalistycznych sklepach, ja go kupuje od mojego fryzjera.
Fuente robi duzo innych kosmetykow do wlosow miedzy innymi lakier o pieknym, wrecz uzalezniajacym zapachu. Nie uzywam lakieru juz od lat ale ten nie skleja wlosow a jedynie powoduje ze nie „klapna” za szybko.
A tak na zakonczenie przyznam sie ze chyba jestem jednak malo kobieca bo nie nosze przy sobie zadnych kosmetykow, no czasem moze blyszczyk. Nie poprawiam sobie noska czy usteczek 😉 w pracy albo w knajpie. Makijaz mam bardzo lekki wiec nic sie nie usypie czy nie odpadnie 😉 Natomiast juz pare razy slyszalam wyrazone slowami zdumienie kolezanek ze nie mam przy sobie pudru ani szminki, ani lakieru do wlosow. Ba, nawet grzebienia nie mam.