Lizbona po raz drugi – tym razem z bardziej kaprysna pogoda niz 2 lata temu (pisalam o poprzednim wyjezdzie TU, TU i TU) . Powitala nas mzawka za to bylo bardzo cieplo – mozna by chodzic w samej bluzce bez kurtki gdyby nie ten deszczyk. Kolejny dzien byl w miare ok az do popoludnia kiedy to zaczela sie ulewa i przegonila nas do domu (za to wieczor juz byl ladny) a ostatnie dwa dni to juz slonce i jeszcze cieplej.
Musze wspomniec o przepieknym apartamencie ktory wynajalam na te 4 dni – normalnie nie jestem bardzo wybredna jesli chodzi o akomodacje – ma byc w dobrej lokalizacji, z osobna lazienka i ma byc czysto. Ale tym razem byl to moj Xmasowy prezent dla C wiec sie ze tak powiem szarpnelam 😉 na TO dwupoziomowe mieszkanko w Alfamie. Emailowalam z wlascicielem ktory sie pytal czy odwiedzam krewnych w swieta, wiec odpisalam ze nie, ze to moje urodziny.
Kiedy przyjechalismy czekala na mnie kartka z zyczeniami i butelka wina – bardzo mily gest 🙂 Czekal na nas tez mlody chlopak ktory dogladal wszystkiego pod nieobecnosc wlascicieli. Zrozumialam czemu musialam podac czas przyjazdu – w srodku mieszkania palily sie swieczki i wlaczone bylo ogrzewanie, wszystko przygotowane na nasze powitanie.
Apartment jak widac na zdjeciach jest pieknie wyremontowany, jednakze zachowano gdzieniegdzie fragmenty starego muru co jest swietnym posunieciem stylistycznym. Bardzo sprytnie umieszczono tez oswietlenie punktowe w rogach. Wyposazenie naprawde imponujace -wszystko w kuchni o czym mozna tylko pomarzyc, dodatkowe koce, poduszki, cala skrzynia recznikow, swieczki, karty do gry, suszarka do wlosow swiezutka w foli z dodatkowa lokowka i prostownica.
Oprocz wielkiego tarasu z grillem wspolnego dla wszystkich gosci mielismy tez swoj prywatny. Bardzo polecam to miejsce, rewelacja.
Nie planowalismy jakiegos obszernego zwiedzania bo to mial byc bardziej relaksujacy niz turystyczny wyjazd, ale oczywiscie obeszlismy wzdluz i wszerz Alfame ktora znow wzbudzila we mnie ambiwalentne uczucia. Bo oczywiscie serce Lizbony to Alfama i jest to najbardziej czarujaca i „prawdziwa” dzielnica a po jej waskich uliczkach mozna sie wloczyc caly dzien. I nie razi ani zaniedbany stan budynkow ani wszechobecne graffiti ktore miejscami zahacza o sztuke, ale te SMIECI! Wory, wory, wory smieci pietrzace sie na ulicach. Moze z powodu swiat ale z drugiej strony jesli wiem ze smieci nie beda zbierane przez pare dni to ich kurna nie wystawiam za drzwi, a poza tym ile smieci mozna narobic przez 3 czy nawet 4 dni? 10 worow? Nie wiem jak tym ludziom to nie przeszkadza.
Zreszta takie wory walaly sie wszedzie wlacznie z glowna ulica ktora prowadzi od Praca do Comercio w gore, miedzy kramikami z pieczonymi kasztanami i „zywymi rzezbami”. Bleeee.
Przejechalismy sie slynnym tramwajem 28 ktory jest troche przereklamowany i owszem, te stare tramwaje sa sliczne i dodaja uroku Lizbonie, ale jezdzic nimi to nie za bardzo – za duzo turystow w srodku i podobno kieszonkowcy grasuja w sezonie.
Wjechalismy winda Santa Justa na taras widokowy – ponownie stwierdzam ze 5 euro za te atrakcje to lekka przesada, po czym przeszlismy do Chiado i tam tez sie troche powloczylismy jak i po sasiednim Bairro Alto. Dalismy 2 razy szanse zamkowi – przyszlismy 24go i na bramie zastalismy napis po portuglsku a pod spodem po angielsku – przeczytalismy angielska wersje co sie okazalo bledem, bo po angielsku pisalo ze zamek jest zamkniety 24go i 31go, natomiast kiedy przyszlismy nastepnego dnia i znow pocalowalismy klamke, zobaczylismy ze w wersji portugalskiej sa daty 24ty i 25ty.
Na zamku nie zalezalo mi tak jak na punkcie widokowym z tarasu, ale google podpowiedzial inne miejsce a mianowice Miradouro da Senhora do Monte, sporo powyzej zamku. To byl strzal w dziesiatke bo chyba lepszej panoramy Lizbony nie moglibysmy sobie wymarzyc.
Wspomniany Praca do Comercio wygladal bardzo funky w nocy bo glowny budynek – brama byl oswietlony i zmienial kolory. Na placu miesci sie odjechana toaleta reklamowana wielkim napisem jako „the sexiest wc in the world” Swietny pomysl -uczynic z kibla publicznego atrakcje 😉 Oczywiscie skorzystalismy – pomieszczenie jest wielkie, w srodku pani ktora pobiera oplate 1 euro, mozna tez kupic sobie pamiatki np kalendarz ze zdjeciami ktore wisza w korytarzu i sa naprawde piekne, albo kolorowy papier toaletowy. Sama ubikacja jest dosc normalna za to potem raczki myje sie w wielkim zoltym zbiorniku …acha i toalety sa unisex.
Pojechalismy tez do Belem gdzie C.mial swietna zabawa jezdzac na segwayu (a w ogole to C. mowi dosc dobrze po portugalsku o czym nie wiedzialam choc przeciez moglam sie domyslac z powodu ex dziewczyny Brazylijki). Wjechalismy na gore Monumentu Odkrywcow – jak to sie stalo ze poprzednio nie zauwazylam ze mozna? – widoki cudne i most Vasco daGAmy w calej krasie. Popodziwialismy Torre de Belem i Monasterio Jeronimos a potem wygrzewalismy sie na sloncu w kawiarni, saczac alkohole 😉
W Belem podaja tez slynne Pasteis de Belem ktore wymyslili mnisi a ktorych receptura jest podobna strzezona i znaja ja tylko 3 osoby. Sprobowalismy ciasteczek – owszem dobre.
Co do innych atrakcji kulinarnych – dla mnie jedzenie mogloby nie istniec gdybym sie potrafila bez niego obejsc (no moze poza owocami Sharon od ktorych jestem uzalezniona) wiec i tam rowniez jadlam glownie owoce i jogurt. Ale C. cos solidniejszego jesc musial 😉 wiec owszem, bylismy pare razy w restauracjach ktore byly na bardzo srednim poziomie mimo ze wygladaly na dobre. To juz zauwazylam 2 lata temu – ciezko tam znalezc dobre jedzenie i nawet te polecane w przewodnikach miejsca sa zaledwie przecietne. Najmilej wspominam tapas ktore wyglada troche jak nasze polskie krokiety tyko mniejszy rozmiar i o roznych ksztaltach i nadzieniach.
Choc byl to jak do tej pory najepszy Xmas EVER, nie sadze zebym jeszcze do Lizbony wrocila choc chetnie poznalabym inne zakatki Portugalii.
Lizbonskie zwierzaki:

Lizbona „po godzinach” :

Alfama (z wyjatkiem dolnego prawego rogu – wkradla sie Baixa):

Lizbona z gory:

Swiatecznie:

Belem:

W deszczu:
