O tym jak trzy księżniczki przetrwały oblężenie zamku (i nie tylko)

Co czytam o jakims ogrodzie to jest to „najbardziej romantyczny ogrod w Irlandii”, „hidden gem” albo „jewel in Ireland’s gardening crown”. I troche racji w tym bo ciezko by wybrac jakiegos zwyciezce w rankingu ogrodow – kazdy jest piekny i kazdy na takie miano zasluguje.

Altamont Gardens rozposciera sie na 40 akrach w Tullow i choc wejscie wyglada niepozornie i troche zaniedbanie to wystarczy zapuscic sie nieco glebiej zeby sie w nim zakochac. Najpierw jednak jeszcze przed wejsciem stoi dworek, zupelnie opuszczony i bedacy jedynie malownicza ruina. Gdyby go wyremontowac i zalozyc hotel byloby to idealne miejsce na organizowanie wesel.

Niestety nie znam sie na roslinach zeby Wam tu rzucac nazwami, ja jestem z tych co podziwiaja ale nie wiedza co 😉 Akurat byl sezon na liliowe dzwonki ktore zdominowaly krajobraz, ale oczywiscie ogrod jest pelen przeroznych okazow i drzew, i kwiatow,i ziol.

Przepieknie jest nad jeziorem na ktorym zyja labedzie – akurat samica spodziewa sie mlodych i siedzi w gniezdzie na malej wysepce. Wkolo sa poukrywane laweczki w romantycznych kacikach i altankach, takie dla zakochanych 😉

Mozna sie tez wybrac na dluzszy spacer wzdluz rzeki by potem wrocic do ogrodow na skroty wspinajac sie po stu schodach (czy bylo sto to nie wiem, tak pisalo na drogowskazie).

Zegnal nas pan paw ktory pojawil sie w poprzednim poscie.

Z ogrodow Altamont pojechalysmy do zamku dwojga imion Clonegal/Huntington.

Wyszukala go przypadkiem Alex na stronie gdzie figurowal pod nazwa Clonegal i mial byc w Enniscorthy, co troche dziwne bo gdzie Clonegal a gdzie Enniscorthy. Miala sie w nim miescic kwartera wyznawcow bogini Izis pod wodza kaplanki o dzikim spojrzeniu. Jakiez bylo nasze zdziwienie kiedy pod wplywem uwagi Taity zorientowalysmy sie ze te dwa zamki to w sumie jeden i ten sam.

Wyobrazalysmy go sobie jako bardziej spooky, tymczasem to najspokojniej wygladajace miejsce jakie do tej pory zwiedzilam. Kaplanka to leciwa lady Olivia juz ponad dziewiecdziesiecioletnia, wyznawcy bogini Izis nie skladaja ofiar z ludzi a sama kaplica to zbior przeroznych bibelotow i ciekawych przedmiotow glownie o tematyce egipskiej.

Potomek rodu ktory siega wstecz do 1180 roku sam osobiscie oprowadza zwiedzajacych. Wnetrza sa ciekawe, pelne interesujacych przedmiotow ktore atrakcyjnieja kiedy lord opowiada o nich anegdotki. A to o ciotce co majac 16 lat zabila krokodyla, a to o uzywaniu wosku ze swiec do zaklejania sladow po ospie na twarzy, a to ze winorosl ktora pnie sie po suficie w oranzerii pochodzi ze szczepu sprezentowanego przez Anne Boleyn.

Ciekawy tour i zachecam jakby ktos byl w okolicy. Ogrody przyzamkowe male i niezbyt interesujace oprocz szpaleru piecsetletnich drzew ktorych galezie pochylaja sie tworzac sklepienie.

Kolejne w programie byly ruiny Ballyloughan Castle ktory teraz lezy na prywatnej posesji, jak wlasnie wyczytalam z netu. Mozna sie bylo tego zreszta domyslic po zamknietej na klodke bramie, ale oczywiscie przeskoczylysmy.

Z zamku niewiele sie zachowalo i kiedy juz postanowilysmy wracac, dostrzeglysmy idace polem krowy ktory zauwazywszy nas, zaczely szybkim krokiem i z obledem w oczach zblizac sie.  Naprawde z obledem w oczach, szczegolnie jedna prowodyrka, czarna przywodczyni stada. Krow bylo ze trzydziesci a nas tylko trzy, wiec schowalysmy sie do zamku odgrodzone barierka i czekalysmy co bedzie dalej.

Krowy nie chcialy dac za wygrana i sformowaly szyk wojenny. Spytalam Alex czy ma jakas biale chusteczke cobysmy mogly nia wzywac ksieciunia na bialym koniu, miala ale higieniczna. Dobre i to. Wreszcie gdzies od strony domu wylonil sie straszy mezczyzna i zaczal isc w kierunku ruin. Oczywiscie pomyslallysmy ze to pan gospodarz ktory nas zobaczy i sie wkurzy ze mu po posesji chodzimy, wiec cichaczem wlazlysmy po schodkach na wiezyczke i przyczailysmy sie. Wreszcie po paru minutach uslyszalysmy dochadzace z dolu: Hello…

Trzeba sie bylo ujawnic i przyznac ze boimy sie krow. Mily farmer powiedzial ze nas widzial jak sie blakalysmy po polu i jak ucieklysmy przed krowami wiec nas przyszedl uratowac. Sa dzentlemeni na swiecie! a raczej w co Carlow, pozdrawiamy panow z hrabstwa Carlow 😉

Po przezyciach ukoilysmy nerwy bailey’s coffee w miejscowym barze i udalysmy sie w kierunku ostatnich ruin tego dnia, Dunleckny Church. Koscioly byly dwa i wyglada na to ze jeden sie zaczal rozlatywac wiec zaczeto obok stawiac drugi. Ciezko dostrzec to miejsce z drogi bo jest zasloniete domkami. Mieszkancy susza pranie w ogrodkach z widokiem na cmentarz.

Fotoreportaz:

Rolls Royce w Altamont Gardens

Dworek Altamont Gardens

Tata labadz

River Walk w Altamont Gardens

Roslinka jak laska biskupia

Huntington Castle

Slynny szpaler drzew

Swinka w lordowskich ogrodach

Ballyloughan Castle

Wsciekle krowy atakuja 😉

Dunleckny Church

…i w bardziej posepnej wersji:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.