Sierpniowy Bank Holiday Weekend zaczal sie deszczowo, mimo to ja i moja ex-wspollokatorka M. postanowilysmy zgodnie z planem jechac do Polnocnej Irlandii widokowa trasa czyli przez Carrickfergus wzdluz morza.
W samochodzie na tylnym siedzeniu panoszyla sie slubna suknia ktora wlasciwie byla glownym powodem wyjazdu – mianowicie M. chciala miec w niej sesje zdjeciowa w Dark Hedges. Ja zabralam czerwone szpilki i czerwona sukienke zeby w razie czego robic za druhne – ponadto mialysmy ze 3 butelki wina i dobry humor.
Lalo wlasciwie przez cala droge wiec zamiast podziwiac widoki ktrorych nie bylo z powodu mgly, opowiadalysmy sobie rozne historie i ploteczki i tak nam zlecial czas az do Ballintoy. Kiedys dawno temu nocowalam tam w jednym z B&B gdzie mieszkalo 6 kotow i mialam nadzieje ze beda miec jakies pokoje ale gdzie tam – wszystko zajete. Ruszylysmy wiec w strone Bushmills postanawiajac sie zatrzymac przy kazdym napotkanym B&B az sie cos trafi.
Wczesniej jednak zglodnialysmy i zjechalysmy do The Red Door Tea Room ktory z daleka wygladal przytulnie a w srodku jeszcze bardziej. Przez knajpka zaparkowany byl sliczny Morgan ktory niestety odjechal zanim wyszlysmy. Polecam to miejsce jak ktos bedzie w poblizu, swietna obsluga i pyszne, proste jedzenie. Potato & Onion Soup ktora zamowilam to niebo w gebie.
Po napchaniu brzuszkow ruszylysmy w poszukiwaniu noclegu i napatoczylysmy sie na Sea View B&B. Co za zbieg okolicznosci – na podjezdzie stal ten sam Morgan! Wlascicielka otworzyla i kiedy zobaczyla M. powiedziala ze owszem ma pokoj ale tylko z dwoma pojedynczymi lozkami, ale wtedy dobieglam w strugach deszczu ja i pani dodala – ach, to chyba nie bedzie problem! Czyli na lesbijki nie wygladamy 😉
Ledwo sie rozpakowalysmy a na dworze zaczelo sie rozpogadzac. Mgla ustapila i okazalo sie ze istotnie jest Sea View i to bardzo ladny. Bylo dosc wczesnie wiec postanowilysmy pojechac do Dark Hedges na rozpoznanie terenu a potem jeszcze na jakas kawe przed snem.
Morgan znow stal w miasteczku akurat tam gdzie i my zaparkowalysmy – okazalo sie ze pan kierowca niczego sobie bo zazwyczaj w takich samochodach siedza same stare pryki. Za to jego partnerka chyba duzo starsza i nawet podejrzewalysmy ze mama ale mamy sie tak za raczke nie trzyma.
Po powrocie do B&B wpadlysmy na pomysl ze w salonie mozna by zrobic probna sesje w sukni slubnej. M. sie przebrala, zalozyla na glowe wianek. Ja wskoczylam w moja czerwona sukienka i cichutko szurajac kiecami przekradlysmy sie do salonu z aparatami. Para od Morgana mieszkala vis a vis i chyba cos slyszeli bo raz drzwi sie uchylily a potem ostentacyjnie przekrecono klucz w zamku.
Rankiem przy sniadaniu bylysmy swiadkami jak panstwo usilowali uruchomic samochod i cos nie bardzo im szlo. Nawet chcialysmy im pomoc zastartowac na pych ale w koncu sie udalo.A jaki piekny ranek nas powital – slonce i blekitne niebo.
Ruszylsmy wic ponownie do Dark Hedges – mimo wczesnej pory bylo kilkoro turystow. M. postanowila jednak sie tym zupelnie nie przejmowac i wskoczyla w swa slubna suknie (oraz kalosze)i ruszylysmy w kierunku szpaleru drzew. Nie powiem zebysmy zostaly niezauwazone – wrecz przeciwnie: glowy sie odwracaly i robiono jej ukradkiem zdjecia. Nieukradkiem zreszta tez. Panna mloda zechciala tez przelezc przez plot na okoliczne pole i ja jako fotograf musialam sie wiernie udac za nia – wiadomo ze pannie mlodej sie nie odmawia ;)To rowniez wzbudzilo zainteresowanie przejezdzajacych samochodow ktore trabily i zatrzymywaly sie.
Po skonczonej sesji udalysmy sie na plaze po kolejna porcje zdjec- tym razem ja zalozylam swoja czerwona sukienke i wzielam do reki szpilki. Tam rozniez bylysmy sensacja i mysle ze kazdy sadzil iz sie naprawde urwalysmy z wesela. Jakies starsze panie zaczepily nas:
-Is the wedding over?
I jakos kompletnie zignorowaly moja odpowiedz ze panna mloda uciekla sprzed oltarza:)
Moje zdjecia z plazy znajduja sie na starym zahaslowanym blogu – kto chce haslo prosze napisac na fejsbuku albo wyslac maila na dublinia@onet.eu.
Jadac w kierunku zachodnim zatrzymalysmy sie przy Downhill Demesne gdzie stoi piekne folly – Mussenden Temple. Bardzo fajne miejsce gdyby a/nie padalo b/nie bylo tam akurat jakiegos festynu z muzyka, latawcami, kiermaszami i oczywiscie banda dzieci. W samej swiatymi grala harfistka i artysta fotograf sprzedawal swoje zdjecia – przepiekne zreszta – ale zero atmosfery bo za duzy tlum.
A potem pogoda sie calkiem popsula ale juz wtedy jechalysmy do Donegalu w odwiedziny do blogerki Kasi Eire.Cudem ja zreszta znalazlysmy – krazylysmy w te i z powrotem wzdluz ulicy z ktorej mial byc jakis skret w gore i wreszcie trafilysmy. Wtedy juz sie rozlalo porzadnie.
Zasiedzialysmy sie u Kasi dosc dlugo i pozniej znow zaczelo sie polowanie na B&B. Po kilku nieudanych podejsciach zapukalam wreszcie do jednego i choc pokoi nie mieli to powiedzieli mi ze „they will get us sorted”. Podzwonili w pare miejsc i wreszcie znalazlo sie cos zaraz naprzeciwko, tylko ze to byl taki utajniony B&B, bez napisu zadnego. Pani wlascicielka byla „semi – retired” z biznesu, mysle ze po prostu sobie dorabia na lewo 😉
A na drugi dzien znow pogoda przepiekna. Zawrocilysmy wiec w kierunku Glenveagh National Park i troche sie po nim powloczylsmy, a potem pojechalysmy w kierunku Malin Beg gdzie mialo sie znajdowac jakies tajemnicze jeziorko z mala kladka- kolejne miejsce na ostatnia juz sesje zdjeciowa w sukni. Przed Malin Beg zaliczylysmy tez atrakcje turystyczna – Folk Village. Kilka zrekonstruowanych chatek pokazujacych ich przemiane przez wieki, przewodnik, sklepik z pamiatkami i knajpka. Folk village jakich wiele, jesli ktos byl juz w jakiejs to nie ma sensu zwiedzac kolejnej.
Odnalazlysmy tajemnicze jeziorko ktore istotnie jest przecudne. Ostatnie zdjecia i ruszylysmy do domu.
Raz utknelysmy w korku (owczym 😉 ale poza tym powrot bez wiekszych niespodzianek:





