Gdyby ktos wybieral sie do Stratford Upon Avon z lotniska Birmingham polecam firme taksowkowa A2B tel 0044 121695 9755. Nie chcialam sie tluc pociagiem wiec sprawdzilam okolo 10 roznych przewoznikow i wszyscy oferowali mi 50-55 funtow za przejazd taksowka a polecana przeze mnie tylko 35.00.
C. studiowal w Birmnigham (on wlasnie polecil mi Stratford jako weekendowy wypad) i uprzedzil mnie ze to „male Indie”. Istotnie 2/3 samolotu to Hindusi a na lotnisku caly staff – naprawde nie przesadzam – Hindusi z dominacja Sikhow w turbanach. Nie zebym miala cos przeciw ale taka ciekawostka (moj taksowkarz tez zreszta stamtad).
Po okolo 45 min jazdy znalazlam sie przed B&B i co za szczescie ze pokoj byl gotowy juz o 8.30 rano. Moglam w nim w spokoju czekac na kolezanke blogowo-wyjazdowa Dite.
Pogoda byla piekna przez caly weekend, dopiero w poniedzialek zaczelo lac ale to byl nasz ostatni dzien. A co fajnego jest w Stratford? Oczywiscie cale miasteczko jest nakierowane na Szekspira (uzurpatora jak to przedstawilam w poprzednim poscie 😉 ale na szczescie nie straszy on z kazdego kata jak np. Matka Boska w Medjugorie. Wrecz przeciwnie – duzo jest slicznych przeuroczych malych sklepikow ktore z nim nic wspolnego nie maja a ktorych mi brakuje w Dublinie. A jak juz Szekspir to raczej jego ksiazki w przeroznych wydaniach, cytaty na magnesach i posterach (nam najbardziej spodobalo sie „HAve we no wine here”) piekne pocztowki z fragmentami jego utworow i gesie piora.
W calym miescie panuje artystyczna atmosfera bo mozna sie natknac na aktorow dajacych darmowe przedstawienia. Nikt sie nudzic nie bedzie – oprocz miejsca urodzin Szekspira, jego grobu i dwoch innych domow z nim powiazanych mozna odwiedzic niezliczone „ekshibicje” 😉 galerie, wspomniane sklepiki czy inne atrakcje typu Mad Muzeum, The Magic Alley (dla fanow Harrego Pottera), Tudor World czy np kupic „Ghost Tour” lub przejazdzke po rzece Avon.
A jakby tego bylo za malo to mamy market z bizuteria, obrazami, ciuchami i innymi pierdolami, mnostwo knajp gdzie mozna sie napic Shakesbeera, jest nawet bistro Marco Pierre White’a. Kino tez jest i oczywiscie teatry ktore nie graja jedynie Szekspira. Wreszcie jak sie ma samochod to o rzut beretem znajduje sie malownicze Cotswold. A i tak clue programu bylo palenie cygar na murku przed B&B, picie wina w parku i robienie selfies i friendies, zlopanie mleka (z przewaga malibu) czyli po prostu spotkanie z fajna kolezanka ktora sie widzi niestety rzadko ale za to zawsze a milych okolicznosciach przyrody 🙂
Rzecz jasna poszlysmy do domu w ktorym urodzil sie Will. Ceny biletow ktos sprytnie przemyslal bo do kazdego innego miejsca zwiazanego z bardem (czyt. uzurpatorem;) mozna kupic pojedynczy bilet za okolo 2-5 funtow. Ale do tzw Shakespeare Birthplace juz nie – albo sie kupuje caly pakiet na 4 atrakcje za okolo 15 funtow albo na 6 (za ponad 20 – jeszcze mozna sie wybrac do polozonych poza miastem domu matki Willa i jego zony).
Niby bilet jest wazny rok i mozna przez ten czas odwiedzac te miejsca ile razy sie chce ale nie sadze zeby ci wszyscy Japonczycy czy inni turysci z daleka jechali tam ponownie, zreszta jak juz sie zobaczy to co za sens isc drugi raz? (Jakby ktos sie wybieral niech da znac to posle moj bilet) Oczywiscie nic wewnatrz nie jest oryginalna wlasnoscia rodziny Szekspira, wszystko jednakze urzadzono tak jak to moglo wygladac. Za to sufit i parapet w jednej z izb to oryginaly i ich mogl lapka ruszac sam William.
Panstwo Szekspir mieszkali podobno dosc zamoznie jak na owe czasy, ale juz np. New House czyli dom ich syna (jak juz sie dorobil) to na bogato. Jego corka ktora wyszla za doktora tez zle nie miala (a czy wspomnialam juz ze nie ma zadnych potomkow Williama przynajmniej z prawego loza?). Na koncu odwiedzilysmy grob Szekspira w miejscowym kosciele.
Mad Museum czyli Museum of Art and Design absolutnie nie podobalo mi sie ale zniechecac nie chce bo moze tylko taki moj gust. Glosno, jakies pociagi gwizdza, bachorki sie dra, naciskaja guziki zeby obiekty sie ruszaly, ciemno, klaustrofobicznie. Nie wiem co za sens by te dziwne przedmioty trzymac razem i naciskac na guzik a wtedy jakis samolot pomacha skrzydlami czy sie obroci wkolo. Zal 6 funtow ktore mozna by przeznaczyc na drinka w barze 😉
Odwiedzilysmy tez Galerie..nie, nie handlowa (choc i tych nie brakuje) -sztuki. Zwabil nas opis artysty ktory laczy dwie pasje – do wina i malowania. Czyli po prostu maluje butelki z winem co mozna poogladac TU. Ale zdecydowanie bardziej spodobaly nam sie akwarele Stana Kaminskiego ktory jak nazwisko wskazuje jest potomkiem Polakow i mowi po polsku (bardzo mily czlowiek zreszta). Nawet kupilysmy po jednej – moja Tu – numer E43 Flax Field. Zreszta bardzo eklektyczne zakupy zrobilam poczas wyjazdu: SZTUKA, spinki do mankietow w ksztalcie piersiowek, swetr z welny wielblada, przewodnik po Prowansji (na Za rok), olejek arganowy, 3 blyszczyki do ust i WYTWARZACZ BANIEK MYDLANYCH ktorego wspolwlascicielka jest Dita bo wylozyla polowe kasy czyli funta 🙂 I tak siedzialysmy nad rzeczka palac cygarka, pijac wino, robiac te banki i rozprawiajac na wazkie tematy np. o lekturach szkolnych. Bo ja zawsze myslalam ze to taki zart ze ktos myslal ze Natenczas Wojski to imie i nazwisko a tu Dita jako dziecko sadzila ze Ostatni Zajazd na Litwie to knajpa:)
A jeszcze dojechalysmy do chyba jedynego miasteczka w Cotswold do kotrego mozna bez problemow dostac sie autobusem (godzina jazdy w jedna strone) o wdziecznej nazwie Broadway. Tam zauwazylysmy ze miejscowi jezdza samymi Bentleyami, Maserati, Porshami – choc raz tez przejechal traktor.
Zdjecia:






