Kitty rosnie w przerazajacym tempie 😉 Jeszcze niedawno miescila sie na rece, teraz wazy 2 kg a sam ogon ma taki dlugi jaka kiedys byla w calosci.
Przywlaszczyla sobie kosz na pranie ktory byl wlasnoscia C. – czarny z siatkowego materialu ktory jest obciagniety na sprezynie, wiec mimo ze jest wysoki na jakies 50 cm to ugina sie kiedy Kitty go pociagnie lapa, od tego juz tylko krok by tam wskoczyc i sie schowac. Kiedys przewracala go i turlala sie po living roomie jak chomik na kolku, teraz gromadzi tam wszelkie swoje zabawki oraz to co nam zdola podwedzic.
Kitty jest wielka milosniczka skarpetek co mi wyglada na fetyszyzm 😉
Podkrada je z szafek, ale najczesniej po prostu sciaga je z suszarki na pranie. Wystarczy ja spuscic z oka a za chwile mignie nam Kitty skradajaca sie do swego kosza ze skarpetka w zebach…
Oczywiscie dalej nas podgryza i drapie. Nauczyla sie jednak ze gryzienie po palcach u nog w nocy skutkuje wystawieniem jej za drzwi a nie wstaniem i daniem jej jesc, wiec zmienila taktyke i teraz laskocze nas wasami po twarzy albo przystawia swoj zimny nosek do naszych nosow. Lubi tez wlazic pod koldre i wedrowac pod nia wzdluz i wszerz.
Pare dni temu zaliczylismy pierwsza wizyte u weterynarza. Kitty byla tak spokojna podczas ogledzin ze pani weterynarz nazwala ja ” very calm little creature” co oboje skwitowalismy pelnymi sarkazmu minami i usilowalismy wyprowadzic mila pania z bledu. Opowiedzieismy wiec wszystkie drastyczne szczegoly atakow na nas, czajenia sie, drapania i gryzienia, poczas gdy Kitty udawala ze to nie o niej ale o jakims innym kocie, pozujac na chodzaca niewinnosc.
„They are lying, aren’t they?” spytala ja weterynarz co oczywiscie Kitty potwierdzila absolutnym spokojem podczas szczepienia.
A oto nasze diablatko w sesji zdjeciowej:




