Ktoz by pomyslal przejezdzajac przez sielankowe krajobrazy Langwedocji ze ten uroczy zielony teren pokryty winnicami splywal niegdys krwia okrutnie mordowanych Katarow, ich sprzymierzencow a i tych ktorzy mieli nieszczescie tam po prostu mieszkac.
Katarzy byli chrzescijanska sekta ktorej wyznawcy slubowali ubostwo i pomaganie potrzebujacym (jak i katoliccy ksieza tylko ze w przeciwienstwie do nich katarzy istotnie zyli skromnie i dzielili sie z biedniejszymi). Wystepowali przeciw ustrojowi feudalnemu i hierarchii koscielnej wiec nie dziwi fakt ze ich rosnaca popularnosc i wplywy nie byly w smak papiestwu.
Katarow ogloszono heretykami i wymordowano w okrutny nierzadko sposob. Nie pomoglo chronienie sie w budowanych na szczytach gor zamkach – wszystkie po jakims czasie zostaly zdobyte. Za koniec katarstwa uwaza sie rok 1244 kiedy to poddala sie ostatnia twierdza Montsegur.

Dzis Langwedocja szczyci sie swa heretycka przeszloscia a katarskie zamki lub raczej to co z nich zostalo sa swietnym towarem marketingowym do promowania regionu. Ale nie tylko dla nich warto sie tam wybrac – cala okolica jest niezwykle malownicza. Jadac w dol w strone Pirenejow ma sie przed oczami ich lancuch pokryty sniegiem. Jadac w gore jest wiecej zalesionych pagorkow i krajobraz jest jakby mniej „dramatyczny”. Mozna tez odbic w bok 😉 i znalezc sie nad morzem.

Drogi sa dobre, nawet te prawie polne. Unikalysmy autostrady bo najpiekniejsze trasy to byly wlasnie te poza nia. A to sie samochod troche powspinal po kretych serpentynach, a to sie przejechalo przez jakies miasteczko lub kolo niego podziwiajac stara zabudowe i charakterystyczna wieze kosciola gorujaca nad innymi domami. A wszedzie pusto. Ten pobyt to byl olbrzymi kontrast to naszego (mojego i Dity) ostatniego wspolnego wyjazdu na Amalfi przynajmniej jesli chodzi o natezenie halasu i turystow. Osobiscie wole spokoj i cisze 🙂

Francuzi langwedoccy okazali sie byc bardzo mili (w przeciwienstwie do paryskich). Wiele osob zna angielski, wiele osob jest Anglikami bo podobnie jak do Gozo zjezdzaja sie tam emereci z wysp (choc nie w az takich ilosciach). Im nizej w strone Pirenejow tym sie robi bardziej katalonsko – flagi, jedzenie, napisy po katalonsku a i ludzie wygladaja typowo „hispanic”.
Troche kotow upolowalam aparatem ale wiecej jest psow – szczurkow (yorkow).

Wina w sklepach zaczynaja sie od €1.29, jedzenie tanie, pogoda piekna – jednym slowem raj dla turysty. Zachecam wszystkich do zobaczenia na wlasne oczy.