Naczytalam sie, naczytalam. O Jugolach (czy to jest jakis plyn? spytala moja wspollokatorka – chodzilo o Jugoslowian tak okreslanych na obwolucie) o matkach umierajacych, o mowie kwiatow, o tym jak odzyskac swoja kase co do grosza (Archer jest znakomity) o panach w lodce nie licza psa, o zaginionym dziecku,perskiej narzeczonej…uff.
A jeszcze mam pare ksiazek nietknietych…
Serio czas mi sie rozciaga jak guma w majtkach bo rowniez w miedzyczasie odswiezylam sobie stare dobre seriale jak Noce i Dnie (Bogumil, Bogumil, Tomaszek, Tomaszek) i Lalke (oj jaki glupi byl ten Wokulski!) i zaczelam Advanced Marketing Course, co wiaze sie z czytaniem ogromnej ilosci roznych opracowan, pisania assesmentow i robienia portfolio.
A przed chwila wrocilam z kina i musze polecic naprawde dobra polska komedie „Byc jak Kazimierz Deyna” Rzecz sie zaczyna dziac w roku 1978 a wiec ja juz do podstawowki szlam, rowery Wigry, biale skarpetki, dzinsowe ubranka doskonale pamietam.
Nawet wersalke w paski mama miala tez i paski w drzwiach 😉
Pomimo pewnych odniesien do socjalizmu i kapitalizmu film skupia sie raczej na zartobliwym pokazywaniu owczesnej rzeczywistosci i typowych dla niej atrybutow jak wtorkowa Niewolnica Izaura czy poczatki malych biznesow.
Niestety aktor grajacy glownego bohatera bardzo nijaki, na szczescie nie zaszkodzilo to calosci bo sa wysmienici odtworcy rol jego rodzicow i wspanialy, rewelacyjny wrecz pan Jerzy Trela.
Nie polecalabym jednakowoz zabierac cudzoziemca – nie wylapie smaczkow.
A na starej Dublinii wreszcie wpis.