Od kiedy Alex odkryla znakomitego bloga The Standing Stone, nie mam sie co obawiac ze nadejdzie szybko taki dzien kiedy nie bedzie w Irlandii zadnej ruiny ktorej bym nie „zaliczyla” 😉
Wybralysmy sie w zeszla niedziele (ja, Alex i jej kolezanka Sylwia) do Co Carlow na objazd tamtejszych opactw, zamkow (a raczej ich pozostalosci) i cmentarzy. Alex przygotowala sie bardzo dokladnie i czytajac the Standing Stone i drukujac mapki ktorych zapomniala z soba zabrac. Ale pamietala dokladnie „ksztalt drogi” i ze jakies miejsce bylo miedzy taka wsia a taka, wiec trafilysmy prawie wszedzie bez problemow. Oczywiscie nie obylo sie bez „kwakania” i chu..chow” ale przynajmniej bylo wesolo. Towarzyszyla nam wyprobowana sciezka dzwiekowa z nieocenionym Feelem, Samantha Fox, Ivanem i innymi piosenkami ktore sie swietnie spiewa chorem w samochodzie.
Pogoda byla jak najbardziej odpowiednia do zwiedzania ruin i cmentarzy bo nie bylo slonca – wiadomo, atmosfera!
Pierwszy na trasie znalazl sie Castledermot Friary, zreszta niezaplanowy. Ta dystyngowana ruina – o ile mozna uzyc takiego okreslenia – stoi tuz przy drodze wiec po prostu musialalysmy stanac i obfocic. Tabliczka glosi ze klasztor zbudowano w 1247 roku z miejscowego granitu i zniszczyla go po raz pierwszy armia szkocka w 1317r. Odbudowany, zostal ponownie zburzony przez wojska Cromwella i tak juz zostalo.
Piekne gotyckie luki wciaz robia duze wrazenie. Posrodku jest cos co byla chyba studnia. Pare minut dalej samochodem stoi okragla wieza, dosc nietypowa bo znajduje sie po polnocnej a nie wschodniej stronie kosciola a wejscie do niej jest zaraz przy ziemi a nie wyzej. Oczywiscie jest i kosciol, na teren posesji wchodzi sie przez piekne romanskie sklepienie lukowe. Sa i dwa krzyze (High Cross) z dziewiatego wieku, jak sie doczytalam.



Nastepny w kolejnosci zabytek to jak sie okazalo bylo CLUE calej wyprawy – jeden z piekniejszych opuszczonych zamkow jakie widzialam w Irlandii do tej pory – Duckett’s Grove Castle. Wybudowany stosunkowo „niedawno” bo w 1830 r w stylu gotyckim zostal zniszczony w pozarze w 1933 r (ciekawostka – byla uzywany w latach 20-tych prze IRA). Sprawia naprawde niesamowite wrazenie proporcjami i rozmiarem a przy tym jest raczej „spooky” 😉 Zachowalo sie wiele rzezb na murach i gargulcy. Obok jest ladnie odrestaurowany ogrod rozany – niestety roz jeszcze nie bylo – oraz ciekawie brzmiace „pleasure grounds”.



Potem pojechalysmy do Carlow ktore jest przyjemnym kolorowym miasteczkiem i tez ma swoje ruiny zamku, a jakze. Carlow Castle to raptem sciana i dwie wieze, szkoda ze tylko tyle przetrwalo.

Po zjedzeniu wybornego brunchu w Lennnons & Visual (dziewczyny jajka po benedyktynsku a ja fresh cod) ruszylysmy dalej do wioski Oldleighlin ktorej glowna atrakcja jest katedra o ciekawej historii ktora mozecie poznac tu. Niedaleko jest przedziwne miejsce ze swieta studnia ktore wyglada dosc odstreczajaco z powodu rzeczy ktore zostawiaja tam ludzie – jakies laleczki wodoo, zabawki, zdjecia. Na drzewku obok wisza dziesiatki skarpetek i galgankow co ma byc zwyczajem poganskim. Bardzo „creepy” (co nie przeszkodzilo sie nam spryskac woda bo przeciez nigdy nic nie wiadomo ;). Jakbyscie tam byli to nie dajcie sie zwiesc drogowskazowi z napisem „scenic route” – nie ma nic a nic scenic tam.


O rzut beretem znajduje sie Lighlinbridge ze sredniowiecznym mostem na osmiu lukach. Pod mostem mlodziez okoliczna siedzi sobie i macha nogami.
Zeby ogladnac z bliska Ballyknockan Church trzeba miec – jak sie teraz doczytalam – zgode wlasciciela ziemi na ktorej stoi. My wlazlysmy po prostu nie baczac na to ze ta sama brama prowadzi do czyjegos ogrodka. Kosciol jest w dosc dobrym stanie, przy nim znajduje sie urokliwy cmentarzyk z pochylonymi nagrobkami.

Ballymoon Castle dla odmiany stoi posrodku pola na ktorym pasa sie konie. Gdyby to byly krowy to moze bysmy nie polazly tam. Konie zdziwione patrzyly na nas i nawet za nami chodzily, dopoki sie nie przekonaly ze wzbudza to w nas lekka panike 😉 Zamek jest nietypowy z powodow architektonicznych – kwadratowy dzidziniec mialy otaczac trzy pietra przeznaczone do zamieszkania. Duza liczba toalet i kominkow ma swiadczyc o bardziej uzytkowej niz obronnej funkcji. Podobno zamku nigdy nie skonczono z braku funduszy – taka sredniowieczna recesja akurat byla. Jak zauwazyl The Standing Stone – co za zdumiewajaca pararela do czasow obecnych, kiedy to kompleksy mieszkalne stoja puste i niszczeja z podobnych powodow. Historia lubi sie powtarzac.


Juz w Co Wicklow stoja pozostalosci po Baltinglas Abbey, opactwa zalozonego w 1148 r. Opactwo przestalo dzialac w polowie XVI w ale wciaz podziwiac mozna piekne gotyckie sklepienia a takze cos co wyglada jak mala piramida i nie mam pojecia co to. Doszukalam sie tez celtyckich motywow na przytwierdzonej do muru tablicy.


I to juz byl koniec bo zaczelo sie sciemniac, jeszcze tylko wpadlysmy do pubu na bailey’s coffee i do domu.
W niedziele jade z Alex na 2 dni na wyspe Achill a w pazdzierniku – uwaga – Lisdoonvarna i festiwal swatow 😉 naogladac sie wolnych farmerow. To dopiero bedzie ciekawy wyjazd!
Zdjecia 2 i 9 zrobione przez Sylwie i opublikowane za jej zgoda 🙂